Charlie

185 10 87
                                    

James stresował się pójściem do szkoły. Rano bardzo niepewnie zjadł śniadanie i już szedł do garażu, kiedy Stanley oznajmił:
- Ja dziś Cię zaworzę młody... I Ciebie też Charlie.
James przełknął ślinę. Bał się, że Stanley powie Charliemu w samochodzie, aby chodził za nim krok w krok i pilnował...
Wsiedli do auta i Stanley od razu bąknął:
- Nadgarstki.
James najpierw nie zrozumiał o co mu chodzi, ale Stanley powtórzył warcząc:
- Nadgarstki James. Jeśli nie zobaczę nic świerzego to nie powiem reszcie. Rozumiesz?
James niepewnie pokazał je.
- Przedramiona.- wymieniał Stanley przypatrując mu się z uwagą.
James zdjął z siebie sweter i pokazał ręce mowiąc:
- Zadowolony?
Stanley uśmiechnął się lekko.
- Widzisz? Może to na prawdę były róże... Ale ja wolę dmuchać na zimne...- mruknął podając mu sweter.
- Cześć!- powiedział Charlie- Młody na tyły. To moje miejsce.- powiedział do Jamesa.
On posłusznie usiadł z tyłu auta i trochę się stresował tym, że Stanley powie coś Charliemu. Nic takiego się jednak nie stało. Stanley i Charlie rechotali jak debile na przednich siedzeniach.
Przed szkołą jak codzień machała już do niego Pola.
- Zakochałeś się James? Zakochałeś..- zarechotał Charlie.
- Wcale nie! To moja koleżanka.- warknął.
- Ta... A ja to święty Mikołaj...- parsknął.
- Odczep się Charlie.- warknął James wysiadając z drogiej bryki i zmierzając w kierunku jego przyjaciółki.
- Cześć Pola! Dziś już piątek! Fajnie, nie?
- No... A może...- zaczęła nieśmiało, patrząc na czubki swoich butów.- Może chciałbyś się ze mną spotkać po szkole...
- Przepraszam Pola, ale dziś nie mogę... Tata wyjeżdża dzisiaj i musimy go ładnie pożegnać, bo wraca dopiero na święta... Bardzo bym chciał, ale serio nie mogę.- przyznał.
- Okej! Nic nie szkodzi! Jak będziesz miał czas w weekend możesz się ze mną pouczyć fizyki na kamerce... Nie lubię się uczyć sama, a mam narazie jednoosobowy pokój w internacie.- przyznała Pola i tak szczęśliwa.
- Świetny pomysł. Ja wcale nie lubię się uczyć, a więc...
- James! Nie przesadzaj!- zaśmiała się Pola.

Lekcje tamtego dnia mijały całkiem spokojnie. James jak ognia omijał osoby ze swojej klasy, które wytykały go palcami. Musiał jednak iść do łazienki. Kiedy już wychodził z kabiny zobaczył przed drzwiami Tymona.
- Żaklina to łazienka dla PRAWDZIWYCH chłopców.- zarechotał.

James spuścił głowę.

Ten idiota nie jest wart twojej śliny na języku. Nie zniżaj się do jego poziomu James.

- Żaklina! Piękna dziewczyna!- zarechotał
- Odczep się co? Jestem bardziej męski od Ciebie.- mruknął.
- Tak? Chcesz to sprawdzić? Twój tatuś przyjeżdża dopiero w święta, a więc...Może zapomni.- warknął tym razem agresywnie, pociągając go na ścianę.
James zaczął szybciej oddychać.
- Co?! Co Żaklina!? Strach obleciał?!- zarechotał, wymierzając mu liścia.
Nagle ktoś odepchnął Tymona, a James został oswobodzony. Tym razem to Tymon piszczał jak dziewczynka.

- Zostawisz go i ani razu się do niego nie odezwiesz. Przepraszaj ściero jebana.- warczał wysoki chłopak z kręconymi włosami. Po głosie James rozpoznał w nim swojego starszego brata.
- Zostaw mnie debilu! Ty wiesz kim mój ojciec jest? Kim Ty jesteś, aby mi rozkazywać!- wyrywał się Tymon.
- A no bratem Jamesa, a ojciec pomimo wyjazdu może Cię z tej szkoły łatwo wywalić... To co? Próbujesz?- syknął podnosząc go za kołnierzyk, tym samym sposobem lekko go podduszając.
- Zostaw mnie.- warknął chłopak, który robił się czerwony.
- Przepraszaj go. Teraz.- warknął Charlie, wlepiając w niego swoje niebieskie oczy.
- Spierdalaj...- syknął.
Charlie mu przyłożył tak, że Tymon się zrzygał. James rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- To przepraszasz czy nie? Czy mam Cię utopić w kiblu?- zapytał patrząc na chłopaka, któremu do oczu zbierały się łzy.
Tymon wydawał się być dumny, aby powiedzieć ,,przepraszam", dlatego Charlie przyłożył mu raz jeszcze i wsadził jego głowę pod kran. Odkręcił zimną wodę i powiedział:
- Ja sobie poczekam... - nagle jego wzrok skierował się na Jamesa.- A Ty? Wszystko dobrze? Nic Ci nie zrobił?
James pokręcił głową przecząco. Nic mu się nie stało poza uderzeniem z liścia.
Tymon zaczął próbować się jakoś bronić, ale Charlie wydawał się nie wzruszony.
- Zostaw go Charlie. Zostaw.- powiedział James sam nie wiedząc, czy tak na prawdę chce okazywać litość Tymonowi... Ale wizja tego, że jego brat mógłby mieć przez niego kłopoty była przekonującą.
- Dręczył Cię, dlatego zasługuje na karę.- powiedział podnosząc go całego mokrego z nad kranu.- To co? Powiesz przepraszam, czy mam Ci dalej czyścić mózg?
- Pożałujesz... Mam gdzieś kim jest twój ojciec, ale mój jest burmistrzem Zakopanego i...
- Tak? To fajnie... - przerwał Charlie, przykładając mu jeszcze raz.- To jak wreszcie będzie? Przeprosisz go, czy nie?
- A spierdalaj! Takiemu pedałowi?!
- Pedały to Ci mogę zaraz z roweru powykręcać - powiedział z powrotem wsadzając go pod zlew.

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz