ROZDZIAŁ 22: PACEM

4 1 0
                                    

VIVIEN:

Siedziałam sama na zimnym, ciemnym dachu mojego domu, zaciągając się już trzecią pod rząd rakotwórczą używką. Rześkie, listopadowe powietrze owiewało moje ciało, okryte jedynie cienką bluzą Michaela, rozdmuchując moje włosy na boki. Przyglądałam się nocnemu, bezchmurnemu niebu, analizując gwiezdne konstelację i sycąc się chwilowym spokojem. Wszędzie było cicho. Cichutko, przyjemnie.

Starałam się nadto ucieszyć tą chwilą. Zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo ulotne to było uczucie. Miało zaraz przeminąć pozostawiając za sobą jedynie gorzki posmak i wieczną presję.

Z całej siły próbowałam się zrelaksować, wyciszyć i wyłączyć myślenie. Spokoju nie dawał mi jednak natłok informacji, jaki raczyłam dzisiaj przyswoić. A przynajmniej próbowałam. Wiedziałam, że to wszystko było cholernie ryzykowne, że miałam ponieść tragiczne konsekwencje kuriozalnie błahego błędu, który w ciągłym lęku byłam w stanie popełnić. Byłam tylko człowiekiem, który miał już dość, przez co jeszcze bardziej narażona byłam na krytyczne skutki podjętej przez siebie decyzji. Na mój telefon niedawno przyszła wiadomość. Od Paxa.

Postanowiłam jej jednak na razie nie czytać. Chciałam się na niej skupić, dokładnie przeanalizować i ponownie dogłębnie zbadać, jednak w tym momencie nie byłam do tego fizycznie zdolna. Nie dałabym rady znowu powrócić myślami do tego wszystkiego. Zastanawiałam się tez, kim w tym wszystkim był Axel.

Jak się domyślałam - pracował dla dzielnicy, konkretnie dla starszego szatyna. Sądząc po tym że przebywał w jego gabinecie, mogłam stwierdzić że był kimś dla niego bliskim i zaufanym. Nie było mi dane jednak dowiedzieć się co ich łączyło, ani co blondyn miał wspólnego z całym tym przedsięwzięciem. Pax ani słowem nie odniósł się do przyczyny obecności chłopaka na spotkaniu, a ja byłam zbyt zaabsorbowana tym, czego się dowiedziałam, aby o to spytać. Liczyłam, że będę miała jeszcze okazję się tego dowiedzieć, bo nie znosiłam nie mieć świadomości tego, co działo się wokół mnie. Wolałam wiedzieć wszystko, tym bardziej że każdy tego typu fakt w tym momencie mógł być moim gwoździem do trumny. Chciałam jeszcze raz porozmawiać mężczyznami, zwłaszcza z jednym konkretnym.

Z Vincentem.

Koniecznie musiałam poznać jego punkt widzenia w tej sprawię. Musiałam znać jego perspektywę tej horrendalnie patowe sytuacji. Znałam tylko ogół, z resztą mężczyźni nie powiedzieli mi nawet o co poszło Aydenowi i mojemu bratu. Chciałam, by wtajemniczył mnie w to wszystko. Żeby nie był z tym sam, żeby miał we mnie wsparcie i podporę. Żeby o tym wiedział i był świadomy zagrożenia, na które potencjalnie się zarażał. I ja także.

Westchnęłam głośno, gasząc kolejnego już peta o murowaną krawędź komina. Ociężale podniosłam zimnej blachy, kierując bose stopy, zziębnięte od chłodu bijącego od dachu prosto do wnętrza budynku. Weszłam do ciepłego pokoju przez uchylone okno dachowe, zamykając je za sobą, by nie obniżyć temperatury powietrza w sypialni.

Odstawiłam krzesło na swoje miejsce, po czym podeszłam do komody. Na powrót zgarnęłam w dłoń łańcuszek z kilkoma charmsami. Pomiędzy zawieszką samochodu, symbolizującą Michaela a wysadzanym diamencikami krzyżem pobłyskiwał mały, ciemnobłękitny kwiat, wykonany z prawdopodobnie białego złota. Przyglądałam się z bliska niewielkiemu przedmiotowi, dyndającemu na małym kółeczku błyszczącego naszyjnika.

Nie widziałam Nashtona od dnia, w podczas którego wspólnie udaliśmy się do dzielnicy, by ten mógł wygrać moją przynależność. Ciarki przechodziły moje ciało na wspomnienie tamtych okropnych chwil. Nie miałam pojęcia, dlaczego podarował mi dzisiaj bukiet kwiatów a wraz z nim te piękną zawieszkę. Już zawsze spoglądając na tę nikłą błyskotkę, będę kojarzyła ją właśnie z nim. I nie miałam pewności, czy napawało mnie to zdziwieniem czy przerażeniem. Jego chore intencje co do mnie nie były mi znane, nie miałam pojęcia czego się spodziewać, jaki miał być jego następny krok. Już nawet nie chciałam zaprzątać sobie głowy tym, że szatyn miał czelność wtargnięcia do mojego domu i pokoju w czasie nieobecności mojej i - na szczęście - nieobecności mojego brata oraz naruszania przestrzeni osobistej i prywatności. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Asher miał niezidentyfikowaną obsesję za moim punkcie, jego zachowanie nie było normalne. Z jakiegoś nieznanego mi powodu to właśnie ja stanęłam na samym środku jego celownika, narażając się na strzał i w żaden sposób nie mogłam tego zatrzymać.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz