Wigilia

142 8 52
                                    

         Fred poszedł do pokoju Jamesa, gdzie Percy przegrzebywał wszystkie szafki w poszukiwaniu ostrych narzędzi. Wyjął z nich nożyczki, metalowe ekierki, szklanki z szafek, których James zapomniał po prostu wynieść na dół po malowaniu...
- Co Ty robisz?! Powaliło Cię?!- zapytał jego bliźniak.
- Pociął się, ale nie chce mi powiedzieć czym. Na pewno pod bielizną...- mówił nawet nie odwracając od niego głowy.
- Nie no...Ty nie uderzyłeś się w głowę?- zapytał Fred, zbierając rzeczy Jamesa z podłogi- Gdzie on jest?- zapytał kładąc na łóżko jego powywalane ubrania.
- Nie wiem.
- Poczekaj...Zrobiłeś mu NIEZAPOWIEDZIANĄ rewizję, kazałeś mu się rozebrać, dziwisz się, że tego nie zrobił, a teraz wywalasz jego rzeczy?!- zapytał przykładając rękę do głowy, jakby go bolała.
- Tak.- odpowiedział sucho Percy.
- Jesteś durny.
- Nie sądzę. - odpowiedział Percy.
- Ty jesteś jebnięty?! Wypuściłeś nastolatka z depresją, jak sam powiedziałeś ,,zdolnego do wielu rzeczy", które powoduje jego choroba z pokoju i grzebiesz w jego rzeczach?!- ryknął.
Percy odwrócił się.
- Sprzątasz to, a ja idę go szukać. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobił, albo nie uciekł...- warknął wychodząc z pokoju.
Trzasnął drzwiami i zaczął nawoływać:
- James! Jesteś w domu?!
Nie usłyszał odpowiedzi. Z pokoju za to wyszedł Will.
- Coś się stało?- zapytał.
- Można tak powiedzieć...Poszukasz go ze mną?- zapytał.
Williama nie trzeba było dwa razy prosić. Od razu zaczął biegać po piętrze.
- To idź na dół, ja na górę.- powiedział patrząc po pokojach.
Fred zbiegł po schodach. Przegrzebywał wszystkie pokoje. W domu był ojciec, dlatego zdziwiła go krzątanina syna, który rozglądał się jak oparzony.
- Coś się stało, Fridericu?- zapytał odciągając wzrok od gazety.
- Percy...James...Znaczy... Trzeba znaleźć Jamesa.- powiedział szybko.
- Co ona znowu wyprawia...- mruknął, po czym wstał z kanapy, otrzepał się i powiedział- pomogę Ci go poszukać.
Ojciec chodził niezwykle spokojnie, tak jakby doskonale wiedział gdzie jest jego siódmy syn. Najpierw przetrzepał wszystkie łazienki, potem niejasne pomieszczenia z których chyba nikt nigdy nie kożystał. W żadnym nie było jednak Jamesa.
  Wtedy poszedł do biblioteki. Pamiętał, że wszyscy jego synowie chowali się tam, kiedy chcieli być sami. Nacisnął klamkę i miał już uśmiech na twarzy, że go tam zobaczy, ale nic takiego się nie stało.
Był jednak pewien, że musi tam być, a biblioteka nie była mała...
- James! Wyłaź, ale już!- zawołał.
Nikt jednak nie wyszedł.
- Mam się z Tobą bawić?- zapytał zaczynając chodzić po pomieszczeniu.
Nagle pomiędzy zielonym, drogim fotelem, a zieloną ścianą znalazł Jamesa. Leżał na podłodze i wyglądał na nieprzytomnego.
- James?!- podszedł do niego ojciec, od razu sprawdzając mu tętno. Zorientował się, że śpi.
- Oh, Erkiko...Kiedy wreszcie będziesz moją królewną? Nie udawaj chłopca kochanie...- wyszeptał, po czym podniósł go na ręce. Wyszedł z biblioteki i szedł z nim na górę. Patrzył się na niego skrupulatnie. Zorientował się, że jest bardzo podobny do niego... Miał tak samo czarne włosy, wadę wzroku, nawet jego kości policzkowe były bardziej męskie niż damskie. James prawie wcale nie przypominał swojej mamy. No może oprócz wzrostu, który był bardzo mały nawet jak na kobietę.
   Wszedł z nim do jego pokoju w którym Percy kończył układanie jego rzeczy na biurku. Położył go na łóżku i zapytał:
- Co się między wami stało?
- Nic.- odpowiedział szybko Percy.
- Nic, powiadasz? Ale siedział w bibliotece... Popatrz, Percy! Twoje ulubione miejsce do bawienia się w chowanego...
- Nic. - odpowiadał dalej.
- Skoro nic, to chodź stąd. - odpowiedział otwierając przed nim drzwi.
   

        Minęły dwa dni. James unikał Percyego jak ognia. Totalnie stracił do niego zaufanie. Zaczął dekorować dom z Williamem. Pomagał mu wieszać ozdoby na oknach, zakładać światełka na jego maleńką choineczkę... James także dostał swoje nowe ozdoby... Trochę przywiózł z domu. Były to na przykład... Świąteczne ochraniacze na skrzypce, kilka bombek, poszewka w renifery... W jego domu zawsze zasiadał do wigili z mamą oraz często jej rodziną która ją zapraszała, wiedząc, że jest samotną kobietą. W tym roku miał nie spędzić wigili wśród rodziny mamy, która była najbardziej transfobiczna na ziemii( dlatego James nie chciał absolutnie z nimi utrzymywać kontaktu). W tym roku miał spędzić wigilię z szóstką braci oraz swoim nowopoznanym ojcem...
  Ponaklajał na swoje okna słodkie renifery, bałwanki... Nawet Zenek dostał swoje.              ,,ozdoby" w postaci drapaka w kształcie fabryki zabawek Mikołaja. Ojciec nawet zakolegował się z Zenkiem. Zapewniał swoich synów, że ma dla nich bardzo fajne prezenty.
James zamówił prezenty dla pozostałych braci z Willem. Dla samego Williama James nauczył się robić łapacze snów. Włóczkę kupiła mu Pola ( bo pojęcia nie miał gdzie takie rzeczy kupić), a on siedział nad poradnikami w internecie.
     Nagle usłyszał jak woła ich Stanley.
- Ej! Książkocholicy! Na dół! Ubieramy choinkę!
James zbiegł razem z Willem.
Zobaczyli ogromną, trzy metrową choinkę w salonie. Pod nią z igiełek drzewka odkurzał Charlie.
- Co tak stoicie? Sama się nie ubierze.- mruknął Stanley, wieszając bombki na stołeczku.
    James musiał przyznać, że bardzo przyjemnie dekorowało się drzewko. Tym bardziej, że bliźniacy z ojcem dekorowali jej drugą stronę, dlatego James nie miał z nimi kontaktu. Od czasu, kiedy Percy mu nie uwierzył nie miał ochoty zamieniać z nim chociażby jednego zdania. Przyniósł też kilka bombek ze swojego domu i zawiesił na choince. Zwykłe, drewniane i tanie bombki gryzły się z tymi, które wyglądały jakby śnieżne kule, bądź obrazy. Ale nie szkodziło... Will mówił, że przynajmniej będą widoczne. Później bracia poznosili prezenty pod choinkę i poszli na górę aby się przebrać. James zobaczył w swojej garderobie zielony, aksamitny garnitur. Szybko go włożył. Popatrzył na siebie przed lustrem... Wyglądał idealnie! Nawet nie było widać jego piersi... Idealny!
Zszedł na dół i standardowo zajął miejsce przy stole obok Williama. Zobaczył na stole masę potraw. Tylko część była wigilijna. Reszta zaś była normalnymi daniami obiadowymi co zaskoczyło Jamesa. Kolejną rzeczą był także brak opłatka do dzielenia...

