Nowy rozdział

200 9 45
                                    

    Wiele ludzi mówiło, że Nowy rok rozpoczyna Nowy rozdział w ich życiu. James miał nadzieję, że Nowy rok rozpocznie, ale z dobrymi nowinami... Miał spędzić go jednak w szpitalu. Co prawda mieli go przenieść na oddział dziecięcy, ale dalej w szpitalu. Czuł się coraz lepiej. Dalej przy jego łóżku przesiadywali bracia. Cały czas siedział obok niego Percy. Nawet spał w szpitalu na rozkładanym fotelu. Martwił się o brata.
    - Jamesiu...Jamesiu...- szeptał do jego ucha Stanley.
James leniwie otworzył oczy I zobaczył wszystkich braci nad nim.
- Jak się czujesz z wiadomością, że idziemy na spacer- zapytał Stalney.
- Tak? Teraz?- zapytał przecierając oczy i zakładając na nie okulary.
- No a kiedy?!- zapytał roześmiany.
- Okej...- powiedział zaspany.
- No to co? Próbujesz zrobić dłuższy spacer niż łóżko-łazienka?- zapytał Charlie.
James niepewnie pokiwał głową. Starsi bracia trzymali go pod pachami, aby się w razie czego nie przewrócił. Ludzie z całego oddziału były wlepieni w okna widząc Jamesa w towarzystwie wszystkich legendarnych Verumesów na raz.
- Patrzcie! To Harry Verumes...I jego synowie!- szeptali jedni.
- Ale oni przystojni...- piszczały dziewczyny.
- Legendy...- mówili ściszonym głosem drudzy.
James przeszedł cały korytarz.
- No! I możesz wziąść udział w Top Model!- zaśmiał się Ethan.
James uśmiechnął się lekko.
- No...Top modl...Ja jestem Dżoana Krupa, a teras zapraszam was kochany na new sezon Top Modl!- wydurniaj się Stanley.
James się zaśmiał. Nawet profesor Harry lekko się uśmiechnął, kiwając głową na wybryki swoich synów. 
Dzieci z oddziału się śmiały, a młode kobiety wzdychały do nich.

James stał trzymając się za brzuch. Pielęgniarki także hihotały.
-Moim zdanie...Konkurs Top Madl tego roku wygrywa...James!- zaśmiał się Charlie z amerykańskim akcentem, pokazując ręką najmłodszego.
- To co księciuniu? Jak się czujesz.
- Już dobrze. Kiedy wychodzę?- zapytał James.
- Niebawem.- odpowiedział mu ojciec.
     Przez pół dnia James siedział jedynie z Percym. Ojciec zamawiał mu i synu, który akurat czuwał przy nim lepsze obiady.
- Dzień dobry. Jak się panowie czują?- zapytała.
- Dobrze...- odpowiedział James, a Percy jedynie podniósł głowę.
- Mam dla panów obiad. Podobno coś specjalnego. Smacznego. - powiedziała zostawiając dwa pudełka .
James otworzył swoje i zaczął pochłaniać krem z dyni. Popatrzył w stronę Percyego. On znowu nie otworzył swojej porcji.
- Czemu nic nie jesz?- zapytał go James.
Percy spojrzał na niego.
- Jem.- odpowiedział szybko.
- Chyba powietrze.- odpowiedział mu James, podsuwając mu pod nos nie otwarte pudełko.
Percy nawet na nie spojrzał.
- Mam Cię nakarmić?- powiedział naśladując jego wieczne pomruki.
- James, nie jestem głodny...- wycedził przez zęby.
- Nie prawda. Omijasz jedzenie cały czas, a cały czas siedzisz ze mną. Wiem kiedy jesz, a kiedy nie. Proszę...- powiedział patrząc na niego przyjaźnie.
- Ale to...Teraz tak cierpisz przeze mnie...
-Nie prawda. Żyję dzięki Tobie. Gdyby nie Ty wykrwawił bym się...A wcześniej umarł na zakarzenie...Albo utopiłbym się... Percy ja chyba za żadno Ci to mówię... Dziękuję Ci.- powiedział słabo, patrząc na niego.

Percival, Viktor Verumes, osoba nie okazująca emocji zbyt często właśnie uroniła jedną łzę.

- Ja też Ci dziękuję, kochany braciszku...- powiedział Percy, otwierając pudełko z zupą.
- Mam na tobie oko, młody człowieku...- powiedział James naśladując jego głos.
Percy uśmiechnął się lekko, po czym wsadził sobie do ust łyżkę zupy. James dopiero wtedy spuścił z niego wzrok, chociaż czasem na niego spoglądał. James dostał naleśniki z czekoladą ( które szczerze uwielbiał), a Peecy zaś swoje sushi. Od razu się uśmiechnął je widząc.

