— Koteczek!
Przymknęłam powieki, słysząc pisk Louisa. Chłopak nie zbaczając na to, co się wokół niego dzieje, popchnął stojącą mu na drodze Rose, aby dotrzeć do Baela, który przyglądał mu się tak, jakby Harris był jego celem do wyeliminowania.
— A kto jest taki piękny? — mówił dziwnym głosem, układając usta w dzióbek. Wziął czarne stworzonko na ręce w taki sposób, aby móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. — Apuci puci, kto to jest taki słodki? No kto? A ty.
— To na pewno go miałem tu przywieźć? — zapytał Oscar, nie oderwawszy wzroku od Louisa.
— Teraz sama zaczęłam w to wątpić — wyznałam ściszonym tonem.
Dziwnie było patrzeć na dotychczas pozbawione życia mieszkanie Gabriela, które teraz przepełnione było hałasem wszelakiego rodzaju. Leżąca dalej na ziemi Rose mamrotała coś pod nosem o niechybnej śmierci, a klęczący obok niej Oliver wyglądał tak, jakby gotów był do przyspieszenia jej losu. Gdzieś tam mignął mi Oscar rzucający jakiś tekst do Victora, który stojąc naburmuszony, pokazał mu środkowego palca. Louis za to dalej męczył kota, a dwójka wyjęta z rodzinki Addamsów stała i przyglądała się wszystkiemu w ciszy.
Mówiłam o Gabrielu i Naomi rzecz jasna.
Strach paraliżował mnie od cebulek głowy po palce u stóp, gdy myślałam o przerwaniu tego czasu beztroski. Jeszcze na tym etapie obyło się bez dociekliwych pytań, lecz kwestią czasu zostało to, kiedy owe padną.
— Kurwa! — krzyknął Louis zaraz po tym, jak Bael miauknął głośno i groźnie.
Odwróciwszy głowę ich w stronę, widziałam jedynie uciekającego już kota i trzymającego się za oko Louisa.
— Zadrapał mnie! — poskarżył się płaczliwie, zdejmując dłoń z twarzy. Spojrzał na nią, by zorientować się, czy przypadkiem nie krwawi, ale gdy nic nie zauważył, to dalej krzywił się z bólu.
— To było do przewidzenia — wzruszyła ramionami Rose, która swoją drogą dalej leżała na ziemi.
— Nie, nie było! Koty mnie uwielbiają, nie wiem, o co tamtemu chodziło — odpowiedział pewnie.
— Jeśli sugerujesz się tutaj przypadkiem swojego bezwłosego Puszka, to muszę cię zmartwić, ale to coś nie jest kotem, a jakimś dziwolągiem, którego nie wiadomo skąd wytrzasnąłeś — stwierdził za to Oliver.
— Spier... — Harris przerwał i zamarł, kiedy spojrzał na coś.
A tym czymś była stojąca z obojętną miną Naomi.
Wystarczyła jedynie sekunda, aby jego niebieskozielone oczy zabłyszczały niczym dwa kamyczki. I równie tyle potrzeba było czasu, by na wargach pojawił mu się cwany oraz urzekający uśmieszek uwydatniający jego dołeczki w policzkach.
Zażenowana przymknęłam powieki, kiedy prężnym krokiem ruszył w stronę niezainteresowanej dziewczyny. Wydawało mi się nawet, że rozłożył szerzej ramiona, by optycznie poszerzyć swoje barki. A gdy wreszcie do niej dotarł, przeczesał palcami swoje blond włosy niczym typowy surfer w filmach sprzed dwudziestu lat.
— Na imię mi Louis — obok siebie usłyszałam stłumiona parsknięcie Oscara i Victora. — A tobie, piękna? — Nie uzyskawszy odpowiedzi, pokiwał głową. — Rozumiem, jesteś tą z tych milczących. Ale to nic nie szkodzi, bo z taką dziewczyną mógłbym milczeć do swojego ostatniego dnia.
Naomi zerknęła kątem oka na Gabriela, który przyglądał się temu z kamienną miną. W porównaniu do takiego Olivera, Oscara czy Victora, którzy dosłownie próbowali ukryć swoje purpurowe od śmiechu twarze.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...