Czułam na swojej skórze palące spojrzenie. I nie wiem, czy należało ono do Gabriela, czy do pewnych błękitnych oczu, które znałam aż nadto dobrze.
Przepełniona niewyjaśnionym lękiem przełknęłam ślinę. Wpatrując tak się teraz w postać Gabriela, mogłam śmiało stwierdzić, że nie jest tyle co zły, że znalazłam to miejsce, a raczej zafascynowany. Swoimi świdrującymi oczami wypalał mi niemal dziurę w twarzy, gdy tak bez słowa mi się przyglądał.
A ja nie mogąc tego dłużej znieść, z powrotem spojrzenie przeniosłam na samą siebie. Na taką samą, lecz tak różną. Na delikatną, lecz tak niepodobnie śmiałą i kuszącą.
Nie zareagowałam w żaden sposób, kiedy poczułam jego tors ocierający się o moje plecy. Intensywny zapach jego żelu pod prysznic brutalnie wdzierał mi się do nozdrzy, a ciepło bijące od męskiego ciała odbierało kontrolę nad własnymi myślami.
— Dlaczego? — zapytałam szeptem, wiedząc, że on również patrzy na obraz.
— Bo uwielbiam malować piękne rzeczy — odparł równie cicho. — A ty... Ty jesteś najpiękniejsza z nich wszystkich.
— Ale... Ale dlaczego tak? — dopytałam, mając ma myśli te... rysy.
Gabriel nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, co skłoniło mnie do przekręcenia głowy w jego stronę. I tak jak myślałam, wpatrywał się w obraz niczym zaklęty. Jakby... Jakby naprawdę sądził, że coś przedstawiającego mnie może być na tyle piękne, by onieśmielić nawet jego.
— Ponieważ tak cię interpretuję — wyznał wreszcie, ułożywszy dłonie na mojej talii.
Dalej wpatrzona w niego oczekiwałam na jakieś słowo wyjaśnienia, ale on nie wykazywał żadnych znaków mających sugerować, że zamierza rozwinąć tę myśl. Zamiast tego wzorkiem powiódł po innych ukrytych pod materiałami obrazach.
— Chciałabyś zobaczyć resztę? — Zadał to pytanie tak swobodnie i odważnie, że aż musiałam wstrzymać oddech.
— Ja... Mogę? — zapytałam pełna wątpliwości.
Obawy wykiełkowane w moim sercu nie opuściły mnie nawet wtedy, gdy mężczyzna zaczął podchodzić do każdego obrazu z osobna. Bez krzty zawahania zrywał ich okrycia, wystawiając na wierzch ich piękno oraz nutkę tajemnicy, jaka im towarzyszyła.
Każdy z portretów, czy jak inaczej to nazwać, wyglądał podobnie. Ja w białej, zwiewnej sukience, z rozpuszczonymi włosami oraz uśmiechem na ustach. Tu gdzieś stałam na jakiejś łące pełnej polnych kwiatów, tam gdzieś czytałam książce na drewnianej ławce. Leżałam w łóżku przykryta ciemną kołdrą, czy siedziałam przy jakimś stoliku z lampką czerwonego wina.
I również na wszystkich moja skóra była pełna pęknięć. Mimo ciążącego mi na ustach uśmiechu moje oczy były smutne lub niejednokrotnie mokre od łez. Tak jakby Gabriel doskonale wiedział, jak się czułam za każdym razem, gdy się śmiałam.
Zadrżałam ledwie widocznie, czując nagłe ciepło. Gabriel poruszał się tak cicho, iż nawet nie spostrzegłam momentu, w którym ponownie do mnie podszedł. Z wymalowanym na twarzy zaciekawieniem przyglądał się mojej twarzy, która dalej skierowana była na moją potłuczoną podobiznę.
— Chciałbym cię kiedyś namalować — powiedział wreszcie, gdy dalej nie udało mi się z siebie nic wykrztusić.
— Jak widzę, robisz to przez cały czas — odchrząknęłam, czując gulę w gardle.
Gabriel pokręcił głową, jakbym powiedziała coś nieprawdziwego.
— Nie mówię o swoich wyobrażeniach — zaprzeczył mym słowom. — Chcę namalować ciebie.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...