     Po obiedzie James został sam. Percy musiał na moment gdzieś wyjść. Uznał za dobrą porę zadzwonienie do Poli.
Dziewczyna od razu odebrała Videopołączenie.
- JAMES?!- pisnęła- PRZRSTRASZYŁEŚ MNIE! JAK SIĘ MASZ?!- zapytała wstając z łóżka na którym siedziała i zaczynając skakać z radości.
- Dziękuję, dobrze...A Ty?- zapytał.
- Dobrze?! James...Jak Ty mnie wystraszyłeś...
- Wiem, przepraszam...Nie chciałem...- spuścił głowę.
- Nie, nie,nie! James, nie Twoja wina! Teraz jestem w domu. Zobacz! Też mam kota!- powiedziała podnosząc z podłogi rudego kociaka- To jest Garfield.
- Cześć Garfield. James jestem.- uśmiechnął się machając do telefonu.
- Kiedy wychodzisz ze szpitala? Jak tylko będę mogła to Cię odwiedzę...- powiedziała Pola całą rozpromieniona, że z jej przyjacielem wszystko okej.
-Wiesz...Nie wiem. Ale na pewno się odezwę...
- Ale wiesz, że zawsze możesz do mnie zadzwonić i się wygadać, nie?- zapytała go.
- Wiem Pola...Ja zadzwoniłem podziękować... Tak strasznie podziękować...Gdyby nie Ty to... To...Nie byłoby mnie tu...- powiedział zaczynając się rozklejać.
- Nie dziękuj James. To mój obowiązek jako przyjaciółki. James, nie płacz...- powiedziała spokojnie.
- Tak Ci dziękuję...Będę Ci dozgonnie wdzięczny...Na serio! Jak ja Ci dziękuję... I za razem przepraszam, że musiałeś to przechodzić...
- Dość, James.- powiedziała Pola- Nie chcę słuchać więcej przeprosin i podziękowań.- powiedziała dziewczyna- Wesołego i szczęśliwego Nowego roku przyjacielu... Muszę kończyć...Mama woła na obiad. Do zobaczenia kochany!- powiedziała machając mu przyjaźnie.
- Do zobaczenia!- odmachał James rozłączając się.
    Pomimo, że rozmowa była krótka to jedna z cięższych w jego życiu. Nie miał czasu rozmyślać, bo przyszły do niego pielęgniarki.
- Ty? Erika? Pokaż PESEL.- powiedziała ciągnąc go dosłownie za dłoń.
Sprawdziła numerki i kiwnęła koleżance, że to ten pacjęt. Jako, że James miał chudą dłoń to nie było widać jego nazwiska.
- Erika...Próbowałaś się zabić, tak? Ach... Gdyby Ci wyszło to nie musiałabym tu charować...- wyszeptała sama do siebie.
- Jestem James...- powiedział.
- Co? Jak James? Jest Erika.- powiedział spokojnie.
Dwie pielęgniarki popatrzyły na siebie.
- No...Bo tak wyszło...Ale częściej panie się spotkają z określeniem James...
- Srames. Wymyślasz dziewucho... Dobra. Dawaj rękę.- warknęła- Mam Ci podać leki. -powiedziała szarpiąc go.
James był coraz bardziej przestraszony.
Pielęgniarka na siłę wcisnęła tłoczek strzykawki, przez co żyła mu pękła a wenflon pękł.
- Ała...- syknął.
Pielęgniarka bardzo nie ostrożnie go wyjęła i powiedziała:
- Gdybyś nie wymyślała, to byś nie cierpiała!
James zaczął się rozklejać.
Pielęgniarka dwa razy próbowała wbić mu się w żyłę, ale nie dawała rady. Coraz mocniej ściskała stazę, szukając żyły.
- Ała...- jęczał James po kolejnym ukłuciu.
- Nie jęcz. Jakbyś nic sobie nie robiła to byś teraz nie cierpiała. Za głupotę się płaci!
- Tato...- zawołał, zaczynając coraz bardziej płakać.
- Co? Tatuś Cię nie uratuje...- powiedziała druga.
   Nagle jednak w drzwiach stanął doktor Harry Verumes. Pielęgniarki od razu wstrzymały oddech na jego widok.
- Tato...- zapłakał ponownie.
Wtedy pielęgniarki pobladły.
- Co Tu się dzieje?- zapytał wściekłym tonem głosu.
- Eee...Ma bardzo słabe żyły...
- Tato, one mnie wyzywają...- wypłakał.
Pielęgniarki bladłby coraz bardziej.
- Odejść od mojego syna, bo nie ręczę za siebie.- powiedział wściekły, podchodząc do Jamesa.- Już James...Wszystko dobrze. Już nikt, nic Ci nie zrobi...- powiedział spokojnie, głaszcząc płaczącego syna po głowie. Po momencie schylił się i pocałował go w czubek głowy.- Nie mam siły na te...Ach szkoda gadać. Co Tam się stało, co?- zapytał przecierając jego skórę.
- Wyzywają mnie...- powiedział, ocierając łzy. W jego oczach widać było wyraz triumfu.
- To ja zaraz je wywalę i nie znajdą pracy nawet za granicą...- mruknął wyjmując sobie świerzy wenflon.

