Niespodzianka

199 10 17
                                    

       Bracia wyszli kiedy tylko James zasnął.
- On cierpi...- westchnął Ethan, zamykając za sobą drzwi i gasząc światło.
- Myślicie, że nie wiem?!- zapytał Percy jakby pytanie było do niego.
- Przecież on się załamnie.- przyznał Fred.
   Harry stał, coś mrucząc. Odszedł w ciszy, schodząc na dół.

    Następnego dnia James obudził się sam nie wiedząc co się stało. Średnio pamiętał poprzedni wieczór. Zszedł na dół zdezorientowany, że ma na sobie piżamę, bo nie za bardzo sobie przypominał, aby ją na siebie wkładał. Jak przez mgłę przypomniał sobie o tym, że miał atak paniki. Nie za wiele pamiętał jednak po straceniu przytomności, aby nie powiedzieć, że nic. Chyba wtedy lek musiał zacząć działać... Popatrzył tępo na otoczenie, po czym poszedł zrobić sobie kakao. Zapomniał kiedy ostatnio je pił. Chciał jednak go spróbować i jakoś w dupie miał kalorie w nim zawarte. Po prostu miał na nie ochotę. Sam się dziwił, bo jeszcze dzień wcześniej ubolewał z tego powodu, że jest zbyt gruby czy coś... Oczywiście dalej tak sądził, wmawiając sobie, że nie jest ,,prawdziwym " chłopcem z okładek magazynów, ale... Ale jakoś miał ochotę na to głupie kakao...Sam nie wiedział kiedy wylądowały w nim jeszcze maleńkie, białe  pianki.
   Za oknem zaczynała się powolna wiosna. Był piątek. James nagle sobie o tym przypomniał. Popatrzył na zegarek i zobaczył godzinę ósmą pięć, co oznaczało, że chyba do szkoły nie jedzie, bo codzień zaczynał lekcje o godzinie ósmej. Nagle w kuchni pojawiła się ciocia Swieta.
- Oh! Panicz James!- przestraszyła się go. Tamtego dnia wyglądał jak prawdziwy wampir.
- Ciocia Swieta! Jak się ciocia ma?- zapytał miło.
- Oh, paniczu! Ja bym za pana...Za pana zrobiła...- zająknęła się widząc kakao w jego dłoni.
- Ciociu, poradziłem sobie.
- Co panicz zje na śniadanie?- zapytała zaciągając swym akcentem.
- Co Ciocia może mi zaproponować... Obojętne mi to, chociaż nie ukrywam, że miałbym ochotę na naleśniki.- powiedział.
  Kobieta od razu uruchomiła thermomiksa i zaczęła robić mu ciasto na naleśniki, rozgrzewając patelnię.
James sam się sobie dziwił z tego ile ma on ochotę zjeść. Kiedy na stół wjechała pyszne i pięknie pachnące placki James wciągnął aż trzy.
- Ciocia wie gdzie się podziali wszyscy?- zapytał przełykając placka.
- Oni? Onij...Oni... Pan Harry w domu,pan Percival w domu, pan Frideric w rabocie...Reszta w szkole...- powiedziała śmiesznie zaciągając.
- Dziękuję Ciociu.- powiedział, wstając od stołu i chcąc odstawić naczynia, ale kobieta ponownie mu je wyrwała, mówiąc, że to jej obowiązek, a on nie powinien sobie tym zaprzątać głowy.
  James wyszedł na krótki spacer. Jego braci gdzieś wcięło, a więc mógł samotnie pochodzić po podwórku. Było ogromne, dlatego w zupełności wystarczałoby nawet maratończykom do robienia treningów.
  Przechadzał się patrząc na niebo. Było czyte i bezchmurne. Za dwa tygodnie miała być wielkanoc. James zastanawiał się jak wyglądała ona w rodzinie Verumes. U niego mama zawsze gotowała więcej niż potrzeba, ( co w tej rodzinie raczej się nie zdarzało, bo Charlie i Stanley wydawali się mieć kilometrowe żołądki i pochłaniali absolutnie każdą porcję jaką im podano) a czasem nawet chowała mu różne słodycze na podwórku, udając, że robi to króliczek. Zawsze chodził z mamą do kościoła na poświęcenie koszyczka...No dobra. Odkąd się ujawnił nie był tam ani razu, bo raz jedna babcia zaczęła okadzać go kadzidłem i krzyczeć, że jest szatanem... Dziś James się z tego śmiał, ale wtedy było to straszne przeżycie...
   Nagle zobaczył ojca na ławce. Siedział i o czymś rozmyślał, pisząc coś w notatniku. Harry mógł wyglądać na palacza, ale na pewno nie palił. Tak jak Percy miał jobla na punkcie zdrowia. James chciał się wycofać i uniknąć konfrontacji, ale ojciec nagle się odwrócił.
- O! James!- uśmiechnął się lekko. W tamtym momencie wyglądał jak prawdziwy tata.
- Eee...Dzień dobry?- można powiedzieć, że go zapytał.
- Jak się czujesz? Jadłeś śniadanie?- zapytał.
- Dobrze...Dziękuję...Jadłem. Ciocia zrobiła mi naleśniki. - powiedział nieśmiało.
- Usiądziesz?- zapytał go ojciec, przesuwając się na ławce.
  Jamesowi głupio było odmówić, a więc usiadł nie pewnie obok ojca. Popatrzył na jego notatnik. Był stary i zniszczony.
-Pewnie zapytasz co tam jest...- oznajmił jak gdyby czytał mu w myślach- Zapisuję tu swoje ciężkie chwilę... Od zawsze.
  James nic nie mówił. Nie wiedziałby nawet co.
- Wczoraj...Bardzo nas wystraszyłeś tym atakiem paniki. Był naprawdę mocny... Chcesz mi o nim opowiedzieć?- zapytał spokojnie.
- Przepraszam...- powiedział spuszczając głowę.
- Nic się nie stało paniczu Verumes.- Harry po raz pierwszy do niego tak powiedział. Po raz pierwszy chyba na prawdę chciał z nim gadać...Panicz Verumes? James był pewien,  że się przesłyszał.- Jeśli chcesz mi o tym opowiedzieć to chętnie Cię wysłucham. Ostatnio zrozumiałem, że poświęcam moim synom zdecydowanie zbyt mało czasu.

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz