EPILOGUS:

2 1 0
                                    

          Ogień gasł, jednakże jego żar wciąż parzył tak samo intensywnie. Pozostawiał na mojej skórze masę blizn, a mimo tego ja wciąż lgnęłam do niego niczym narkoman na głodzie do choćby najmniejszej dawki najgorszego w świecie dragu. Byłam uzależniona ponieważ ten w zbyt dosadny sposób wdarł się do mojego wnętrza. Zapanował nad wszystkim, wraz z duszą, umysłem oraz każdym pojedynczym neuronem. Stałam się jego kukiełką, szmacianą lalką którą poruszać mógł za pomocą sznurów owijających jego długie palce. Ja jednakże ślepo podążałam za jego ruchami, jak gdyby ten stanowił cały mój świat. Bo właśnie tym był. Wszystkim. W każdym, nawet najgorszym znaczeniu tego okropnego słowa.


            Ekstaza w jaką mnie wprawiał przyćmiewała ból jaki dostarczał mi każdego dnia. Był przyjemnością, jednakże gdy ta mijała katusze sprawiały, iż nie potrafiłam się podnieść. Mydlił moje oczy ulotnym spokojem by następnie uderzyć czystym huraganem.

            Sprawiał, że czułam tylko to, co chciał bym czuła. Widziałam tylko wskazane przez niego rzeczy, oddawałam mu wszystko, co zażyczył sobie przywłaszczyć. Dla niego i ogień łaskotał moją skórę. Nie parzył gdy tylko tego zechciał. Ponieważ gdy chciał, ja bym gotowa oddać mu całą siebie.

              Był moim zapalnikiem. Moją piekącą oraz bolesną zgubą. Katem, niszczycielem, odkupicielem.

              Władał królestwem płomieni dzięki czemu iskry w przyćmione mrokiem na nowo zaczynały się skrzyć. Niestety, nie łagodził pieczenia jaki pozostawiał ogień wędrujący po moim ciele. Rozpalał go, podjudzał i wzniecał. I było to piękne, póki nie pozwolił by jego odmęty pochłonęły moją duszę, pozostawiając za sobą popiół zmieszany z łzami. Suche tumany kurzu rozwodnione słoną cieczą. Marną maź, którą wytrzeć można było sprawnym ruchem dłoni.

              Jednakże nawet szlochy nie były w stanie ugasić żaru, jaki tlił się wewnątrz mnie. Zniszczył mnie na tyle mocno, że najbardziej wzburzona fala byłaby w stanie przyćmić tych płomieni. Szkoda tylko, iż to właśnie one dewastowały mnie najmocniej. Wypalały mnie, a gdy po zgaśnięciu iskry nastała ciemność, wokół mnie nie było już niczego. Była pustka.

               Męczarnie, na jakie zostałam skazana spowijały mnie od środka, łamiąc każdy wybudowany mur i paląc każdy most. Usidłały moje prawdziwe ja – to samo, którego jedynym marzeniem było krzyczenie, a jednak nie mogło wydać dźwięku. Siedziałam cicho ponieważ ten zaszył moje usta swoimi dłońmi. Ponieważ zbrukał wszystko co żywiło pragnienie by walczyć. Kiedyś myślałam, że ciemność była zła. W końcu od zawsze powtarzano nam, że to właśnie w jej czeluściach chowały się najgorsze z potworów. Miała być ona przerażająca oraz pozbawiająca poczucia bezpieczeństwa.

                 Im starsza się stawałam, tym bardziej zaprzyjaźniałam się z mrokiem, a potworami okazywały się nie te kreatury skąpane czernią, a te objawiające się po wschodzie słońca. W ciągu dnia nikt nie obawiał się przecież uwikłania przez ciasne szpony samego diabła. A wtedy on opuszczał swoje płonące podziemie, by spaczyć nas swoim chaosem. By uwięzić pod warstwą zła, cierpienia oraz samotności. By spętać tak, by nigdy nie wydostano nas z jego pełnych grzechu oraz nieodkupionej winy czeluści.

                Był wolny, sprawiał również, że i ja opuszczałam żelazną klatkę. Dusiła mnie, a to bez jej ciasnych krat wreszcie mogłam złapać większy wdech. Stawałam się beztroska, jednakże mur z jakim zderzyłam się gdy uzmysłowiłam sobie iż było to złudzenie strącił mnie z pantałyku. Moje powieki się przymknęły a jasność zniknęła. I mimo iż nie czułam już oplatających ciało sideł, coś i tak trzymało w garści moją duszę. Moje serce i mój rozum.

             Nie sądziłam, że wolność mogła tak dosadnie mnie zniewolić.

               Jednakże okazywało się iż piosenki nie kłamały. I feel like I'm drowning I'm drowning You're holding me down and Holding me down You're killing me slow So slow, oh no. Bo przecież był obok gdy upadałam. Jednakże to właśnie ta bliskość sprawiła, iż rozbiłam się o podłoże. A fragmenty jakie pozostały ze spaczonych resztek mojego ciała rozwiane zostały jego przeszywającym spojrzeniem.

FINIS "IGNITE". PRIMA PARS DILOGY "MEMENTO MORI"



epilog w nieco innym stylu niż zwyczajowe zakończenia powieści, jednakże mam nadzieję iż również jest przyjemny.






IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz