— To było absolutnie nieodpowiedzialne.
— Wiem.
— I głupie.
— Zdaję sobie z tego sprawę.
Warknęłam sfrustrowana, odwracając się w stronę wyluzowanego Victora.
Nie wiem, jakim cudem dyrektor nie wezwał do szkoły jego wujka albo wcale policji. Po wyjściu z gabinetu Davies niewiele mi zdradził, prócz tego, że w ramach rekompensaty ma zająć się jakimiś pracami dodatkowymi. Tłumaczył to tym, że zaginięcie Jasona było wystarczającym problemem dla szkoły i drużyny, przez co dyrektor spojrzał na całą sprawę łaskawiej, ale za grosz mu nie wierzyłam. W tej placówce takie sprawy brali wyjątkowo poważnie i z pewnością nikt by na nich nie patrzył łagodniej przez głupie miejsce w drużynie.
Nie zamierzałam jednak siłą wyciągać od niego informacji. Znacznie istotniejsze w tej sytuacji wydawało mi się opieprzenie go za w ogóle uczestnictwo w tej bójce. Bo jakby okej, mógł się bronić, ale dlaczego z ofiary stał się jeszcze brutalniejszym oprawcą?! Przecież Liam wyglądał jak po spotkaniu z jakimiś gangsterami.
— Gniewasz się? — zapytał, gdy zaczęłam kierować się w stronę trzech czarnych aut stojących pod budynkiem szkoły.
— Tak — odparłam bez zastanowienia.
— Kurwa, to co? Miałem mu pozwolić uderzyć Louisa albo wcale ciebie? — zapytał także wkurzony, co sprawiło, że gwałtownie się zatrzymałam.
Cała moja postawa emanowała złością, gdy wykonałam dwa solidne kroki w jego stronę. Hardo zadarłam głowę, by mógł lepiej widzieć moją chęć rozwalenia go na kawałeczki.
— Czy ty nie rozumiesz, że wystarczyło go raz uderzyć i tyle? Albo dać się po prostu rozdzielić przez innych? Nie musiałeś go bić, jakbyś zamierzał go... — Ostatniego zdania nie zdołałam dokończyć przez ciążące mi wspomnienie tego, co wydarzyło się na stacji benzynowej. — Mogło ci się coś stać. Mogli cię wyrzucić ze szkoły, a ty...
— Nie rozumiem cię — odpowiedział równie zły. Oboje kompletnie ignorowaliśmy wszystkich gapiów, którzy z niesłychanym zainteresowaniem przysłuchiwali się naszej nerwowej wymianie zdań. — Najpierw ci się podobam, potem masz mnie w dupie, a teraz znowu się o mnie martwisz. O co ci właściwie chodzi?
Zirytowana przymknęłam oczy, palcami przejeżdżając po brwiach. Myślałam, że ten etap mieliśmy już za sobą. A przynamniej łudziłam się, że tak było.
— Nie musisz mi się podobać, bym się o ciebie martwiła, Victor — zaczęłam spokojniej. — Jesteś dla mnie naprawdę ważny i nie mogłabym spojrzeć w lustro, gdyby coś ci się stało. A jeśli chodzi o początki naszej relacji, to już cię za to przepraszałam. Nie chciałam zabawiać się twoimi uczuciami, czy coś takiego. Po prostu sprawa z Gabrielem... Ona jest.
Słysząc imię swojego kuzyna, zacisnął szczękę. Na sekundę odwrócił wzrok na coś znajdującego się z boku, aby po chwili spojrzeć na mnie znacznie chłodniej.
— On zawsze dostaje to, czego chce, co? — zapytał oschle, czym świadomie czy też nie, mnie ranił. Nie chciałam, by nasza relacja się psuła. Bardzo mi na nim zależało, ale... Nie w taki sposób, w jaki oczekiwał.
— To nie jego wina, a moja. On mnie tobie nie odbił, Victor. To ja dałam ci nadzieję, czego naprawdę żałuję — powiedziałam, dalej starając się brzmieć w miarę łagodnie. — Jesteś naprawdę cudownym chłopakiem. Miłym, opiekuńczym i kochanym. Na pewno twoja przyszła dziewczyna będzie z tobą szczęśliwa, ale ja nią nie mogę być. Nie chcę, bo...
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...