21. Kłopoty

417 11 27
                                    

Ignorując gęganie Louis'a w tle, szczelniej otuliłam się kołdrą. Dopiero co przyszedł, a już zdążył wyprowadzić mnie z równowagi.

Ale żeby nie było, nie pokazałam tego. Bardziej niż swoją złością przejmowałam się tym, by nie zrobić mu przykrości. W końcu siedemnaste urodziny ma się raz w życiu, co nie?

— Wstawaj, ty pizdo głupia — rzekłszy to, spróbował zerwać ze mnie pościel, ale na jego nieszczęście byłam na taką ewentualność przygotowana.

Z całych swoich sił zacisnęłam palce na pachnącym materiale, czując, jak Harris próbuje mi go brutalnie odebrać. W głębi serca liczyłam na to, że zrozumie aluzję, zaakceptuje moją decyzję i zostawi tę biedną kołdrę, a przy okazji mnie, w spokoju.

Myliłam się, bo już po chwili całym ciałem wylądowałam na panelach. Dalej trzymając pościel w dłoniach rzecz jasna.

— Nigdzie nie idę — powiedziałam, co brzmiało dosyć niewyraźnie przez to, iż po czoło byłam okryta. Ułożywszy się wygodniej na podłodze, dodałam: — I idź sobie.

— Żebyś dalej mogła przeżywać swoją emo erę? Ni chuja — usłyszałam. — No, wstawaj no. Jesteś zbyt zajebista, by przejmować się jakimś stulejarzem.

— Wcale się nim nie przejmuję. Nie wiem, o czym mówisz.

— Mówię o tym, że już tydzień włóczysz się po szkole jak zjawa, by później ryczeć w domu — parsknął, przyjmując teraz zupełnie inną taktykę.

Bez krzty wyrozumiałości dla mojego depresyjnego nastroju złapał mnie za kostkę. Ciągnął moje ciało przez cały pokój, kierując się w stronę drzwi, a ja niczym ten uparciuch, próbowałam pochwycić się czegokolwiek, by uniemożliwić mu porwanie mojej osoby.

— Gumisiu, już serio wystarczy. Popłakałaś, powyzywałaś go, pomilczałaś i jakby super, ale teraz jest już czas na twoją zemstę. A nie dokonasz jej, gdy będziesz tu leżeć i śmierdzieć.

— Wcale nie śmierdzę.

— Ta, powiedz to moim nozdrzom.

Oburzona na niego spojrzałam, by za moment znów stracić wszelkie chęci do czegokolwiek. W tym do walki z nim.

— Jaka to niby ma być zemsta? — zapytałam to niby od niechcenia.

— Twoje seksi dupsko w seksi kiecce z seksi szpilkami — odpowiedział, jakby była to oczywista oczywistość. — Tak cię wypindrzymy, że Gabriel przez resztę tygodnia będzie chodził z opuchniętymi jajami.

Przerażało mnie to, z kim się przyjaźniłam.

— Sam osobiście wybrałem ci dwie stylizacje — dodał śpiewnie, machając przy tym moją kostką w celu obudzenia we mnie choć krzty entuzjazmu. Cóż, nieskutecznie. — Wolisz być dziś kobietą sukcesu z subtelną nutką suki, czy może elegancką dziwką?

— Wolę trumnę — odpowiedziałam poważnie. — Różową, żebym chociaż życie pośmiertne miała fajne.

Louis westchnął ewidentnie pokonany. Ewentualnie zbierał siły do kolejnej próby przekonania mnie do wyjścia do kluby, gdzie miały zostać urządzone jego urodziny.

Pomimo iż sama z Gabrielem nie miałam zbytniego kontaktu w przeciągu tygodnia, Louis postanowił zadziałać w kwestii własnej imprezy. Od Victora wyciągnął numer Mitchell'a, którego najpierw zwyzywał od padalców, aby kolejno zapytać się miło, czy mógłby ogarnąć jakieś bezpieczne miejsce, w którym te urodziny faktycznie możnaby uczcić.

I tak oto właśnie wszyscy w tą piękną sobotę szli do klubu ojca Gabriela, w którym ten załatwił nam prywatną lożę.

Wszyscy oprócz mnie.

LaleczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz