¤ rozdział 28 ¤

685 27 22
                                    

pov: Bella

Następnego dnia strasznie nawalała mnie głowa. Dosłownie nie byłam w stanie pomyśleć o czymś przyjemnym, bo wszystko kojarzyło mi się ze złem. A raczej ze złem moich i innych czynów. Oczywiście musi za tym stać bardzo koszmarne samopoczucie, z którym będę musiała się mierzyć przez następne godziny.

Zresztą, co ja gadam? Przecież jutro też jest dzień i pojutrze, więc wtedy też będę czuła się jak gówno.

Była godzina jedenasta kiedy zdecydowałam się wstać. Raczej bym jeszcze tego nie robiła, gdyby nie fakt, że chciało mi się siku. Miałam ochotę szybko załatwić swoją potrzebę, a następnie wracać pod pierzynę.

Jedynym plusem wczorajszego najebańczego stanu ojca było to, że nie był w stanie racjonalnie kontaktować, więc ani nie kazał mi iść dzisiaj do szkoły, ani nie zdołał wyczuć jak bardzo źle się czuje.

Właściwie to nawet nie wiem, czy pojechał do pracy. Chętnie bym to sprawdziła po aucie stojącym w garażu, ale przecież wczoraj nie przyjechał tutaj sam, tylko ktoś go odwiózł, a ja stawiam że była to taxówka.

Po czterech minutach wróciłam do łóżka. Już miałam spowrotem się przykryć, zamknąć oczy i zanurzyć swoje myśli we własnym świecie, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do bramy.

Nie powiem, ale wkurzyło mnie to, że ktoś próbuje zakłócić mój spokój. Jednakże wykorzystałam resztki swojej silnej woli i zdecydowałam się wyjrzeć przez okno i sprawdzić co to za niezapowiedziany gość. Miałam cichą nadzieję, że jest to tylko listonosz, albo kurier, który przecież nie musiał nawet wchodzić do domu.

Niestety moja myśl okazała się błędna, kiedy to ujrzałam Toma stojącego po drugiej stronie bramy.

Teoretycznie mogłabym udawać, że mnie nie ma, albo że jestem bardzo zajęta spaniem. Ale wydaje mi się, że zdążył mnie zauważyć.

Chcąc nie chcąc zarzuciłam na siebie jakąś czarną, za dużą bluzę i powlekłam się na dół. Zatrzymałam się w przedpokoju i chwytając za pilot od bramy, otworzyłam mu ją. Następnie odkluczyłam też drzwi i skierowałam się do salonu. Sam do mnie dołączy, jeśli mu zależy.

Chociaż równie dobrze mogłabym po prostu powiedzieć, że nie chce jego towarzystwa i go wyprosić. Czemu więc tego nie zrobiłam? Nie mam zielonego pojęcia.

Usiadłam na kanapie i porządnie okryłam się bluzą. Nie minęła sekunda, a usłyszałam otwierające się drzwi.

- Jest ktoś? - zapytał Tom.

- W salonie. - odparłam, a potem od razu usłyszałam zamykające się drzwi i w końcu chłopaka wchodzącego do pokoju.

Szybko przeleciałam wzrokiem po jego stroju. Jak zwykle składał się on z jeansów, oversize koszulki, takiej samej bluzy i rzecz jasna czapki.

- Coś nie tak? - zapytał widząc jak się mu przyglądam.

- Czemu zawsze nosisz czapkę? - zapytałam trochę z głupa, trochę na poważnie.

- Bo lubię.

Fascynująca odpowiedź.

Po jego bardzo długim zdaniu, usiadł na fotelu i również zaczął mi się przyglądać.

Chociaż jego wzrok patrzący na mnie, nie wskazywał na to, że wyglądam jakoś inaczej, to osobiście czułam się jak warzywo. Musiałam mieć zaczerwienione i spuchnięte oczy, wory pod nimi oraz ogólnie wyglądać na wycieńczoną. A przynajmniej tak się wyobrażałam.

- To fajnie. - skomentowałam, a następnie odwróciłam od niego wzrok na obrazy widniejące na ścianie. Szczere powiedziawszy nigdy dokładnie im się nie przyglądnęłam, więc teraz mam ku temu okazję.

Storm with dreams || Tom KaulitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz