— Chciałabym mieć cycki — westchnęła posmutniała Rose, przeglądając się w lustrze.
— Wyglądasz prześlicznie — zapewniłam ją, leżąc na materacu w swoim pokoju.
— Zawsze tak mówisz.
— Bo zawsze ładnie wyglądasz.
W odbiciu lustrzanym widziałam, jak dziewczyna przewraca oczami, jednocześnie nie mogąc pohamować delikatnego uśmiechu rodzącego się na jej ustach. Rude kaskady jej włosów zafalowały niczym falbanki sukni na wietrze, kiedy odwróciła się w moją stronę.
— A ty? Co ubierasz? — zapytała, unosząc brew.
Prawdę powiedziawszy, to nie planowałam ubierać na dzisiejszy wieczór nic szczególnego. Sylwester miał być dopiero jutro, a dzisiejsza posiadówka w średniej wielkości salonie nie była wydarzeniem godnym kilkugodzinnych przygotowywań.
— Najpierw myślałam o dresach, ale potem jak usłyszałam, jak ty i Melody zamierzacie się wystroić, to wybrałam taką białą sukienkę — wyznałam.
A Louis śmiał mi mówić, gdy ją pakowałam, że mi się nie przyda. Tymczasem proszę, nada się doskonale.
— W sumie to nie wiem, po co się tak stroimy — zastanowiła się Evans, spojrzeniem wracając do lustra.
— To możemy z tego zrezygnować i posiedzieć w piżamach? Proszę.
— Nie, bo nie po to męczyłam się godzinę z kreskami, żeby siedzieć w piżamach.
Zawiedziona raczyłam dziewczynę jękiem, nim sama się podniosłam. Ociężale i niechętnie podeszłam do jednej z walizek, w której spakowaną miałam dokładnie tę samą sukienkę, w której po raz pierwszy widział mnie Gabriel. Pojęcia bladego nie miałam, dlaczego ją ze sobą wzięłam, skoro nasz wyjazd nie przewidywał żadnej innej uroczystości prócz powitania Nowego Roku, ale w obecnych okolicznościach byłam z tego niesamowicie zadowolona.
Zostawiajac Rose samą w pokoju, weszłam do łazienki, w której zamierzałam się przebrać. Makijaż wykonana sobie kilka godzin wcześniej, zatem nie zamierzałam go jakkolwiek poprawiać.
— Może być? — zapytałam, przeczesując jednocześnie długie włosy szczotką. Z każdym miesiącem ich długość stawała się coraz bardziej problematyczna, ale w żadnym stopniu nie wpływało to na moją niechęć do nich. Uwielbiałam je mieć takie do pasa.
Rose otworzyła lekko usta na mój widok, by tak przez pewien czas się tępo we mnie wpatrywać, co skomentowałam przewróceniem oczu.
— Nie gap się tak, bo przy tobie wyglądam jak zakonnica — powiedziałam, wskazując na jej szkarłatną, satynową sukienkę, która znacznie więcej odkrywała niż zakrywała.
— Bardziej chodzi mi o to, że wyglądasz cudownie w bieli — odparła, aby po chwili szeroko się uśmiechać. — Wyglądasz jak cholerna królowa lodu. Ewentualnie Elsa, ale ona miała niebieską sukienkę.
Drugie określenie wydało mi się zabawne, zbaczając na fakt, że wspomniana królowa Disneya miała rudą siostrę.
Nasza rozmowa ciągnęła się przez jakiś czas, nim do pokoju wparowała rozemocjonowana Melody. Obie z Evans posłałyśmy sobie pytające spojrzenia w odpowiedzi na dziwne zachowanie dziewczyny, ale ostatecznie nijak tego nie skomentowałyśmy.
— Myślicie, że to wygląda okropnie? — Odwróciłam się w ich stronę z tuszem w ręku.
Jako posiadaczka rzęs pozbawionych jakiegokolwiek praktycznie pigmentu wielokrotnie zazdrościłam innym ludziom długich, pięknych, ciemnych rzęs, które nie potrzebowały ani grama jakiegokolwiek kosmetyku, by rzucać się w oczy. Sądzę, że śmiało mogłam określić ten mały element swojej twarzy jako swój kompleks.
CZYTASZ
Laleczka
RomanceCora Collins przez siedemnaście lat prowadziła względnie idealne życie. Żyjąc w świecie wykreowanym przez swoją matkę, pełniła rolę pięknej, wystawnej lalki, którą każdy mógł oglądać, ale nigdy nie dotknąć. Zawsze ubrana w delikatne sukienki i pięk...