Westchnęłam zirytowana, przekręcając się w ciągu tej jednej minuty już z czwarty raz. Albo piąty. Trochę się zgubiłam po tym, jak w trakcie poprzedniej zrobiłam to osiemnaście razy. A może dziewiętnaście?
Pomimo wygody, jaką cechowało się łóżko, nie mogłam zasnąć. Żadna pozycja nie wydawała mi się odpowiednio wygodna, a gdy już zmusiłam się do pozostania w jednej, to zaraz robiło mi się za gorąco lub zimno, więc ponownie wracałam do punktu wyjścia, gdzie szamotałam się w tym łożu niczym owsik.
W pewnym momencie poważnie rozzłoszczona jęknęłam płaczliwie w poduszkę. Zegar na szafce nocnej wskazywał na około pierwszą. Cholerne trzy godziny próbowałam zasnąć. I jak na złość nawet te moje wygibasy na materacu mnie nie męczyły.
— Pozwólcie mi umrzeć — wymamrotałam, co zostało stłumione przez materiał poduszki.
I chyba Bóg sam aprobował mój pomysł, bo dosłownie po tych słowach rozbrzmiał się dzwonek mojego telefonu. Wzdrygnęłam się natychmiastowo, gdyż tak nagły dźwięk w tej ciszy był czymś zdecydowanie przerażającym.
— Halo? — zapytałam, próbując nie brzmieć na przerażoną.
Już pomińmy to, że nawet nie spojrzałam na nazwę kontaktu. A co jeśli to James? Boże, byłam taką idiotką czasami. Albo może nawet częściej niż czasami.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, postanowiłam spojrzeć na nazwę kontaktu. Ta cała sytuacja bardzo łatwo mnie zestresowała, ale gdy wreszcie ujrzałam te dobrze znane mi imię, to już w ogóle poczułam, jakbym spadała w otchłań bez dna.
Melody.
Tyle miesięcy z nią nie rozmawiałam. A raczej to ona nie rozmawiała ze mną, czego do tej pory nie potrafiłam zrozumieć.
Nie potrafiłam zrozumieć, co tym razem zrobiłam źle.
— Melody? — odezwałam się tym razem do niej imieniem, na co dziewczyna zareagowała cichym szlochem. Zaniepokoiło mnie to do takiego stopnia, że od razu wygrzebałam się spod cieplej kołdry.
— Przyjedź po mnie, proszę.
Jej słaby i zachrypnięty od płaczu głos dodał mi takiej energii, że bez większego zastanowienia podeszłam do krzesła przy toaletce, na którym położyłam wcześniejszą bluzę. Następnie podeszłam do zapełnionej ubraniami szafy, by ubrać jakieś spodnie.
Trochę niepokojące, że Gabriel wyposażył cały pokój w kobiece rzeczy, skoro nikt tu nie mieszkał, ale nie zamierzałam o tym teraz myśleć. Ważne, że nie musiałam o tak późnej porze paradować w kusej piżamie.
— Gdzie jesteś? — zapytałam, przytrzymując komórkę barkiem.
— Ja... Ja chcę do domu — bełkotała, co tylko potwierdziło moją tezę o jej nietrzeźwości.
— Dobrze, pojadę po ciebie, tylko musisz mnie posłuchać, dobrze? — Poprawiłam szare dresy, gdy ona mruknęła ciche potwierdzenie. — Wyślij mi swoją lokalizację, okej?
— Mhm — usłyszałam jakiś szum, co chyba oznaczało, że faktycznie mi ją przesłała.
— A teraz mi powiedz, czy ktoś tam z tobą jest — szepnęłam, wychodząc z pokoju.
Niczym agentka do zadań specjalnych rozejrzałam się po pogrążonym w egipskich ciemnościach korytarzu. Gdy nie ujrzałam niczego niepokojącego, wymknęłam się, chcąc jak najszybciej pojechać pod adres przesłany przez Melody.
Nie wiem, czy to przez porę, czy stres, ale kompletnie nie myślałam o Jamesie, sposobie dotarcia do Price i sposobie powrotu do mieszkania Gabriela. To była misja bez absolutnie żadnej szansy na powodzenie, a i tak gotował byłam podjąć tę z góry przegraną walkę dla dziewczyny, która porzuciła mnie przy pierwszej lepszej okazji.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...