11. Kwiaty na poddaszu

450 11 19
                                    

Uparcie milczałam, krzyżując ramiona na piersi. Jedynie kątem zerkałam zła na Gabriela, ale żeby nie było, nie robiłam tego cały czas. Musiałam mu dać odczuć, że jestem na niego zła.

Co on sobie wyobrażał? Jak mógł tak potraktować Victora i jeszcze podchodzić do tego z takim spokojem? Może i moja wiedza na temat relacji w rodzinie była naprawdę uboga, lecz moje przekonanie o nieprawidłowości takich zachowań było wyjątkowo silne.

I pomimo tego wewnętrznego obrzydzenia jakie czułam względem przemocy, jakimś sposobem udało się Gabrielowi zaciągnąć mnie do samochodu. Jak tego dokonał? Do tej pory nie wiem. Prawdopodobnie wykorzystał mój szok spowodowany konfrontacją z Victorem i niemoc wywołaną brakiem Louisa. Tak szczerze, to nawet nie pamiętałam, czy coś do mnie wtedy mówił.

Dopiero od jakichś pięciu minut zaczęłam kontaktować na tyle, by mieć pewność, że to, co mnie otaczało, nie było snem. Z naburmuszoną niczym dziecko miną obserwowałam to nowojorskie ulice, to profil Gabriela, który dalej nie raczył nic do mnie powiedzieć.

— Jesteś okropny — mruknęłam wreszcie. Niestety moja wola nie mogła siłą konkurować z moim gadulstwem.

Kiedy Gabriel nawet na mnie nie spojrzał, prychnęłam. No jeszcze tego brakowało, bym to ja wyszła na tą złą.

Moja torebka poruszyła się na moich kolanach, dając mi znak, iż ktoś właśnie do mnie dzwoni. Próbowałam pohamować swoje emocje, by nie wyjść przy Gabrielu na bardziej walniętą niż zwykle. Skoro on mógł być taki och i ach, to ja też.

— Gigi zabrał cię na miesiąc miodowy? — zapytał na dzień dobry Louis. W tle słyszałam donośną muzykę i naprawdę byłam wdzięczna, że nie muszę tam dłużej siedzieć.

— Nie — rzuciłam nonszalancko. — Po prostu twój idiotyzm zaczął mnie nudzić, więc stwierdziłam, że spędzenie czasu z innym idiotą może na mnie dobrze wpłynąć. Takie tam zróżnicowanie diety.

Uśmiechnęłam się pełna sarkazmu, zerknąwszy na Gabriela. W samochodzie nie grało żadne radio, zatem byłam przekonana o tym, że słyszał moje słowa. I dobrze.

— Pierwszy kryzys? — zaśmiał się pod nosem nieurażony moim komentarzem. A zresztą i tak zasłużył. Podstępna papla.

— Powiedzmy — westchnęłam, przecierając zmęczone oczy. Zaraz jednak się za to upomniałam. Już i tak pewnie wyglądałam jak panda z rozmazanym tuszem.

— Dobra, powiesz nam wszystko w poniedziałek. Jeżeli będziesz chciała, to dzwoń, to po ciebie przyjadę — dodał na koniec. — Kocham cię.

Rozłączyłam się z poczuciem ulgi. Dobrze było mieć świadomość, że przynamniej kwestię wyjaśnienia im wszystkiego mogę odłożyć na później. Teraz mogłam spokojnie przejmować się jedynie Victorem i naszą relacją, która zakończyła się, nim na dobre się zaczęła. A to wszystko tylko i wyłącznie z mojej winy.

Nie zamierzałam już dzisiaj do niego pisać. Przede wszystkim Victor nie zasługiwał na wyjaśnienia i przeprosiny przez telefon, a po drugie... Dziwnie byłoby mi z nim rozmawiać po tym, co mi powiedział. I to nie tak, że się nad sobą użalałam. Bowiem z całą wyrozumiałością, jaką w sobie wypielęgnowałam, próbowałam usprawiedliwić jego słowa, lecz i tak mnie to bolało.

Mogłabym znieść dużo rzeczy. Wyzwiska, oskarżenia, milczenie.

Ale nie chciałam znosić myśli, że ktoś zgadzał się z Jasonem.

— Po co ty tam w ogóle przyjechałeś? — odezwałam się w końcu, gdy Gabriel wjechał na podziemny parking jakiegoś nowoczesnego wieżowca koło Central Parku.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz