— Gumisiu, wiesz, że cię kocham i życie bym za ciebie oddał, ale możesz mi wyjaśnić, jakim sposobem, mając bolca, wychodzisz z Victorem?
— Nie mam żadnego bolca — syknęłam, odkładając tusz do rzęs z powrotem na blat toaletki. Poważnie zirytowana spojrzałam na ekran komórki wyświetlający czas trwania mojej rozmowy z Louisem. — Już ci mówiłam, że to...
— Wychodzi z ciebie mała szmata. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo taka nutka suki jest potrzebna w życiu, ale dwóch naraz? Jak ty ich zmieścisz? — zapytał, lecz po chwili namysłu dodał: — No bo patrz. Victor jest w chuj wysoki, nie? A ten twój George też na małego nie wyglądał. A biorąc pod uwagę, że ich penisy są, najprawdopodobniej, proporcjonalne do ciała, to ty byś pewnie pękła, gdyby...
Nie wiem, jak udało mi się oprzeć pokusie wyrzucenia komórki przez okno. Louis czasami mówił takie głupoty, iż szło się złapać za głowę i się powiesić na sznurówce od buta.
Co nie zmieniało jednak faktu, że była to tylko i wyłącznie moja wina. Gdybym wtedy nie odbierała tego głupiego telefonu, Louis nie miałby nawet pojęcia o kimś takim jak Gabriel. A teraz? Teraz byłam non stop bombardowana pytaniami o to, kiedy wreszcie go pozna, czy daje najpierw mleko czy płatki, oraz czy ma dużą stopę. Trudno mi stwierdzić, po co była mu informacja dotycząca rozmiaru jego buta, ale nie zamierzałam w to wnikać.
Lecz i tak nic nie mogło równać się z sensacją, która wybuchła tuż po ogłoszeniu, iż na imprezę Halloweenową wybieram się z Victorem Daviesem. Rose omal nie zemdlała, zaś Oliver zakrztusił się śliną tak bardzo, że aż poszedł później do szkolnej pielęgniarki. Jedynie Louis walnął mnie w głowę podręcznikiem za, cytuję, „zdradzanie George'a". Potem oczywiście mnie przeprosił, tłumacząc się solidarnością jąder, a na koniec cały w skowronkach zaczął dopytywać o szczegóły spotkania.
Z samym Victorem rozmawiałam znacznie więcej niż wcześniej. Prawie codziennie spotykaliśmy się po lekcjach w sali teatralnej, a do tego korespondowaliśmy w domu. I muszę przyznać, że był naprawdę fajnym chłopakiem. Lubiłam z nim spędzać czas.
Ale nie lubiłam myśli, które mnie przy nim ograniczały. Mimo wielu dni dalej nie odważyłam się go zapytać o tamtego faceta z blizną. Z pewnością duży wpływ na to miał fakt, iż przestałam dostawać codziennie kwiaty. Liczyłam, że ten ktoś nabawił się wystarczająco dużo, by już mnie więcej nie gnębić.
Poza tym nie mogłam znieść wizji, w której zdradziłabym mu wszystko, o czym nie wiedział. Nie chciałam, by się na mnie obraził.
— Na szczęście nie planuję żadnego trójkąta, a już na pewno nie z nimi — powiedziałam, przeglądając się w lustrze. Choć szłam na imprezę z Victorem, to kostium miałam dopasowany do Louisa. Taka tam tradycja, której nie zamierzałam złamać dla żadnego mężczyzny.
— No ja myślę. Pierwszy trójkąt, który przeżyjesz, będzie ze mną — zapowiedział, a po syknięciu, które wydał z siebie chwilę później, wywnioskowałam, iż musiał sobie włożyć pędzelek do oka.
— Wątpię, by był to dobry pomysł. Pewnie już na początku zaczęlibyśmy się śmiać jak idioci — stwierdziłam, poprawiwszy czarną opaskę na głowie. — Zresztą, od kiedy ty niby chcesz mnie zobaczyć nago?
— Od kiedy urosły ci cycki. Są zajebiste. Takie jak z anime... Nie żebym oglądał, ale sama rozumiesz.
— Rok temu powiedziałeś, że wyglądają jak ostrosłupy.
— Ostrosłupy to moje ulubione figury geometryczne, szczególnie te twoje.
Parsknęłam śmiechem wbrew rozsądkowi, który podpowiadał, iż nie był to dobry pomysł. Jeszcze doszłoby do tego, że Louis codziennie rzucałby jakże kreatywny komplement dotyczący mojego ciała.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...