Pielęgniarki wyglądały, jakby miały zemdleć.

- Mogę zrobić to ja?- zapytał.
James pokiwał głową.
Tata był tak samo delikatny jak Percy. Podał mu potrzebne leki i powiedział:
- Co powiesz na sylwestra w domu, synku? W końcu ja i Twoi bracia się lepiej Tobą zajmą niż te nie douczone kobiety, które nigdy nie powinny być ma tym stanowisku...- odwrócił się w ich stronę i powiedział:
- Zobaczcie. Tak trudno było? Nie jesteście dobrze wykształcone, dlatego właśnie zostałyście zwolnione...- powiedział ostro.
Pielęgniarki nawet nie ważyły się ruszyć.

Nagle do pokoju wszedł Percy.

- Co mnie ominęło?- zapytał.
- Wychodzimy, synu. Zadzwoń po Ethana, aby po nas przyjechał.
- Tak?!- zapytał zdziwiony.
- Tak, Percy. Spokój brata, a ja zajmę się resztą.- powiedział.

James był tak strasznie zadowolony. Ubrał się najszybciej jak tylko umiał w byle co. Założył czapkę, kurtkę, szalik, a nawet rękawiczki jak nakazał mu starszy, lekko nadopiekuńczy brat i czekał jak na szpilkach.

Już chciał iść sam, kiedy Percy bez ostrzeżenia wziął go na ręce.
- Ej! Co Ty robisz?- zapytał zdziwiony.
- Nie możesz się przemęczać, braciszku.- powiedział tonem wypranym z emocji.
Dziewczyny patrzące na to przez szyby wyobrażały sobie siebie na miejscu najmłodszego Verumesa, wzdychając. Percy rzeczywiście był bardzo przystojny.
   W samochodzie czekał zadowolony Ethan. Podjechali do zamku, a w garażu powitała go reszta braci.
- JAMES! WITAJ W DOMU!- ryknęli wszyscy na raz.
James lekko się uśmiechnął.
Percy wreszcie go puścił, dlatego pobiegł spotkać Zenka...Ulubionego mieszkańca tego domu.
- Zenek!- zawołał, kiedy kot z rozbiegu na niego wskoczył.
- Ale jest wredny...Mi nie dał się głaskać.- powiedział Stanley.
     Przez resztę wieczora chłopcy oglądali filmy w telewizji. Stanley i Charlie bawili się przy karaoke. James poprosił Willa o przyniesienie mu gitary i skrzypiec. Chciał spróbować coś zagrać. Kiedy Will przyniósł mu ukochane instrumenty prawie je wyściskał.
- To Twoje? Umiesz grać?- zapytał go ojciec.
James uśmiechał się jak debil. W karaoke właśnie był utwór Adele ,,Set fire on the rain". James zagrał cały refren na skrzypcach. Bracia wsłuchiwali się w jego grę. Grał czysto i tak pięknie... Tak ślicznie... Ojciec patrzył na jego uśmiech.
    Po dwóch godzinach James rozkręcił się i na prośbę braci grał różne kawałki metalici... Był wtedy tak szczęśliwy, jak nigdy. Nawet zapomniał o tym, że kalorie w jedzeniu istnieją. Zajadał się ciastami, chipsami, piankami i innymi dobrociami. Miał w dupie kalorie. Chciał żyć! Żyć, bo niebawem mógł to życie stracić.

   Ojciec patrzył z jaką pasją trzyma swoją gitarę. Po długiej chwili zapytał:
- Umiesz zagrać...elektryczne gitary?
James uśmiechnął się i zapytał:
- Co dokładniej?
- Obojętne...Bardzo ładnie grasz.- chwalił go, starając nadrobić się cały czas w jakim nie mógł mu takich pochwał składać.
   James zagrał to o co poprosił.

    Potem oglądali pokaż fajerwerków z miejskiego sylwestra. Percy co jakiś czas mrużył oczy, a Will zakrył uszy, ale musieli przyznać, że ookaz był piękny. Nawet Zenek patrzył na nie przy oknie.
- Szczęśliwego nowego roku...- powiedzieli zgodnie.
James chciał rozpocząć nowy rozdział. Chciał wyzdrowieć.

Hej! Nie planowałam tego rozdziału... Dziękuję 3Moon_Light5 za pomysły i motywację ! Macie jakieś pomysły? Piszcie śmiało;) Do zobaczenia kochani w kolejnym rozdziale!

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz