W swoim krótkim, ale jakże rozrywkowym życiu przeżyłam wiele, ale to wiele żenujących sytuacji. Począwszy od tego, jak jako siedmiolatka nieodporna na stres zsikałam się w spodnie na przerwie szkolnej, a kończąc na wywaleniu się na schodach w pierwszy dzień liceum. Byłam wręcz mistrzynią w stwarzaniu takich wspomnień.
I przez krótki, wręcz króciuteńki moment sądziłam, że poczuje to samo co zawsze. Że się zawstydzę, przestanę mówić, a następnie zacznę szukać miejsca idealnego do ukrycia się, aby pozostać całkowicie sama ze swoimi problemami.
Tak się jednak nie stało. A przynamniej nie to czułam na widok klęczącego przede mną Gabriela, który z precyzją odkażał mi moją ranę na udzie.
Nie miałam nawet siły krzywić się, gdy nasączonym wacikiem przejeżdżał w okolicach skaleczenia. Tak właściwie to po moim wybuchu nie potrafiłam znaleźć w sobie ochoty na cokolwiek. Czułam się taka... taka... pusta. Jakby wypowiedzenie tych trzech słów sprawiło, że burza w mojej głowie ucichła. Jakby wreszcie było cicho.
Choć może tylko ja tak to odbierałam przez dokuczliwe milczenie, jakie panowało w całym moim mieszkaniu.
Po tym, jak Gabriel zobaczył to, co ze sobą robiłam, zapytał się tylko, gdzie mam apteczkę. Nie wypytywał mnie o powód, sposób bądź cel robienia sobie tego. On zwyczajnie milczał.
W pewnym momencie uniosłam udo, aby mógł łatwiej zabandażować górną część mojej nogi. Wszystko robił niezwykle delikatnie oraz ostrożnie, lecz przy tym zachował profesjonalizm godny jakiejś pielęgniarki z kilkunastoletnim stażem.
Przez myśl przeszło mi, że mnie zruga. Że zacznie drążyć, dociekać, próbować na siłę zrozumieć. A ja nie tego dla nas chciałam. Nie chciałam, by starał się pojąć, kiedy ja sama tego nie pojmowałam.
Zadrżałam nagle, czując, jak jego miękkie wargi ładują na skórze mojego uda, tuż pod bandażem, gdzie miałam zielonkawego już siniaka. Ból nieprzyjemnym echem rozniósł się po całym moim ciele, lecz nie powstrzymało mnie to przed spuszczeniem na niego spojrzenia.
Kiedy myślałam o przyszłości Gabriela, widziałam człowieka z życiem pełnym sukcesów. Z pięknym domem, ogrodem i samochodem. Z gromadką uroczych dzieciaków, dla których byłby czasem może zbyt surowy, ale które kochałby miłością tak niesłychanie piękną. Z śliczną kobietą, która byłaby równie silna jak on.
Podświadomie już wtedy wiedziałam, że nigdy do siebie nie pasowaliśmy.
To ja próbowałam na siłę udawać, że jest inaczej. Że puzzle z różnych układanek mogą się połączyć.
— Przepraszam — wyszeptałam.
Gabriel po tych słowach podniósł się, aby ostatecznie usiąść obok mnie na kanapie. Przez jakąś minutę oboje milczeliśmy.
— To dlatego tak często wbijałaś sobie paznokcie w ręce lub przegryzałaś wargę, jak się denerwowałaś — mruknął zamyślony.
Nie potrafiłam zaprzeczyć. Nie potrafiłam przyznać mu racji. Boże, tak bardzo chciałam wtedy zniknąć. Całkowicie wymazać historię swojego istnienia, aby nikt mnie nie pamiętał. Aby zapomnieli.
— Ja po prostu musiałam to czuć — rzuciłam płaczliwie, mimo iż moje oczy pozostawały nienaturalnie suche.
— Co? — zapytał.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...