Bracia siedzieli w garniturach różnych kolorów. Percy był dziwnie pogodny, a na jego ustach gościł mały uśmiech... Kiedy przyszedł ojciec wszyscy chłopcy wstali jak na jakąś komendę. James więc także wstał.
- Moi kochani... Wreszcie wigilią, nie? Można usiąść do stołu w komplecie... Cieszycie się zapewne z tego powodu... Teraz nie planuję wyjazdów, a jedynie teraz w dni świąteczne będę w pracy na pilnej operacji...Ale zapewne wam to nie przeszkadza, bo moja duma- skinął w stronę najstarszych synów- także pracują, a moje dzieci zapewniła sobie rozrywkę w postaci dodatkowych treningów...- dodał zerkając na diabelne duo.
- Ale bez przedłużania kochani... Jedzmy, bo nam wystygnie, a pani Swietłana na pewno się napracowała...

Wszyscy bracia zaczęli jeść. James postanowił nałożyć sobie barszczu. Sączył go powolutku, tak aby reszta braci zdąrzyła zjeść połowę stołu, kiedy on będzie w połowie swojego dania.
Podczas kolacji chłopcy gawędzili ze sobą w najlepsze. Po niej nadszedł czas na prezenty.

Jako pierwszy swój prezent odpakował Charlie.
-Acha... To od was...Na bank!- powiedział patrząc na bliźniaków. Wyciągnął z torebki oryginalną bluzę. Po kilku kolejnych zobaczył bon na wyjazd do Japonii, aby poznać lepiej jego ukochane sztuki walki. Charlie dostał to samo. Bliźniacy odpakował zaś bardzo drogie zegarki ( James był pewien, że za takich pięć kupiliby całą wieś na której mieszkał). William z ogromnego kartonu wyciągnął ogromny stos książek i nowy telefon. Nadszedł czas na Jamesa. Wziął w rękę pudełko. Był to drogi zestaw kolczyków, naszyjnika i bransoletki... Problem w tym, że był totalnie damski. Zobaczył jeszcze inne rzeczy, dlatego nie dał się ojcu nacieszyć jego reakcją na prezent od niego i wyjął z torebki
świąteczny zestaw zabawek sensorycznych od Williama, torbę słodyczy od Charliego, męską biżuteria od Stanleya( na którą ucieszył się bardziej niż z drogiego prezentu od ojca)...Na dole było jeszcze coś...Była to koperta z listem...

Percy, Fred i Ethan ucichli, aby zobaczyć jego reakcję. James niepewnie otworzył kopertę. Rozpakował list i zaczął czytać po cichu.

Drogi Jamesie!
  My jak coś obiecujemy to słowa dotrzymujemy. Jako, że bardzo dzielnie się starasz i walczysz z chorobą wedle naszej umowy mamy zaszczyt Ci powiedzieć, że... Właśnie naszym zdaniem możesz zaczynać badania pod kontem twojej tranzycji! Gratulujemy Jamesie i życzymy jak najkrótszego procesu w tej sprawie.
Percy, Fred oraz Ethan <3

James odłożył list z niedowierzaniem. Nie wiedział co powiedzieć, dlatego ze łzami szczęścia rzucił się na szyję Freda i Ethana. Percy po pierwsze stał za nimi, po drugie jakoś mu na tym nie zależało.

Nagle tą piękną chwilę przerwał ojciec...
- Nie zgadzam się.- powiedział.
- Ale ja także jestem jego opiekunem, a Ciebie często nie ma w domu. Nic o nim nie wiesz.- powiedział nagle Percy.
- Ale to moja córka! Zaakceptowałem jego fanaberię bycia chłopcem, ale nie dam zrobić z niej faceta! Mogę zwracać się do niej jak chce, ale dla mnie nigdy nie będzie nikim więcej niż Eriką Verumes, moją CÓRKĄ!

James nie mógł uwierzyć...Nie miał już po co żyć...Jego największe mażenie dla którego walczył legło w gruzach...Pobiegł do pokoju zapłakany. Już nie miał po co walczyć... Dla ojca dalej jest Eriką i zawsze tak będzie... Jest nie potrzebnym problemem...Co gdyby zniknął? Tylko psuje braciom momenty z ojcem... On tu nie pasuje...

Hej! Jak się macie? Jak się podoba rozdział? Co dalej? Jak myślicie? Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Pamiętnik Jamesa Verumes IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz