NK: Prezent

191 12 0
                                    

Loki Laufeyson

Nie spotkałem Tove przez kolejne kilka godzin. Wraz z Avą nie pojawiła się na obiedzie, a Sten usprawiedliwił ich nieobecność mówiąc, że "rozmawiają" i "to nic takiego, takie babskie plotki".

Zapewne Ava powtórzy mu każde słowo Tove, ale zaufałem, że dziewczyna wiedziała, co robi i mówi.

Wykorzystałem więc chwilę po spotkaniu z Odynem oraz jotuńskimi doradcami, które jednak się odbyło i po obiedzie udałem się do miasta.

Jutro zostanę królem Jotunheimu. Jutro Tove skończy siedemnaście lat.
Kilka tygodni temu z tej okazji zleciłem jubilerowi wykonanie wyjątkowej biżuteri. Dzisiaj zamówienie powinno być już gotowe.

🐍🐍🐍

Wyszedłem z łazienki po długim prysznicu i uśmiechnąłem się, widząc Tove stojącą na balkonie. Ruszyłem przez mrok, panujący w komnacie w jej stronę, biorąc po drodze czarny koc z fotela.
Był środek zimy. Na Ziemi obchodzono teraz Święta. Na dworze było zimno, a Tove miała na sobie tylko cienką, granatową koszulę nocną na ramiączkach, sięgającą jej do połowy ud. Wiedziałem, że nie bała się zimna. Była bogiem, ale mimo wszystko wolałem dmuchać na zimno.

- Rozchorujesz się. - położyłem koc na jej ramionach, otulając ją szczelnie.

Dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc mój głos i dotyk, jednak już po chwili była spokojna. Objąłem ją ramionami w pasie, przytulając do swojego torsu i oparłem głowę o jej ramię.

- Zamyśliłam się. - wyszeptała Tove. - I nie bój się, choroby trzymają się ode mnie z daleka. W końcu w moich żyłach płynie krew Bogów. - choć nie widziałem jej twarzy, mogłem sobie wyobrazić, jak przewraca oczami.

Zaciągnąłem się jej zapachem, wtulając twarz w jej czarne włosy. Chciałem zapamiętać jej łagodny zapach już na zawsze.

- Żałujesz? - mruknąłem w jej szyję. - Chciałabyś być człowiekiem?

- Czasami. - wyznała szczerze. - Czasami mam dość bycia bogiem. Chciałabym być normalna.

- Jesteś normalna, złotko. - zapewniłem. - Jesteś najnormalniejszą osobą, jaką znam.

- Nie masz zbyt wielu przyjaciół. - zauważyła lekko rozbawiona Tove.

- Ale znam naprawdę wiele istot. - pocałowałem jej szyję.

- Wierzę. - mruknęła, co wywołało mój uśmiech.

Zapadła między nami przyjemna cisza, w której wpatrywaliśmy się w Bifrost, pogrążeni we własnych myślach. Chciałem, żeby ta chwila trwała wieczność. Nareszcie ją miałem. Kobieta, która była słońcem w moim życiu wreszcie była przy mnie. Trzymałem ją w swoich objęciach i nie zamierzałem wypuszczać. Jednak nic nie trwa wiecznie, dlatego musiałem cieszyć się każdą najkrótszą chwilą spędzoną z nią.

- A ty, Loki? - odezwała się nagle, kładąc dłonie na moich, które obejmowały ją w pasie, przytrzymując koc. - Chciałbyś czasem być kimś innym?

- Nie. - odpowiedziałem bez zastanowienia. - Bycie bogiem jest najlepsze. Żyjemy wiecznie, władamy światami, do tego mamy ciekawe zdolności i pełno przygód. - wymieniałem. - I mam ciebie. Na wieczność. - pocałowałem ją w policzek. - Nie zamieniłbym tego na nic innego.

Tove uśmiechnęła się, mocniej ściskając moje dłonie. Cieszyłem się, że mogłem jej sprawić radość. Nawet jeśli to były tylko słowa, były całkowicie szczere.

- Dziękuję. - wyszeptała.

- Nie dziękuj mi za to, że jestem egoistą. - zaśmiałem się cicho. - Mam coś dla ciebie. - zmieniłem temat, odsuwając się od niej lekko. - Prezent na urodziny.

- Są dopiero jutro. - zauważyła.

Chciała się odwrócić w moją stronę, ale nie pozwoliłem jej na to, kładąc dłoń na jej talii.

- Wiem, ale chciałbym, żebyś miała go jutro na sobie, dlatego daję ci go dzisiaj. - wytłumaczyłem, wyjmując delikatny, złoty łańcuszek z pudełeczka, które pojawiło się w mojej dłoni.

- Ale nie musiałeś. Nie potrzebne mi prezenty. - westchnęła.

- Wiem, ale chciałbym podarować ci cały Wszechświat, gdyby to sprawiło ci radość. - wyszeptałem jej do ucha.

- Jesteś kochany.

Uśmiechnąłem się na te słowa, które oblały moje serce przyjemnym ciepłem.

Jubiler wykonał świetną pracę. Złoty łańcuszek był gruby, ale jednocześnie dyskretny i sprawiał wrażenie tajemnicy. W blasku słońca mienił się kolorami, a bez światła błyszczał złotem. Z łańcuszka zwisały wisiorki. Były nimi księżyce i gwiazdy wykonane z kolorowych diamentów. A owymi diamentami były części Bifrostu, który kilkanaście lat temu Thor zniszczył, powstrzymując mnie przed zniszeniem Jotunheimu. Do największego księżyca, wykonanego z białych diamentów mostu, przymocowany był osobny kolorowy diament, największy fragment Bifrostu, jaki posiadałem.

Sam wykonałem plan naszyjnika i dostarczyłem jubilerowi odpowiednie materiały.

Wyszedł lepiej nim oczekiwałem. Każda gwiazda i księżyc miały inny kolor, wspólnie tworząc kolorową mozaikę.

Delikatnie odgarnąłem długie włosy Tove na jej prawe ramię i zapiąłem naszyjnik na jej szyi.

- Nie zdejmuj go, proszę. - wyszeptałem do jej ucha, gdy dłonią badała wisorek. - Nigdy.

Dziewczyna skinęła głową na zgodę i odwróciła się w moją stronę.

- Jest piękny. Dziękuję. - uśmiechnęła się do mnie, a w jej oczach tańczyły iskierki radości.

Na Odyna! Jakże ja uwielbiałem jej uśmiech! Odwzajemniłem go, ciesząc się z jej szczęścia.

Tove stanęła na palcach i musnęła moje usta swoimi. Wykrzywiłem się niezadowolony, że pocałunek trwał tak krótko. Nawet nie zdążyłem go odwzajemnić.

- Jutro twoja koronacja. Musisz się wyspać. - brunetka złapała moją dłoń, drugą przytrzymując koc, aby nie zsunął się z jej ramion i pociągnęła mnie do środka mojej komnaty.

Zamknąłem drzwi balkonowe i zaklęciem zasunąłem ciemne zasłony, tworząc całkowitą ciemność w komnacie. Mimo tego widziałem jej twarz. Stała zbyt blisko, abym nie dostrzegł jej uśmiechu, a sekundę później jej usta zaatakowały moje z pożądaniem, o jakie nie śmiałbym jej posądzać.

Koc upadł na podłogę, gdy Tove zacisnęła dłonie na mojej czarnej koszuli nocnej. Położyłem ręce na jej biodrach i podniosłem delikatnie, przenosząc na łóżko. Zawisłem nad nią, siadając okrakiem na jej udach i ani na moment nie oderwałem się od jej ust. Błądziłem dłońmi po jej ciepłym ciele, podciągając jedwabny materiał jej pidżamy do góry, gdy nastolatka wplotła palce w moje jeszcze lekko wilgotne po prysznicu włosy. Dziewczyna złapała nagle moją dłoń, która zahaczyła o materiał jej majtek i przerwała pocałunek.

- Nie mogę, Loki. - oddychała nierówno, patrząc mi w oczy lekko zamglonymi, błękitnymi tęczówkami.

- Nie rozumiem. - odszepnąłem zaskoczony. - Już to robiliśmy. Nie posunę się dalej, jeśli...

- Nie o to chodzi, Loki. - uśmiechnęła się lekko, kładąc dłoń na moim policzku, na co mruknąłem, wtulając twarz w jej dłoń, ale wciąż nie oderwałem wzroku od jej oczu. - Jestem boginią, ale nawet nas obowiązują pewne... - zastanowiła się, nie wiedząc, jak ma to powiedzieć. - Och... - zamknęła oczy, a na jej policzkach pojawiły się różowe wypieki, jednak uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Okres mi się zaczął, Loki. - wyznała szybko, znów patrząc mi w oczy.

Zaśmiałem się cicho, nachylając się i całując ją w nos. Przeniosłem usta na jej wargi i skardłem z nich kolejny pocałunek. Dziewczyna odwzajemniła pieszczotę.

- Nie można było tak od razu? - uśmiechnąłem się, kładąc się obok niej i przyciągnąłem ją do mojego torsu.

Tove wtuliła się we mnie bardziej, opierając plecy o mój tors, gdy przykryłem nas satynową pościelą.

- Nie martw się, złotko. Nadrobimy zaległości. - wyszeptałem jej do ucha i pocałowałem w szyję.

Mogłem sobie jedynie wyobrazić uśmiech na jej twarzy i to, jak przewraca oczami na moje słowa.

Trylogia KłamcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz