✷ rozdział 9 ✷

910 29 6
                                    

pov: Bella

Po lekcjach dostałam esemesa od ojca z informacją do jakiej restauracji mam przyjechać. Dodał też, że już na mnie czeka. Nie mając większego wyboru, wsiadłam do samochodu i tym razem od razu włączając GPS pojechałam pod wyznaczone miejsce.

W przeciągu kilkunastu minut znalazłam się pod potężnym budynkiem. Z początku zaczęłam zastanawiać się, czy znalazłam się pod dobrym adresem, ale później przypomniałam sobie, że przecież ojca stać na takie luksusowe miejsca.

Odstawiłam auto na bardzo zapełnionym już parkingu, a następnie udałam się do wejścia. Tuż obok drzwi stał mężczyzna w czarnym garniturze i słuchawce w uchu. Robił za ochroniarza. Po grzecznym przywitaniu się z nim weszłam do środka.

Od razu moim oczom ukazała się duża sala z porozstawianymi wszędzie okrągłymi stolikami. Na lewo od wejścia znajdowała się długa lada, za którą na ścianie rozciągała się półka z alkoholami i kieliszkami. Na krzesłach wokół stołów siedziało wiele osób, przeważnie ubranych bardzo elegancko.

Zaczęłam nawet zastanawiać się, czy przypadkiem nie wyglądam niestosownie w szerokich spodniach z dziurami i topie.

Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie facet w średnim wieku i zabrał odemnie kurtkę, aby ją odwiesić na wieszaku.

Ochroniarz, pan od płaszczy, rzeczywiście luksusowo.

Kiedy tak stałam nie wiedząc do którego miejsca się udać, podeszła do mnie kelnerka, która najpierw przejrzała mnie od dołu do góry, a potem powiedziła:

- Pani Chiolero?

Pani? O krucy jak poważnie.

Kiwnąłem głową na jej słowa.

- Pani ojciec już czeka. - dodała pokazując, w którą stronę mam iść.

Kiedy odprowadziła mnie do stolika pod oknem, odeszła zostawiając mnie z nim sam na sam.

- Witaj Bello. - przywitał się ojciec wskazując, żebym usiadła naprzeciwko niego.

Posłusznie wykonałam prośbę i zawiesiłam torebkę na oparcie krzesła. Następnie spojrzałam na ojca. Ubrany miał szary garnitur, a do tego bordowy krawat. Teraz tym bardziej wydaje mi się, że wyglądowo odstaje od reszty.

- Zamówiłem już za ciebie - powiedział nagle przenosząc wzrok w twarzy na mój ubiór - A no i zapomniałem ci powiedzieć, żebyś się ładnie ubrała.

- Ale ja jestem ładnie ubrana. - odparłam choć wiedziałam, że chodzi mu o coś innego.

- Ale nie elegancko. - rzekł przestając skanować mój strój, a raczej górę od stroju, bo resztę miałam poniżej stołu.

- Co mi zamówiłeś? - zmieniłam temat kładąc ręce na obrus.

- Ryż z krewetkami. Może być?

- Może. - wzruszyłam ramionami, bo przynajmniej nie zamówił mi niczego tuczącego.

Między nami nastała chwila niezręcznej ciszy. Taka, która raczej nie powinna występować między rodzicem a jego dzieckiem. Zaczęłam ponownie rozglądać się po sali.

Wystrój obejmował głównie kolor bordowy. Bordowe firany w dużych oknach, bordowe podłużne świeczki na stołach i takie same serwetki.

- Weź ręce ze stołu. - odezwał się, a ja posłusznie je spuściłam na uda.

I znowu cisza. Nie wiem po co tu przyjeżdżaliśmy skoro i tak nie zamierza jako pierwszy zainicjować rozmowy.

- Chyba musimy pogadać. - powiedział, ale nie zdążył już nic więcej dodać, bo podeszła do nas ta sama kelnerka, która mnie zaprowadziła do stolika, tym razem z dwoma talerzami jedzenia.

Storm with dreams || Tom KaulitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz