!W rozdziale pojawiają się sceny przemocy fizycznej, seksualnej i psychicznej!
Leżąc nieprzytomnie na brudnej od własnych wymiocin i krwi mamy podłodze, dokonałam niesłychanego odkrycia. Przynamniej takie ono wydawało się w moich pustych do cna oczach.
Mówiło się, że czas jest jedyną rzeczą, która nigdy nie zatrzyma się na tym świecie. Sama byłam takiego zdania przez większość życia! Co by się nie działo, on zawsze mknął do przodu. Żaden król, polityk czy też zwykły obywatel nie mógł wpłynąć na jego bieg. Był niczym rzeka, której nurtem płynęliśmy, by w połowie drogi zaznać wieczystego końca.
Ale tu właśnie pojawiał się problem. Bo im dłużej przebywałam w więzieniu skonstruowanym przez Jamesa, tym mocniejsze wrażenie odnosiłam, iż była to jedynie farsa przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie było jednego świata. Jednego nieba, jednej ziemi, jednych uczuć. To wszystko było obłudą.
Każdy z nas miał swój świat. Świat, który interpretował na swój własny unikatowy sposób. Żaden człowiek nie postrzegał go w identyczny sposób jak ktoś inny. Nie było ludzi, którzy wpatrzeni z pozoru w to samo niebo zwracali uwagę na te same gwiazdy. Na to samo źdźbło trawy. Nikt nie odczuwał czegoś jednakowo. W ten sam sposób.
I tak to funkcjonowało od pokoleń. Ludzie złudnie wierzyli w to, iż świat jest jeden, nie myśląc wcale o tym, że to my go przecież budujemy. Że to my decydujemy się, jak będziemy go odbierać.
Takie to sobie wyjaśnienie znalazłam, kiedy główkowałam nad tym, skąd bierze się to okropne uczucie zatrzymania. Czemuż to rzeka stanęła w miejscu, choć jej istotą był ciągły ruch.
Nie zwróciłam uwagi na osobę, która bez słowa weszła do pokoju. To i tak nie miało sensu. Nie pozostało mi absolutnie nic, o co mogłabym się jeszcze martwić. Wszystko zostało mi odebrane. Wszystko utraciłam. Moje ukochane wszystko stało się wreszcie pochłaniającym w marazmie niczym.
Ktoś podniósł moje poturbowane, brudne i słabe ciało. W ciszy wyprowadził mnie z tego przeklętego pokoju, ale jaki to miało w rzeczywistości sens? Wystarczyło, bym przymknęła powieki, a widziałam martwy wyraz jej ciemnych oczu. Straciłam moją mamę. Widziałam tę stratę, odczułam ją. Wszystko i nic utraciło sens.
Moje plecy zetknęły się z miękkim materacem, wyzwalając we mnie uczucie zatracania się w samej sobie. Byłam bliska przysiąc, że właśnie spadałam w dół bez dna. Że moje oczy nadal płaczą, choć w rzeczywistości goszcząca w nich pustka mogłaby powalić niejednego.
Obojętność na mój własny los nigdy nie była tak wysoka jak tamtego dnia. Nie interesowało mnie to, co się mi stanie. Czy James mnie zabije, zgwałci czy też znowu pobije. Żadna z tych rzeczy nie zrobiłaby na mnie większego wrażenia. Dokonał, czego chciał, złamał mnie. Zniszczył.
— Przepraszam.
Męski, choć nienależący do mojego oprawcy głos pozwolił mi się częściowo wyrwać z otchłani własnej beznadziei. Suchymi oczami obserwowałam siedzącego blisko chłopaka, który wpatrywał się smutno we własne dłonie. Wyglądał, jakby bił się z myślami. Jakby zastanawiał się, co też tymi rękoma uczynił.
Przełknęłam ślinę, z trudne powstrzymując się od skrzywienia przez piekącego od kwasu gardło.
— Dlaczego to zrobiłeś? — wychrypiałam ledwie przytomna. Pomrugałam powoli, nie wiedząc, czy kiedykolwiek jeszcze zapragnę szczerze zapłakać. — Dlaczego to zrobiłeś, Sebastian?
Drgnął, usłyszawszy swoje imię.
— Kiedyś ktoś mi powiedział, że z miłości robimy rzeczy pełne nienawiści.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...