Rozpoczęcie roku szkopnego

173 7 50
                                    

Nadszedł ten dzień... Rozpoczęcie roku szkolnego. Ojciec jak co roku miał cogadać na początku. James miał być Jamesem, nie Eriką za co dziękował tak na prawdę jego starszym braciom. Został mu zakupiony jakiś śmieszny mundurek. Miał granatową marynarkę, czarne spodnie i granatowy krawat. Każda klasa miała jeszcze dostać swoją przypinkę odpowiadającą profilowi. Do szkoły nie można było wejść bez jakiejś karty, która miała być wydawana przez wychowawcę. Will go uspokajał, że szkoła jest całkiem spoko. Obiecał mu też, że go oprowadzi. Dowiedział się też, że wielu uczniów z całej Polski nocowało w specjalnych bursach, aby móc uczęszczać do tej szkoły. Dla Jamesa było to jeszcze bardziej stresujące. Podczas pierwszego dnia w szkole miał mieć już wprowadzenie do lekcji i zapoznanie z klasą i nauczycielami. Klasy miały być małe i liczyć jedynie dwanaście osób. W porównaniu z ogromną 30...
- Gotowy? Zawiązać Ci krawat?- zapytał Fred wchodząc do pokoju zestresowanego Jamesa.
- Trochę się stresuję...- odpowiedział męcząc się z krawatem, który jak na złość, cały czas wychodził zbyt długi.
- Pokaż to...- uśmiechnął się Fred biorąc od niego niesforny krawat. Szybko go zawiązał.
- Proszę bardzo!- uśmiechnął się ponownie.
- Dziękuję...- odpowiedział nieśmiało James.
- Jesteś strasznie przystojny.- uśmiechnął się do niego Fred, dotykając palcem jego nosa.
James odwzajemnił uśmiech. Fred miał w sobie coś takiego, że nie można było być gburowatym w jego towarzystwie.
- To idziemy? Masz rzeczy? Dziś zostaw już sobie to śmieszne wdzianko do labu... Myślę, że nie będą na początku was męczyć w tym pomieszczeniu... Śmierdzi tam szpitalem...- mówił, cały czas szczerząc swoje białe niczym śnieg zęby.
- Wiesz jakie są nauczycielki?- zapytał nieśmiało.
- Unikaj babki od chemii... Nawet z nazwiskiem Verumes nie masz u niej łatwo... Siedź cicho i udawaj, że nie istniejesz to może Cię nie zapyta... Charlie za to robi na jej lekcji chlew, totalnie się jej nie bojąc, a więc... Ale chyba lepiej być dla niej miłym.- opowiadał mu, biorąc jego plecak w rękę.- Co Ty tam masz?! Kamienie?- zapytał, bo nie spodziewał się takiego ciężaru.
- Książki... I to tylko te potrzebne na dzisiaj.- odpowiedział James.
- Ta... A potem mi powiedzą, że dzieci skoliozę ma od siedzenia przed komputerem...- westchnął Fred.
Jego bracia byli tak samo odstawieni jak on. Stanley miał w tym roku iść na studia, ale ta uczelnia do której miał uczęszczać zaczynała zajęcia już we wrześniu. Wcale nie wyglądał jakby chciał zrobić komuś głupi żart. Odwrotnie. Był tak poważny jak ojciec. Nawet wiecznie rozczochrany Charlie wyglądał jakby miał zaraz popisać się niesamowitą wiedzą. Will jak zawsze elegandzki, a jego włosy jak zawsze rozwiane.
- Gotowi?- zapytał Fred- Za zawiozę towarzystwo do szkoły, a Percy Stanleya... Wreszcie skończyły się problemy ze Stanleyem i Charliem! Nareszcie ich rozdzieliliśmy!- zaśmiał się Fred.
Pojechali bardzo drogim autem pod ogromny budynek. Był w nowoczesnym stylu. Cały przeszklony z ogromnym logiem zawieszonym na samym środku.
- Jesteśmy. Will, zajmij się Jamesem... Ciebie to też dotyczy Charlie.- warknął w stronę bardzo schludnie ubranego brata.
Will i Charlie założyli szpanerskie okulary przeciwsłoneczne.
- Proszę bardzo braciszku.- powiedział Charlie dając mu trzecią parę do ręki.
James założył je niepewnie. Wszyscy uczniowie patrzyli się na nich tak, jakby chcieli im paść do stóp jak królom. James niezręcznie czuł się w takiej sytuacji, ale też całkiem fajnie...
Na wejściu do szkoły zobaczył jak bogato była urządzona placówka. Wyglądała jak liceum z amerykańskich filmów.
- Panowie Verumes!- od razu podekscytowała się na ich widok jakaś starsza kobieta z czarno-posiwiałymi włosami spiętymi w koka. Była raczej szczupła. Na jej nosie były spiczasty oprawki okularów. Nie robiła wrażenia miłej...
- Witam Pani Irencka.- powiedział Fred unosząc kąciki ust.- Przedstawiam pani naszego najmłodszego brata. To jest James.- powiedział kładąc swoje dłonie na ramionach chłopaka.
Dyrektorka ( jak domyślił się James) przypatrywała mu się przez dłuższą chwilę po czym powiedziała sztucznie miłym głosem:
- Witamy James w progach naszej szkoły... Ja nazywam się Rozalia Irencka i jestem dyrektorem tej pięknej szkoły... Kolejny lekarz z rodziny Verumes?- zapytała uśmiechając się sztucznie.
- Tak myślimy.- odpowiedział szybko Fred, ale Charlie uśmiechnął się szyderczo.
- Oh i Charlie! W tym roku już bez Stanleya?- zapytała jakby zadowolona z tego faktu.
- Stanley na studiach.- odpowiedział jej Fred.
- Panie Verumes to pana identyfikator. Proszę bardzo. - powiedziała podając mu jakąś kartę z jego imieniem, nazwiskiem i jakimś kodem z tyłu. - Przykłada ją Pan za każdym razem do drzwi jak pan gdzieś wchodzi albo wychodzi w tym budynku. - tłumaczyła mu.- A to przypinka zgodna z Pana profilem.- powiedziała dając mu do drugiej dłoni srebrną przypinkę z jego inicjałami oraz wężem Eskulapa.
James już czuł się jak lekarz.
Fred rozdzielił się z nimi. Poszli do wyznaczonych sal. Pierwszoklasiści mieli rozpoczęcie roku oddzielnie w swoich klasach.
James przybył do klasy pierwszy. Usiadł więc na końcu. Został mu wręczony zestaw z jego imieniem i czegoś w rodzaju znaczka. Czuł się jakby był w przedszkolu. Wszędzie musiał przyklejać swoje imię.
Szybko kożystając z okazji, że przyszedł pierwszy nakleił na ławkę swoje imię, aby nikt mu jej nie zajął.
Czekał tak na resztę rozglądając się po sali i co i rusz poprawiając. Była bogato urządzona. Na ścianie wisiała tablica na mazaki, tablica multimedialna i wiele plakatów anatomicznych. James chodził do klasy 1A, a z tego co wiedział klas biologiczno-medycznych było aż cztery. Nagle do środka weszła jakaś dziewczyna. Miała długie, falowane włosy z małym kokiem na środku w którym spięta była jej grzywka. Miała na nosie srebrne okulary i była tak samo spięta jak James.
- Hej!- przywitała się z nim nie śmiało.
- Hej...- odpowiedział James. Gardło mu się wręcz zaciskało ze stresu.
- Nazywam się Pola. A Ty?- zapytała.
- James...- odpowiedzieć jej szybko.
- Mogę z Tobą usiąść? Wydajesz się miły, zająłeś najlepszą ławkę...
- Jasne.- odpowiedzieć James.
Chyba nie wiele osób chciało z nim kiedykolwiek siedzieć w ławce.
- Skąd jesteś? Ja przyjechałam tu z Gdańska. Będę mieszkać w akademiku.
- Ja...Jestem z tąd... Mieszkam tu zaraz na wsi...
- Ale fajnie! Nie musisz się rozdzielać z rodziną! Czadowo... A słyszałeś o Verumesach? Podobno chodzą tu synowie profesora! To zaszczyt!- podekscytowała się.
- E...Ja jestem Verumes...Ale średnio znam ojca, bo...Ciężka sytuacja... Nie miałem z nim kontaktu przez całe życie...- odpowiedział jej.
Dziewczyna wyglądała jakby miała się posikać z ekscytacji.
- Jesteś James Verumes?! Ten Verumes?! Aaa! Siedzę z Jamesem Verumesem!- piszczała cicho.
- To chyba nic takiego...- odpowiedział jej.
- No jak nic?! Twoja rodzinka od zarania dziejów to najlepsi lekarze znani z całego świata! Twój tata jest wybitnym człowiekiem! Wybitnym!- mówiła.
- A może powiesz mi coś o sobie?- zapytał James.
- No...Ale o mnie to nic ciekawego. Wiesz... Jestem kujonką. Dostałam się tu tylko dzięki wieli stypendiom...W przyszłości chcę być onkologiem. A ty?- zapytała - Na pewno chcesz być lekarzem, nie?
- Ja? Eee...Może psychologiem albo psychiatrą...- odpowiedział jej nieśmiało.
- Też fajnie...
Do klasy weszło jeszcze dwóch chłopaków. Od razu było widać, że to bananowi cwaniaczkowie... Nie wyglądali na wybitnie mądrych. Jeden był wysoki z brązowymi, kręconymi włosami, a drugi niski z prawie białą czupryną.
- Wypad z tymi naklejkami. To nasza ławka.- odezwał się ten niższy.
-Zamknąć się debile. To James Verumes.- warknęła na nich ostro Pola, zanim sam chłopak zdąrzył się odezwać.
