.epilog.

656 24 30
                                    

pov: Bella

W sobotę minie równy miesiąc odkąd wprowadziłam się do mieszkania, znajdującego się na obrzeżach Hamburgu. Po tym jak razem z Tomem wyznaliśmy swoje uczucie znaczące więcej niż tylko przyjaźń, było tylko lepiej. Nie od razu zdecydowaliśmy się na związek, ale w końcu gdy nasza relacja dużo bardziej się rozwinęła, i co najważniejsze przestaliśmy ukrywać uczucia do sobie, poszliśmy o krok dalej.

Nie było powodu, żebyśmy też od razu ze sobą zamieszkali, bo wtedy moglibyśmy szybciej się sobą znudzić. Jednak Tom bardzo często mnie odwiedzał, a ja rzecz jasna jego. Mimo mojej ciągłej zrazy do jego ulicy, przez ojca który nadal tam mieszkał, bardzo często tam bywałam.

A co do niego samego, to już nie miałam z nim żadnego kontaktu. Nigdy go nie spotkałam, nie pisałam, ani dzwoniłam. Rozdział z nim został zamknęły raz na zawsze, z czego bardzo się cieszę.

Końcowo razem z braćmi stwierdziliśmy, że wrócimy na święta do Niemczech. Tego samego dnia, w którym dowiedziałam się o uczuciach Toma do mnie, znaleźliśmy jakieś pierwsze lepsze linie lotnicze i wróciliśmy do domu. Tak więc prezenty przekazaliśmy sobie właśnie tam.

Billowi spodobały się sygnety i mimo ich dość nietypowego wyglądu nawet raz zdecydował założyć je na cały dzień. Potem wmawiał mi, że są zbyt wyjątkowe żeby je nosić, więc trzymał je w szkatułce, ale wszyscy znamy prawdę. Ja zaś dostałam od niego mega gruby szal oraz pasującą czapkę, w przepiękny wzór. Dał mi to przede wszystkim przez moje ciągle narzekanie, że jest mi zimno.

Z Tomem była nieco inna sytuacja. Na jarmarku świątecznym we Włoszech kupiłam mu świecącą opaske z porożem renifera, bo w końcu i tu i tu jest jeleń. Jednak po powrocie do Niemczech wypatrzyłam przepiekne piórko do gitary z moim inicjałem, dlatego zdecydowałam mu je dokupić. Nawet sam Tom pofatygował się na prezent. Dostałam od niego naszyjnik z zapinką gwiazdki, którego od tamtego momentu nie zdjęłam ani razu.

Co do mamy stwierdziłam, że będę odwiedzać ją raz na jakiś czas, żeby trochę uporządkować grób, powiedzieć do niej jakieś słowo i ponownie poczuć jej obecność. Z resztą same Włochy są zjawiskowe, więc nie ukrywamy chęci polecenia do nich na wakacje wraz z Tomem i pewnie też Billem oraz przy odrobinie szczęścia również Geo i Gustavem. Plus chłopaki zaplanowali zrobienie tam koncertu, podczas swojej następnej trasy po Europie, na co bardzo nie mogę się doczekać.

A więc moje życie z dnia na dzień porządkowało się coraz bardziej. Miło mi było poczuć ulgę i spokój w życiu codziennym, ale też w szkole, w której po powrocie bardzo dobrze sobie radziłam (chociaż niektórzy nauczyciele nadal się byli na mnie uwzięci).

Powiem wam też w tajemnicy przed Tomem, że pierwszy raz powiedział mi, że mnie kocha podczas nocy sylwestrowej u kuzyna George'a, na którą zostaliśmy zaproszeni. Staliśmy sobie na dużym balkonie i czekaliśmy na fajerwerki, równoznaczne z rozpoczęciem nowego roku. Byliśmy trochę podpici, ale to w niczym nam nie przeszkadzało. Stwierdziłam, że skoro dredziasty i tak nie rozumie po Włosku, to powiem mu coś bardzo ważnego.

- Ehi Tom, sai che ti amo? - zapytałam, a ten spojrzał na mnie z zadowoleniem.

- Myślisz, że nie rozumiem? - zapytał prześmiewczo, na co mu przytaknęłam. Przecież nie ma skąd tego znać.

- Anch'io ti amo, verme. - powiedział, przy okazji lekko kalecząc ten język, ale i tak się zdziwiłam.

- Skąd to znasz?

- Nauczyłem się już dawno, ale czekałem na odpowiedni moment, żeby ci powiedzieć.

- Taki jesteś? A ja myślałam, że cię zaskoczę. - powiedziałam patrząc mu głęboko w brązowe tęczówki, które mimo wyraźnego stanu nietrzeźwości wyrażały bardzo dużo.

- Mogę ci nawet przetłumaczyć. - odparł pewnie, na co się uśmiechnęłam.

- Dawaj.

- Kocham cię, glizdo.

THE END

Storm with dreams || Tom KaulitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz