Było wiele rzeczy, których Gabriel szczerze nie znosił.
Lista wprawdzie końca nie miała, choć sam nie potrafiłby odnaleźć i jej początku. Czasami zdawało mu się, że był gdzieś w środku. Zbyt daleko od końca, by móc do niego dotrzeć, ale i zbyt oddalony od początku, aby bezpiecznie wrócić do tego, co rozpoczęło całą tę lawinę. On... Po prostu nienawidził.
Niewątpliwie przyzwyczaił się do takiego stanu rzeczy, czego niewiele osób z jego otoczenia zauważyło. Był bowiem zbyt skryty, aby pozwolić sobie na głośne przemowy. Nie uważał tego za potrzebne. Nie czuł się nigdy postacią główną, kimś, kto mógłby faktycznie wywrzeć rzeczywisty wpływ na czyjeś życie. Był tłem. Cieniem innych.
Może ta świadomość nie pozwalała mu na głośne przyznanie się, że spędzanie wieczorów na schodach ewakuacyjnych, z wsadzonym pomiędzy wargami niezapalonym papierosem tak bardzo mu się podobały.
— A ty jak zwykle nic tylko siedzisz i patrzysz — z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami. Towarzystwo ludzkie również nie należało do jego najgorętszych pragnień.
Dlatego sam nie rozumiał, co skłaniało go do przychodzenia tutaj.
Nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał. Bez absolutnie żadnej reakcji pozwolił blondynce usiąść koło niego. Podobnie jak on wpatrywała się nowojorską panoramę, z tą różnicą, że ona faktycznie zaciągała się nikotyną.
— Nie należysz do gadatliwych, co? — Szturchnęła go w ramię.
— Zastanawiam się, po co zadawać pytania, skoro zna się odpowiedź — mruknął, nie próbując na nią zerknąć.
— Chryste, jesteś taki nudny. Jak kiedyś znajdziesz sobie podobną dziewczynę, to życzę wam powodzenia. Pozdychacie razem z tego marazmu — prychnęła.
Czy w sercu zakwitło mu pragnienie zepchnięcia jej w przepaść? Owszem.
Czy w jakikolwiek sposób zamierzał to zademonstrować? Nieszczególnie.
— Obawiałem się, że pielęgnujesz w sobie nadzieję na to, że to ty nią zostaniesz — uniósł ledwie widocznie kąciki ust, widząc, jak ta wykrzywia swoje wargi w wyrazie zdegustowania.
Valentina była ładna. Bardzo. Podobały mu się jej platynowe włosy, niebieskie oczy i jasna cera. Niezaprzeczalnie była w jego typie.
Ale przy tym wiedział, że nie było najmniejszej możliwości na to, by oddał jej serce. Zostało mu ono bowiem skradzione tak wiele lat temu, iż zapomniał, jak to jest je czuć.
— Masz ładną mordkę, ale nigdy w życiu — odparowała od razu, wypuszczając dym z ust. — No chyba, że to ty...
— Nie waż się kończyć.
— Sugerujesz, że ci się nie podobam?
— Podobanie się nie jest równoznaczne z rozwijaniem uczuć.
— Ale ty przecież już dawno rozwinąłeś uczucia w moją stronę.
— Jeżeli ta wiara sprawia, że czujesz się lepiej sama ze sobą, to jestem w stanie ci jej nie odbierać.
Valentina otworzyła zszokowana oczy. Jej przyjaciel zdecydowanie nie należał do osób miłych. Wrażliwych też nie. A tym bardziej już empatycznych.
Miała jednak na uwadze przez cały czas, że to, co tkwiło między nimi, było w pełni platoniczne. Może gdyby byli inni, mniej doświadczeni przez życie. Może, gdyby los nie potraktował jej tak okrutnie, nie niszcząc przy tym kruchego serca. Może gdyby on jakiekolwiek posiadał.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...