- A...Okej... Sorki. Tylko was sprawdzaliśmy... - odpowiedział wyższy.- Przepraszam za kolegę...Albert idziemy...- powiedział skręcając niższego w stronę ławki obok.
- Ja jestem Tymon Kukaz, a to Albert Gołąb... - przedstawił ich starszy.
- Pola Śmigiel.- odpowiedziała bardzo miła i zakręcona dziewczyna.
- James Verumes.- uśmiechnął się lekko chłopak.
Wiedział, że Tymon i Albert to nie są materiały na przyjaciół.
Potem weszły trzy bogate dziewczyny. Były rozesmiane i były zawiedzone, że muszą odrzucić jedną z nich, aby usiąść razem w ławce.
- Może zwolnicie nam tą ławkę, co?- zapytała jedną z nich. James od razu zorientował się, że svardzo wysokie.
- Nie.- odpowiedział dumnie.
- Ta? To jak Ci na imię?- zapytała druga z czarnymi włosami. Jej twarz wyglądała, jakby miała kilka razy złamany nos.
- James. - odpowiedział dumnie.
- Jamesie głupi, ustąp nam miejsca bo inaczej pogadamy.- sapnęła trzecią o orzechowych włosach. Jej złote okulary świeciły na jej nosie.
- To Ty jesteś głupia, nie ja. Tam masz jeszcze wolne. A Ty jak się nazywasz?- zapytał.
- Co Ci do tego?
- Nic...Nic do prawdy.- uśmiechnął się złowieszczo.
- Dobra z Tobą to nie ma co gadać... Idziemy- powiedziała jedną z nich, siadając przed nim.
Potem weszło jeszcze kilka osób, które posłusznie zajmowały wolne miejsca.
Nagle w klasie pojawiła się czarnowłosa, niska nauczycielka z bardzo miłym wyrazem twarzy.
- Witajcie drogie pierwszaki! Jak wam się podoba w szkole?- zapytała uśmiechając się ciepło- Możemy sprawdzić listę obecności? Oh bym zapomniała! Ja nazywam się Lidia Brel i będę was uczyła teoretycznej biologi. Mam nadzieję, że wszyscy się jakoś dogadamy.- powiedziała otwierając komputer, leżący na biurku.
Najpierw wyczytała niejaką Kaję Chrzanek. Była niską dziewczyną z krótkimi, brązowymi włosami. Stwarzała wrażenie całkiem miłej.
Nastepny był Albert Gołąb. Po nim Maksymilian Górski. Wydawał się bardzo przyjazny, ale nieśmiały. Miał krótkie, bląd włosy i czarne oczy. Siedział w ławce z Kają.
Potem pani wyczytywała wiele innych osób takich jak : Olivier Kozierki, Tymon Kukaz, Jakub Nigielski, Albert Szczepan... James dowiedział się także, że dziewczyna o orzechowych włosach i złotych oprawkach nazywała się Karolina Wiśnia, ta, która wyglądała jak bokserka nazywała się Emilia Kołodziej, a trzecia- drobna blądyneczka - nosiła imię Laura Magdaleńska. Po wyczuwaniu Poli pani aż się zawiesiła.
- James Verumes...- powiedziała takim głosem, jakby wyczytywała do siebie znaną gwiazdę.
Głowy całej klasy zwróciły się w jego stronę. Niektórzy jak Laura rozbierali szczęki z wrażenia.
- J...Jestem.- wyjąkał totalnie nie spodziewający się sytuacji.
- Jesteś synem pana Harrego Verumesa?- zapytała nauczycielka.
James nieśmiało pokiwał głową.
- Witamy w takim razie w tej szkole i mamy nadzieję, że Ci się tutaj spodoba.- powiedziała uprzejmie kobieta.

Potem były zajęcia integrujące klasę. James od razu zauważył, że do niej nie pasuje. Jedynie on, Pola i Maks wychowywali się w nie najbogatszych rodzinach i przybyli tu tak na prawdę...przypadkiem. Największe zamieszanie mieli siać Tymon z Kubą, a najbardziej jadowite wydawały się być dziewczyny. James nie wiedział co o sobie mówić, dlatego siedział cicho. Pod koniec lekcji wymienił się tylko numerem telefonu z Polą i dołączył na klasowego messengera. Nie oczekiwał cudu, że magicznie się tu zaklimatyzuje. Bał się, że wszyscy odkryją jego sekret...

Po lekcjach odebrał go Fred. Will i Charlie kończyli później, dlatego jechał z nim sam.
- Jak dzień w szkole?- zapytał ciekawy brat.
- Dobrze...Chyba.- odpowiedział James.

Hej! Wstawiam nowy rozdział! Uwierzcie mi lub nie ale dziś pół dnia siedziałam i wymyślałam imiona i nazwiska postaciom 😆 Jak myślicie? Czy Jamesa zaakceptują w nowej klasie? Czy jego sekret wyjdzie na jaw? Dzięki za przeczytanie rozdziału i do zobaczenia w następnym!

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz