25. Ocean Eyes

408 12 26
                                    

Bańka, w której zdołałam się skryć na ten jakże krótki czas, brutalnie pękła.

Przynamniej to takiej konkluzji dochodziłam, gdy wpatrywałam się w kamienną twarz Gabriela.

— Melody — powiedział wpatrzony w dziewczynę.

Zdenerwowana Price zerknęła na mnie kątem oka, w taki sposób, jakby uważała mnie za swoją ostatnią deskę ratunku. Żadna z nas w końcu nie była przygotowana na jakąkolwiek rozmowę z Gabrielem, mimo świadomości, iż do owej będzie musiało dojść. W końcu mieliśmy razem pojechać do galerii, ale teraz... Teraz zaczęłam wątpić w słuszność tego pomysłu.

— Gabriel — sztucznie się uśmiechnęłam, chcąc mu się odrobinę podlizać. — Już wstałeś?

Bo to wcale nie tak, że właśnie przede mną wstał.

Gabriel spojrzał na mnie enigmatycznym wzrokiem, by po chwili przekrzywić nieco głowę. Aż bałam się pomyśleć, co czaiło się pod tą maską opanowania.

— Melody przyjechała pogadać — postanowiłam trochę rozjaśnić mu sytuację. — No i tak sobie pomyślałam, że wiesz... Że moglibyśmy razem pojechać do galerii?

Spojrzałam na niego proszącymi oczami z nadzieją, że zdoła to zmiękczyć jego twardą skorupę, lecz otrzymałam jedno, wielkie nic. Dosłownie nic. Zero reakcji. Jakby mnie nie usłyszał lub nie chciał usłyszeć.

Że też los musiał postawić mi na drodze kogoś z tak skomplikowanym usposobieniem.

Nie potrafiąc zignorować gęstej do granic możliwości atmosfery, już w zamiarze miałam otworzyć usta, by powiedzieć jakąś kolejną głupotę, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Z przepraszającym uśmiechem sięgnęłam po komórkę, dostrzegłszy numer Louisa.

— Ty ruda pizdo...!

— Em, Louis? — zapytałam niepewnie, słysząc jego wrzaski, które były na pewno słyszalne dla Melody i Gabriela.

— A, Gumiś. Sorki, Rose mnie wkurwiła — odezwał się tym razem dużo spokojniej. — Dzwonię, bo... No mule jebany, kurwa, nie widzisz tego jebanego światła, czy mam ci przypierdolić, byś zobaczył?! Cepie pierdolony.

— Louis, gdzie ty jesteś? — Zmarszczyłam brwi w wyrazie niezrozumienia.

— W samochodzie Jenkinsa. Debil prowadzić nie umie... Dobra, sklej wary i nie pyskuj — ponownie odezwał się do, jak myślę, Olivera. — Ogólnie to z galerią nam dziś nie wyjdzie, bo jest zamknięta.

— Co? Jak to zamknięta? — zapytałam zaskoczona.

— No normalnie, Boże. Zamknięta jest i... Czy ty nie widzisz, że rozmawiam przez telefon? ...Dobra weź idź zrób fikołka i zamknij mordę.

Rozmowy z tym człowiekiem bywały doprawdy... wymagające.

— Nie, Oliver, nie będę dyskutował z tym małym orangutanem... Tak, orangutan, bo jesteś ruda... Weź, weź, bo nie wytrzymam i serio cię... Aua, nie szczyp!... Dobra, Gumiś, my u ciebie będziemy za... No nie wiem, za jakieś pół godziny? Dobra, elo... Ja ci serio wyje...

No i to byłoby na tyle z naszej dyskusji.

Z nerwowym uśmiechem odsunęłam od siebie telefon, spoglądając to na Gabriela, to na Melody. Wzrok obojga był na tyle intensywny, że nie sposób było go zignorować, zatem całkowicie poddenerwowana rzuciłam:

— To może herbatki?

Melisy. Tak, zdecydowanie potrzebowałam melisy.

~*~

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz