PK: Kolacja

219 21 8
                                    

- Babcia! Dziadek! - wraz z Ave rzuciłam się biegiem w stronę władców, gdy tylko zsiadłyśmy z konia.

Mojej siostrze to właśnie tata pomógł zejść z wierzchowca, gdy wcześniej to samo uczynił z mamą, ja natomiast poradziłam sobie sama.
Uwielbiałam te zwierzęta od małego i tata nauczył mnie miłości do nich, tak samo jak wielu innych rzeczy.
Niestety szybko musiałam się z nimi pożegnać, bo natychmiast odebrali je nam strażnicy.

Para królewska przywitała nas przed ogromnymi złotymi drzwiami do wielkiego pałacu ze złota. Wpadłam w objęcia dziadka, a Ava przytuliła się do Friggi.

- Ależ wyrosłaś, Tove. - zaśmiał się Odyn, odwzajemniając mój uścisk.

- Lata lecą. - powiedziałam z uśmiechem, a dziadek rozbawiony pokręcił głową.

Potem wymieniłam się z Avą i teraz to ja przytulałam babcię.

- Tak dawno was nie widzieliśmy! - Frigga przywitała się uściskiem z moją mamą i tatą.

- Niecałe pół roku temu na urodzinach Tove. - zauważyła Ava.

Dziadkowie przybywali na Midgard na nasze urodziny, a także na ważniejsze święta, więc byli na Ziemi kilka razy w roku. Uwielbialiśmy ich z siostrą. Byli naszymi jedynymi dziadkami, bo rodzice naszej mamy umarli kilka lat temu, a ona sama była jedynaczką. W Asgardzie mieliśmy jedyną rodzinę.

Frigga i Odyn przywitali się również z moimi rodzicami. Byli wspaniałymi dziadkami i teściami również. Moją mamę traktowali jak swoją własną córkę.

- Czyż to nie było dawno? - uśmiechnęła się Frigga.

- Bardzo dawno. - zgodziłam się z babcią, która objęła Avę ramieniem. Ja chwyciłam dziadka pod ramię i razem weszliśmy do pałacu.

Rozglądałam się naokoło, z westchnieniem podziwiając piękną budowlę. W złotych ścianach wyryte były różne wzory, które dodawały uroku temu miejscu. W wielu miejscach, na niskich stolikach stały wazony i donice z kwiatami. Wiedziałam, że jest to zasługa babci. Z wysoko umieszczonych sufitów zwisały diamentowe żyrandole. Na ścianach w wielu miejscach wisiały kolorowe obrazy, przedstawiające postacie, ale także krajobrazy, czy martwą naturę. W dzień światło do środka pomieszczeń dostarczały ogromne okna z kolorowymi witrażami.

Pałac w środku, jak i na zewnątrz był niesamowity i niemal w całości ze złota.

Co chwilę spotykaliśmy na swej drodze, jakąś służkę, czy strażnika. Żołnierze jednak pilnowali każdych drzwi, obok których przechodziliśmy. Każdy z nich miał na sobie złotą zbroję, hełm i włócznie oraz miecz. Każdy na kogo się natknęliśmy zatrzymywał się, by złożyć pokłon swym władcom i księciu.

To było ciekawe doświadczenie. Być w miejscu, w którym inni odnosili się do członków mojej rodziny z tak wielkim szacunkiem i oddaniem.

Zatrzymaliśmy się przed kolejnymi złotymi drzwiami, które po chwili stanęły przed nami otworem, dzięki pilnującym ich żołnierzom.

Weszliśmy do wielkiej złotej sali. Na środku stał długi stół z niezliczoną liczbą miejsc i ustawionymi na nim świecami oraz kwiatami. Na jego szczycie znajdował się złoty tron, a po jego prawej stronie równie drogie krzesło.
Czerwony dywan na złotej posadzce prowadził nas prosto do ciemnego stołu. Ściany były białe ze złotymi kolumnami, które podtrzymywały biały sufit. Dwie ściany pokrywały ogromne okna, z których można było podziwiać Królestwo. Na złotych kolumnach powieszone były liczne świeczniki, chociaż pomieszczenie oświetlał ogromny diamentowy żyrandol zawieszony na środku pułapu. Westchnęłam z zachwytem, a dziadek zaśmiał się cicho na moją reakcję.

Trylogia KłamcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz