Trudna rozmowa

174 9 31
                                    

- James! James?! Gdzie jesteś?!- słyszał jak ktoś go woła. Nie interesowało go to. On zapewne też ich nie interesował. Chciał zniknąć. Płakał do mamy. Tak bardzo ją kochał, a ta tak nagle go opuściła...
- James!- usłyszał tym razem Percyego.
James przypomniał sobie o opasce jaką nosił na nadgarstku. Wszyscy bracia dzięki niej mogli się łatwo zlokalizować. Chciał ją zdjąć i gdzieś wyrzucić, ale stwierdził, że to bez sensu. Nikt nie będzie go szukał w krzakach.
Z drugiej strony był jednak dumny z siebie, że dał radę wygarnął ojcu co o nim myśli. Tak bardzo chciał, aby jego kochana mama mogła przytulić go choć raz jeszcze... Aby przyszła, pogładziła po głowie i powiedziała, że nic się nie dzieje... Albo nawet chociaż nakrzyczała. Albo upiekła ciasteczka... James chciał usłyszeć jej głos... Chciał tak strasznie się z nią spotkać, pocałować, poczuć jej zapach...

To wszystko jednak minęło bezpowrotnie. Już nigdy nie wysłucha swojej mamy, nie pocałuje go i nie pochwali za oceny, albo nie nakrzyczy za jakąś głupotę jaką odczynił... Tak bardzo tego pragnął. Siedział jednak w krzakach zapłakany, co jakiś czas słysząc jak ktoś go woła. Nie wiedział czemu tak im na nim zależy... Był przecież dla nich totalnie obcym chłopakiem o którego wcale nie musieli się troszczyć.
- James! James gdzie jesteś! - nawoływał go tym razem Percy.
James słyszał jak chodzi wokoło krzaków.
Nie miał jednak ochoty przyznawać się do swojej obecności w krzakach. Chciał być sam i zniknąć dla całego świata. Nagle poczuł jak ktoś łapie go za rękę.
- Tu jesteś! Czemu uciekasz?! I nie odpowiadasz na to jak ktoś Cię woła?! - od razu mruknął jego najstarszy brat.
- Zostaw mnie.- powiedział wyrywając mu się.
- Nie wydurniaj się. Nie zamieszkasz przecież w krzakach.- powiedział nabuzowany. Po chwili wziął głęboki oddech i powiedział- Przepraszam za ojca... I za siebie.
- Ty nie masz za co przepraszać.- odpowiedział James przecierając oczy.
- Mam. Jako twój starszy brat mam obowiązek Cię chronić. Nie zrobiłem tego jak należy.
- Nie Percy. To ja jestem tu problemem. Nie Ty. Ja wepchałem się w wasze życie z butami i teraz jeszcze bezczelnie płaczę i macie ze mną problemy... To ja przepraszam.
- Nie wepchałeś się w nasze życie. Gdybym wiedział wcześniej, że mam brata to na pewno bym chociaż starał się z Tobą nawiązać jakikolwiek kontakt... To samo powiedzieliby inni chłopcy... Nie jesteś problemem James. - powiedział siadając obok niego. Nie przejmował się tym, że może pobrudzić sobie garnitur.

Położył swoją rękę na jego plecach.

- Wiesz... Ojciec taki nie był. Zawsze był ciepły i miły... Do śmierci mamy. Po jej śmierci całkiem się rozsypał. Całe dnie przesiadywał w pracy i tak mu chyba zostało... Obwinia się o jej śmierć. Nigdy się z nią nie pogodził. To ja i Fred tak na prawdę w wieku 15 lat zostaliśmy nowymi ,,tatusiami" dla młodszego rodzeństwa. Ojciec wynajął nianie, panią Swietę...
James słuchał go uważnie. Było mu szkoda jego braci. Nie przeżyli wcale mniej od niego... Gdy pomyślał, że miałby piątkę rodzeństwa i załamanego ojca na swoich barkach pomyślał, że nie dałby rady.
- Tak strasznie bym chciał, aby moja mama wróciła... Chciałbym usłyszeć ją jeszcze raz, poczuć jej dotyk... Ale to nie możliwe...- powiedział James.
- Wiem... Też bym chciał aby moja mama chociaż raz przyszła, zobaczyła swoich synów... Chociaż raz. Ale oboje wiemy, że to niestety nie jest możliwe... Wiesz, ale wydaje mi się, że to lepsze niż twoja mama miałaby żyć jako roślina... Żyłaby, ale nie byłaby sobą. Cierpiał byś mocniej...- powiedział Percy wpatrując się w zachodzące słońce.
- Nie wiem...Nie wiem. To takie trudne...
- Wiem, James. Wiem o tym...- westchnął- Ale masz nas. Zawsze będziesz nas miał.
James nie odpowiedział. Przybiegł zdyszany Will.
- James! Cholera... Ale Cię szukaliśmy! O!- zobaczył obok niego druhiego brata- Percy!
Usiadł obok nich.
- Nie martw się James. Mnie ojciec też średnio lubi...
- Ciebie? Dlaczego?- zapytał zdziwiony.
- Bo to przezemnie umarła mama...- odpowiedział zwieszając głowę.
- Nie przez Ciebie, a przy Twoim porodzie. To robi różnicę Williamie.- od razu poprawił go Percy.
Dla Jamesa było to bolesne... On wcale nie miał najgorzej... Will nigdy nie poznał swojej mamy. Znał ją tylko z opowieści.
- Przykro mi... Nigdy jej nie poznałeś... Strasznie mi przykro.- powiedział James.
- Nie ma po co... Podobno wiedziała, że umrze jeśli mnie urodzi. Zdecydowała, że woli ratować mnie niż siebie, przez co zmarła. Tata nie mógł się z tym pogodzić.- odpowiedział Will.
James niepewnie go przytulił. Will lekko się uśmiechnął i odwzajemnił delikatny uścisk.
- Możemy wracać do domu? Ojciec już nie wraca. Od razu jedzie na lotnisko. - powiedział Percy.
James niepewnie pokiwał głową.

W domu Percy kazał wziąść jemu i Willowi gorącą kompiel, aby się wygrzać. James bał się tej nocy... Czuł się samotny. Poszedł więc do pokoju o rok starszego brata.
- Will?- zapukał. Była godzina 21, dlatego mógł jeszcze nawet nie położyć się do łóżka.
- Proszę...- usłyszał.
Kiedy wszedł zobaczył, że Will też jest smutny.
- Nie chcę sam spać... Mogę spać z Tobą?- zapytał.
- Jasne.- odpowiedział Will- Też chciałem się Ciebie o to zapytać, ale nie miałem odwagi.
To u mnie czy u Ciebie śpimy?- zapytał.
- Możemy gdzie chcesz...
- To pójdźmy do Ciebie... Wypróbujemy twoje łóżko...- powiedział biorąc swoją pościel i pluszaka. Will miał kołdrę ze świnką z Vaiany, oraz pluszaka, który był słodkim, rudym kotkiem.
W łóżku postanowili obejrzeć jeszcze jakiś film. Padło tym razem na Meridę waleczną. James był wdzięczny Willowi za to, że jest dla niego tak miły i cudowny. Był dla niego jak przyjaciel, którego chyba jeszcze nigdy nie miał.

Hej! Jak się podoba rozdział? Mam nadzieję, że fajny ;) Jak myślicie? Co dalej? Do zobaczenia kochani!

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz