Loki Laufeyson
- Jest w jaskini. - Hela nagle wpadła do sali, w której siedzieliśmy bezczynnie już od kilku godzin.
Siostra wyglądała na przerażoną. Po jej twarzy spływały łzy. Wstałem, podchodząc do niej. Byłem wdzięczny, że w końcu uzyskała informacje od tego młodego gnoja. Miałem dość bezczynności.
- Ratuj ich, Loki. - zacisnęła ręce na mojej koszuli. - Ratuj.
- Gdzie? - dopytywał Thor.
- Największa jaskinia w górach. - poinformowała Hela.
- Straże! - krzyknął Sten. - Przygotujcie konie. Natychmiast!
- Nie ma czasu... - wybiegłem z sali.
Wiedziałem, że Sten i Thor, a także wojownicy biegną za mną. Nie mogłem czekać.
- Nie możesz się teleportować! - Thor zatrzymał mnie, kładąc rękę na moim ramieniu. - Zabijesz ją w takim stanie.
Miał rację. Teleportacja źle wpływała na niektórych, a Tove była osłabiona.
- Nie mogę czekać! - zauważyłem.
- Konie już są. - Sten popatrzył na coś za mną.
Błyskawicznie dosiadłem czarnego rumaka i nie czekając na przyjaciół ruszyłem w ciemny las. Znałem drogę do gór. Każdy ją znał i każdy się jej wyszczegał, zwłaszcza nocą. Ale teraz nawet wycie wilków nie zatrzymało mnie przed dotarciem do ukochanej.
Zapada już noc i wicher dmie.
Kto o tej porze na koniu mknie?
Z pomocą rodziny, w mroku bez dna;
To ojciec po żonę i synka gna.*Koń nie zatrzymał się jeszcze, ale ja już zeskoczyłem z niego, gdy wreszcie dotarliśmy pod ogromną dziurę w górach.
- Loki! - usłyszałem krzyk Thora, ale nie zatrzymałem się.
Bez żadnego światła, bez broni wbiegłem do jaskini. Musiałem ją odnaleźć. Musiała tu być.
- Tove?! - krzyczałem, idąc w głąb ciemności. - Tove?!
- Loki! - do jaskini wbiegli za mną Thor, Sten i Fandrall.
Brodaty wojownik trzymał w dłoni lampę ze świecą. Odwróciłem od nich wzrok, kontynuując poszukiwania. Światło świecy dawało trochę jasności, jednak wciąż mało, żeby dało się dostrzec całe wnętrze. Przez niewielkie szczeliny wpadała do środka mała ilość księżycowego światła. Jednak to również było niewystarczające.
- Tove? - odezwałem się ponownie, krocząc naprzód.
Nie było jej. Nigdzie jej kurwa nie było!
- Tove! - krzyknąłem znów, coraz bardziej zrozpaczony.
- Musi tu gdzieś być. - usłyszałem głos Thora.
Szliśmy dalej, co jakiś czas wołając imię Tove. Musiała tu być. Nie mogłem jej stracić.
I nagle ją zobaczyłem. Leżała nieprzytomna we krwi, przy ścianie, przytulając do siebie zawiniątko w swojej pobrudzonej sukni.
- Tove. - padłem na kalona obok niej, nie przejmując się krwią. Jej skóra była zimna i niebywale blada.
- Skarbie. - Thor stanął obok mnie i dotknął zimnego czoła Tove, by następnie sprawdzić na szyi jej puls.
Delikatnie odsunął materiał zawiniątka. Westchąłem, a w moich oczach pojawiły się łzy, gdy zobaczyłem dziecko. Było ciche i równie blade, jak Tove. Jego jasna skóra ubrudzona była krwią.
CZYTASZ
Trylogia Kłamcy
FanfictionLos, fatum, przeznaczenie... W świecie Tove odgrywa wielką rolę. To właśnie los łączy ludzi miłością, która może zabić. Nastolatka go nienawidzi, tak samo jak swojego przeznaczonego, który sprowadził do jej dzieciństwa wiele bólu. Czy mimo przeciwn...