ROZDZIAŁ 52: PROCLIVITAS

5 1 0
                                    

NASHTON:


Odkąd pamiętałem, problemy ze snem były jednym z moich największych utrapień. Gdy byłem dzieckiem, koszmary prześladowały mnie każdej jednej nocy, nie pozwalając mi przymknąć oczu na dłużej niż chwilę. Przerażające, pełne krwi i brutalności obsceniczne sceny malowały się w mojej wyobraźni ilekroć zamykałem powieki. Ostatni raz spałem dobrze wtedy, gdy ojciec mieszkał z nami w domu a matka nie była zaprzyjaźniona z białym proszkiem. Wtedy też nie miałem krwi na rękach, w odróżnieniu od późniejszych lat mojego życia. Wszystkie dobre chwile były jednak ulotne, a po tamtej pozostało jedynie gorzkie wspomnienie. Jako dziecko bałem się zamykać oczy, ponieważ za każdym razem gdy próbowałem to uczynić, gnębiły mnie coraz to dokładniejsze wizualizacje czynów, które musiałem popełnić. Często zamiast spać, sprzątałem pozostawiony przez matkę bałagan czy uciekałem z mieszkania. Szwendałem się nocami po ciemnych osiedlach, licząc na to, że wreszcie ta ciemność pochłonie mnie raz na zawsze, a moja dusza odnajdzie upragniony spokój gdzie indziej. Lubiem wyobrażać sobie, że w pewnym momencie z jednego z zacienionych zakątków wyskoczy coś, czemu uda się ukrócić moje męki.

Im straszy się stawałem, tym miej czasu na sen zostawał mi dawany. Większość prac, które były mi powierzane uczynione musiały zostać środkiem nocy, w otchłaniach mroku i bez jasności jako świadka. Ciemność dawała przewagę, w końcu wtedy stawaliśmy się najbardziej bezbronni.

Nie widząc przeciwnika, nie byliśmy w stanie przewidzieć jego ruchu.

Teraz, nawet jeśli mogłem, mało spałem. Nie robiłem tego, bo w tym czasie wolałem dokładnie analizować wszystko, co mogło stać się w najbliższych czasie. Rozkładałem na czynniki pierwsze każdy podpisany przez siebie papier, od nowa badałem wykonane czy powierzone zlecenia, kalkulowałem jak niebezpieczne mogły one być. Jednak to myśl o Vivien najczęściej pozbawiała mnie możliwości snu. Zaprzątała moją głowę gdy tylko miała na to okazję. Traciłem wtedy czujność i pełność skupienia, co okropnie mnie denerwowało. W fachu takim jak mój, nie było miejsc na potknięcia. Każde jedno kosztować mnie mogło życiem. A jednak mimo usilnego pragnienia, nie potrafiłem ukierunkować myśli inaczej, niż w jej stronę. To było skrajnie nierozsądne i niszczące, jednakże byłem pieprzonym masochistą.

Niejednokrotnie starałem się wyrzucić ją z myśli, jednak nie potrafiłem. Chyba pierwszy raz martwiłem się o kogoś tak zaciekle i zawzięcie jak o nią. Nie skory byłem do okazywania innym uczuć, prócz siostry nie darzyłem nikogo niczym głębszym niż płytka sympatia czy względna tolerancja. Nawet Naylea nie często okazję miała uraczyć widoku szczerego uśmiechu na moich ustach, nie wspominając o słownych wyznaniach. Wkurzałem się na siebie, jednakże nie umiałem zmusić się do pokonania tej bariery. Ale ona budziła we mnie zupełnie nowe doznania. Czułem się dziwnie sam ze sobą, bo gdy tylko przed oczami ukazywała mi się jej twarz, od razu miękłem.

To nie było ani dobre, ani bezpieczne. Tak naprawdę to ona okazać się mogła moją zgubą. Swoją niewinnością sprawiała, że stawałem się istnym szatanem. Karałem samego siebie za tak jawne okazywanie słabości, jednakże żadna pokuta nie pomagała mi w zapomnieniu, nie zależnie od tego, jak bolesna była.

Dlatego tej nocy znów nie spałem. Całe 6 godzin spędziłem na torturowaniu samego siebie, wsłuchując się w jej głębokie i równomierne oddechy. Drgałem za każdym razem, gdy po drugiej stronie słuchawki słyszałem szelesty czy huki. Byłem zbyt przewrażliwiony na jej punkcie, jednak nie mogłam powstrzymać swojej poważnej obsesji. To było silniejsze ode mnie. Czułem się z tym źle, jednakże nawet ta niechęć do siebie nie pomagała mi w oddaleniu się.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz