Około godziny 6 James obudził się ponownie. Miał całe zapuchnięte oczy od płaczu i na sobie pogniecioną koszulę. Wydało się. Wydało. Naciągnął na siebie bluzę, ale nie miał ochoty ani na śniadanie, ani nawet wychodzić z pokoju. Nagle usłyszał po raz kolejny charakterystyczne kroki Percyego. Poruszał się z pokoju Charliego do pokoju Stanleya. Coś szeptał, ale tak cicho, że James go nie dosłyszał przez zamknięte drzwi. Sam James leżał jak sztywny na łóżku bojąc się zrobić chociaż najmniejszy ruch.
Po co?! Po co debilu to mówiłeś? Trzeba było się zamknąć James!
Nagle usłyszał jak ktoś cicho puka do jego drzwi. Przekręcił się szybko na bok i udawał że śpi.
- Co z nim?- zapytał męski głos.
James rozpoznał w nim Freda, a po charakterystycznym mruknięciu jego bliźniaka.
Podszedł do jego łóżka i mruknął:
- Wydaję mi się, że śpi.- odpowiedział.
- Biedaczek. Trafił do domu pełnego chłopów, do tego mieszka w nim także Stanley i Charlie. Wiesz, że te duo się wczoraj upiło i Charlie wyglądał, jakby zaraz miał trafić do mnie na stół...
James na moment wstrzymał oddech... Dopiero teraz do niego dotarło jakimi ludźmi na codzień zajmuje się Percy... Zajmował się trupami! To raczej nie pomogło mu w postrzeganiu najstarszego brata...
- Ale jak już z nimi? Wytrzeźwieli?- zapytał Fred.
- Stanley ma kaca wszechczasów, a Charlie umiera na dole, pijąc chyba piątą szklankę wody...- odpowiedział Percy.
- A co z nim? Muszą go przeprosić.
- A to zrobią jak będą w stanie... Stanley jednak się wcale nie przekonuje co do tożsamości płciowej naszego brata... - wymruczał cały czas mierząc go wzrokiem.
- Źle wygląda. Nie wydaje Ci się?- zapytał przykładając rękę do jego czoła, jakby chciał sprawdzić jego temperaturę. James zauważył, że ma zimne ręce jak trup.
- Może trochę, ale Ty się zawsze doszukujesz Percy... - odpowiedział Fred.
- Dlatego wszyscy macie się dobrze.- wywarczał w stronę młodszego bliźniaka.
Fred jedynie przewrócił oczami i uśmiechnął się lekko.
- Budzimy go? Czy nie?- zapytał Fred.
Nie dostał odpowiedzi, bo Percy od razu szturchnął Jamesa za ramię.
- James? James?- mruczał swoim niedźwiedzim głosem.
Chłopak od razu otworzył oczy i się przekręcił. Kiedy zobaczył Percy'ego na swoim łóżku prawie zamarł.
- Jak się czujesz?- zapytał standardowo. To było chyba jego ulubione pytanie.
James nie odpowiedział na jego pytanie. Zaczął monolog.
- Przepraszam! Strasznie! Ja nie powinienem... Ja... Przepraszam... Nie...
-Nie masz za co.- przerwał mu Fred- Przepraszać to powinni Cię Stanley i Charlie. I to zrobią, jak wytrzeźwieją...
James siedział cicho.
- Chodź na śniadanie. Musisz jeść.- mruknął Percy, klepiąc go po plecach.
- Ale to nie jesteście źli?- zapytał nie mogąc dać wiary w to, że Percy i Fred na niego nie nakrzyczeli czy nie dali jakiejś reprymendy.
- Nie.- odpowiedzieli szybko.
- Za co niby? Jeśli masz być mieszkańcem tego domu masz się czuć tu jak w domu i w rodzinie. W rodzinie nie ma się raczej tak wielkich tajemnic.- odpowiedział mu Fred.
Kiedy schodzili na dół zobaczyli Stanleya i Charliego leżących jak trupy na kanapie z wielkimi workami płynów, sami pili hektolitry wody.
- Jak pijaki? - zapytał szyderczo Fred.
Stanley mruknął, a Charlie tylko na niego spojrzał.
Percy mruknął kładąc dłoń na ramieniu Jamesa.
- Dobra... Sorry.- warknął Charlie, ale słychać było, że jego przeprosiny były nieszczere. To jednak było więcej niż to naco zdał się Stanley, bo on jedynie przekręcił oczami I wziął kolejny łyk wody.
- To są mój drogi Jamesie są skutki alkoholu...- mruknął Percy, jakby to była przestroga.
Przy stole siedział Ethan już w lekarskim wdzianku. Czytał jakąś gazetę. James stwierdził, że chyba wszystkie pacjętki się ślinią na jego widok, bo na jego umięśnionych rękach widniały piękne tatuaże ukazujące różne zwierzęta oraz drogie sygnety na palcach.
- Witaj James. Jak się dziś masz?- zapytał odkładając kawę na drewniany blat stołu.
- Dziękuję, dobrze...- odpowiedział nieśmiało.
- Dobra,ja już lecę... Będę po obiedzie.- oznajmił biorąc plecak i zarzucając na siebie drogą bluzę. Przechodząc obok sławnego duo dodał- A wy powinniście się wstydzić. Szczególnie Ty Stanley.
Po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Po śniadaniu, na którym James zjadł cokolwiek, dlatego, że pilnował go Fred jego brat bliźniaka zaprosił go na kolejną rozmowę w rodzinnej auli.
Usiadł na tej samej kanapie co wtedy, kiedy tu przyjechał i czekał na to co ma mu po raz pierwszy do powiedzenia.
- Zaczynając drogi Jamesie... Od kiedy wiesz, że nie jesteś Eriką?- zapytał siadając wygodnie na pikowanym krześle.
- Od...Od zawsze.- zastanawiał się chwilę James. To prawda. Od zawsze wiedział, że jest chłopcem. Pamiętał, że jako czterolatek powiedział mamie, aby mówiła do niego Kuba. Ta myślała, że sobie żartuję, ale kiedy kilka lat potem przyszedł do niej z identyczną prośbą, wiedziała, że była ona jedynie kwestią czasu. James od zawsze bawił się jedynie ,,chłopięcymi" zabawkami, mama nie była w stanie namówić go do założenia sukienki...
- A Twoja mama... Wiedziała?- zapytał Fred.
- Od trzech lat. Od dwóch nawet w szkole funkcjonowałem jako James... Niestety większość nauczycieli widząc ,,Erika" w dzienniku mówili, że nie mogą mówić na mnie w niskiej formie, bo to nie zgodne z prawem, ale wiecie... Homofobów nie brakuje. Na przykład kiedy moja mama poprawiła księdza kiedy białem przyjąć bieżmowanie, że Stanisław a nie StanisławA to chciał odprawić na mnie egzorcyzmy... Nigdy więcej nie poszedłem do kościoła...- Tu się zaśmiał pod nosem bo z perspektywy czasu było to ciekawe doświadczenie...
- No to ciekawie było na tej dziurze zabitej dechami... A ja myślałem, że tam wszyscy mili...
- Dopóki nie powiesz, że jesteś kolorowy to jest dobrze. Potem potrafią się baby modlić na Twój widok, albo całować krzyże Mają Cię za szatana na ziemii... O ironio na hallowen postanowiłem wystawić przed dom kościotrupa...Powieszonego na linie...Na szyi... Wtedy miały obiekt do wylewania litrów wody święconej, a ja z mamą śmiałem się po kątach kiedy oblewały mojego kostka...
- Okej...- westchnął Fred powstrzymując śmiech- Miałeś pomysły... Co do starych bab to tu też ich nie brakuje...Ale nie są tak uciążliwe jak tam..
Jamesowi wzięło się na wspominki.
- Nie wiem czy wiecie, zapewne nie, ale umiem grać na skrzypcach, gitarze, pianinie... No to co? Stare babki robiły sobie jakieś dziwne kulty przed moim domem to ja postanowiłem włączyć gitarę elektryczną... I zagrałem pełny repertuar Metalicy, a one uciekały w popłochu krzycząc ,,Szatańskie dźwięki! Szatany! Szatany!"
Wtedy nawet Percy uśmiechnął się zdawkowo.
- No nie miałeś łatwo na wsi...A w szkole?- zapytał Fred. Chciał się o nim czegoś dowiedzieć.
- No może oprócz tego, że na jakiś czas stałem się wręcz obiektem rzucania we mnie gumą to całkiem nieźle... No i może jeszcze była pani od chemii, która była tak jadowita, że zabroniła podpisywać mi klasówki imieniem James i obniżała tak punkty, abym stracił połowę punktów za pismo, to...To było całkiem spoko.- powiedział.
Nagle przypomniała mu się pewna bójka po której została mu blizna przecinająca wargi.
Sam wtedy nie wiedział, żejest do tego zdolny... Nagle właśnie o tą bliznę zapytał go Percy...
- A Ta blizna na wardze? Jak się jej nabawiłeś?
James westchnął. Nie było to coś czym można byłoby się chwalić...
- Eee... Pobiłem się do tego stopnia, że drugi ma gorszą na nadgarstku... Rozdzielała nas piętka nauczycieli...
Percy i Fred nie mogli w to uwierzyć. James raczej nie wyglądał na osobę, która umiałaby zabić muchę, a co dopiero pobić się z człowiekiem.
- Jak do tego doszło?- zapytał się Percy.
W głowie Jamesa krążyły emocje i obrazy jak żywe. Kiedy się odpalił to połamał nos oprawcy...
- To ja stałem na korytarzu i mieliśmy muzykę tego dnia, a więc miałem ze sobą skrzypce... On zdjął mi je szybko z pleców i walnął o ziemię. Zaczął mnie wyzywać i szarpać... Była to dla mnie codzienność , dlatego tylko sprawdziłem czy moje skrzypce są całe... Nie były... Były połamane. - James zrobił krótką przerwę, westchnął po czym kontynuował- Nie jestem z tego dumny, ale kiedy szarpnął mnie po raz kolejny I zaczął śmiać się ,,Erika, Erika co udaje jakiegoś Jamesika" to mnie poniosło... Wstałem i mu oddałem. Tamten oczywiście mi nie odpuszczał, a więc zaczęliśmy się bić... Weszliśmy do pustej klasy, a bardziej to on mnie tam zaciągnął... Ja próbowałem się bronić, ale ja nie jestem zbyt wysportowany, dlatego rzuciłem w niego krzesłem... Obronił się przed tym, ale...Ale to nie był koniec... Pod wpływem chałasów przyszli nauczyciele... My jednak dalej się szarpaliśmy...Ja popchnąłem go na okno... Dobrze, że był to parter, bo obydwaj za nie wpadliśmy... Jemu wbiło się w rękę, a mnie drasnęło właśnie tutaj... Potem wszystko dobrze się dla mnie skończyło, bo niepodważalnie kamery pokazały, że mnie zaczepił, ale... - zaczął szlochać. Nigdy nie chciał robić nikomu krzywdy. Zrobił to z pełną premedytacją i do tego w tak okropny sposób... Pobił się z dużo silniejszym chłopakiem...
Fred nic nie powiedział, tylko go przytulił. Nie potrzebował słów. Zorientował się, że James nie miał tak kolorowego życia jak mu się wcześniej wydawało...
- Już nikt Cię tu nie skrzywdzi... Jeśli będziesz bardzo chciał znajdziemy sposób na usunięcie blizny, jak będziesz chciał to przejdziesz tranzycję... Nie zostaniesz tu sam. Jesteś tu bratem, który zapodział się na 14 lat, ale się odnalazł. A pamiętaj...Możesz przyjść do nas kiedy chcesz i prosić o co chcesz. Zawsze.- zapewniał go przytulając mocno.
To było mu potrzebne. Nikt od bardzo dawna go nie przytulał... Poczuł, że może zaufać nawet gburowatemu Percyemu... Oczywiście chyba byłaby to jedna z ostatnich osób którą prosiłby o pomoc czy coś w tym stylu, biorąc pod uwagę, że Fred miał w tym domu taką samą władzę jak on, ale...Ale coś w nim zakiełkowało... Była to nadzieja na lepsze jutro. Nawet jeśli miała oznaczać, że będzie ona bez mamy.
Hej! Jak się podobał rozdział? Macie jakieś pomysły/wątpliwości? Jeśli tak to piszcie śmiało! Do zobaczenia w kolejnych częściach!
CZYTASZ
Pamiętnik Jamesa Verumes I
Подростковая литератураZaczynają się wakacje...Zdecydowanie najbardziej wyczekiwany okres przez wszystkich uczniów klas ósmych... Jednym z uczniów jest James Verumes. Te wakacje jednak nie idą zgodnie z planem. James zostaję sam, kiedy jego mama nagle umiera. Nieoczekiwan...