Will Byers
Jechaliśmy samochodem mojego brata w miejsce które nie do końca rozpoznawałem. Zastanawiałem się gdzie mogą nas zaprowadzić, co tak ważnego działo się na drugim końcu miasta, że musieliśmy się tam znaleźć. Mike nieśmiało trzymał moją rękę a ja jej nie cofałem bo było mi z tym cholernie dobrze, ciepło równo rozchodziło się wewnątrz ciała i próbowałem skupić się na wszystkim co działo się wokół mnie równocześnie zapamiętując każdą sekundę przy chłopaku.
W radiu leciała jedna z moich ulubionych piosenek przez co czułem się magicznie pod każdym względem. Był już półmrok, kwiecień zaczął się kilka dni temu a temperatura diametralnie wzrosła z czego byłem niezwykle zadowolony. Kiedy po jakiś dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy na polu otoczonym sporą ilością kontenerów, otaczała nas cisza a ja kurczowo trzymałem się Mike'a.
— Chodźcie za mną, weźmiemy tylko coś i wracamy dobrze? – Johnatan odezwał się i pewnym krokiem ruszył na przód z Nancy
— Mogę wiedzieć po co nas tu przyciągnąłeś? Nie podoba mi się to miejsce – Przewróciłem oczami i przyśpieszyłem wraz z Mikiem
— To tylko chwila zaufajcie nam – Nancy wcięła się w rozmowę i dostąpiła nam kroku – Chyba, że chcecie zostać na dłużej..
Spojrzeliśmy na nią skrzywionym wzrokiem przepełnionym zdumieniem i zakłopotaniem. Kiedy wyszliśmy z zakrętu ku moim oczom ukazał się pięknie oświetlony stół i mnóstwo jedzenia wraz z miniaturowym tortem na środku stołu, spojrzałem na Mike'a który nagle zmienił zachowanie i wyglądał na tak samo rozbawionego jak nasze rodzeństwo. Nim zdążyłem spytać co się dzieje zza rogu wyłoniła się cała grupa przyjaciół w takim samym składzie jak wtedy gdy szykowaliśmy przyjęcie powitalne dla Mike'a, wszystko działo się tak szybko, że nawet nie rejestrowałem do końca każdego momentu.
Do moich uszu dobiegło donośne sto lat, moje usta zadrżały a kolana wymiękły. Wszyscy wokół mnie śpiewali jak tylko mogli a mi zabrakło tlenu w płucach przez wyjątkowość całej sytuacji. Brunet stał na środku i obserwował moją reakcje, miałem ochotę go przytulić a chwilę później palnąć za to, że wiedział o całej sytuacji i wciąż to zataił. Gdy skończyli wybuchłem płaczem pomimo, że wcale nie świętowałem moich urodzin a szczególnie w tym roku, doceniałem to, że potrafili i chcieli coś takiego zorganizować patrząc na fakt, że było to tydzień po dacie.
— Jak Ci się podoba Will? – Max odezwała się zza pleców Mike'a i podeszła do mnie z otwartymi ramionami – Mieliśmy to zrobić w dzień twoich urodzin ale Mike nalegał żeby poczekać z imprezą do momentu aż pogadacie – Dziewczyna przewróciła oczami w stronę bruneta
— Dobra dobra, nie zrzucaj wszystkiego na mnie – Chłopak zaśmiał się – Wszystko okej? Wyglądasz na przestraszonego?
— Ja.. Ja po prostu zaniemówiłem.. – Wydusiłem z siebie i popatrzyłem w oczy chłopaka – Dziękuje wam..
Wszyscy podeszli do mnie i bardzo mocno ścisnęli. To było to czego tak bardzo potrzebowałem, miłości od bliskich mi osób. Johnatan też tam był, no i oczywiście Nancy, wszyscy których potrzebowałem stali ze mną i cieszyli się moim szczęściem. Mój brat zapalił siedemnastkę na torcie zachęcając mnie do podejścia bliżej co oczywiście zrobiłem bez zawahania. Ciasto miało kolor żółty ozdobione w małe kremowe stokrotki i niebieskie świeczki, oczy zaszklone był tak mocno, że nie wiedziałem już na co patrzę przez co z trudem zdmuchnąłem świeczki skupiając się na tym aby za chwilę nie palnąć czegoś głupiego. Pomyślałem życzenie a wokół mnie rozbrzmiały gromkie brawa wypełniające moją duszę od wewnątrz.
— Czego sobie życzyłeś Will? – Zapytał mnie jednogłośnie Lucas i Dustin
—Chciałbym wam powiedzieć ale to ściśle tajne – Zaśmiałem się i sięgnąłem po nóż aby zacząć kroić kawałki – Gdybym wam powiedział uznalibyście to za marnotrawstwo potencjału mocy życzeń
CZYTASZ
Affection. ┆彡 Byler
FanfictionMike wraca do domu po wypadku który miał miejsce kilka miesięcy wcześniej z uszczerbkiem w pamięci, niektóre wydarzenia pamięta jak przez mgłę niektórych wcale. Jego mama postanawia poprosić o pomoc Willa który był według niej najbliższą osobą dla j...