ROZDZIAŁ 44: TEMPORALIS

4 1 0
                                    

NASHTON:


Nigdy nie przypuszczałem, że dopuszczę się czegoś takiego. Wiedziałem, że niekiedy posuwałem się zbyt daleko, że na zbyt wiele sobie pozwalałem i zbyt mocno naruszałem ustalone zasady. Ciągnęło mnie do niej, odkąd po raz pierwszy ją ujrzałem. Wtedy jednak nie mogłem zbliżyć się tak bardzo do dziewczyny, która opanowała całe moje życie i wszelkie mącące moją głowę myśli o niej. Natomiast teraz, gdy nareszcie mogłem chociażby ją dotknąć, dałem pokusie pochłonąć się w całości.

Zakazany owoc zawsze smakował najlepiej, był najbardziej upragniony a jego słodycz nie mogła równać się z goryczą otrzymanej w skutku pokuty. Ona była moim prywatnym obrazem owego owocu. Nie mogłem się do niej zbliżać, miałem jawnie określone zasady, wytyczne których powinienem przestrzegać. Ale gdy tylko jej płonące oczy łączyły się w niemej walce z moimi, cały mój umysł ogarniał jeden parzący żar. Zdrowy rozsądek opuszczał ciało, by niezidentyfikowane pragnienia przejmowały nad nim panowanie

Była moją zgubą, moim katem, rozgrzeszeniem i pokutą. Cierpiałem za każdym razem, gdy tylko na nią spoglądałem, gdy dotykałem jej z myślą, że nigdy nie będę jej posiadał. Nie mogłem się jednak powstrzymać, zbyt mocno przyciągała moją pobliźnioną egzystencję. Opanowała cały mój umysł, sprawiała że miałem ochotę podpalić swoją duszę, by uwolnić się od jej niekończących się więzów. Jej dłonie dotykające mojego ciała były jak rozżarzone węgle, jej wzrok sprawiał że moja skóra płonęła a przez jej słowa ogień władał moimi myślami. Towarzyszenie jej było skazaniem się na śmierć, misją samobójczą. Umierałem czując jej wciągający zapach. Pętała mnie, owijała się wokół mojej szyi, pozbawiając mnie tchu, sprawiając że wszelkie oznaki życia ulatywały z mojego zbolałego ciała.

Pozwalałem je na to wszystko. Nie dawałem rady się jej sprzeciwić.

Gdy dotknąłem jej po raz pierwszy, poczułem jak iskra wydobywająca się w jej wnętrza przeszła moje ciało do cna. Jednak w trakcie tego zbliżenia poczułem jak przynajmniej przez moment mrok i cierpienie opuściły moje ciało. Jej blask i światło przez chwile zawładnęły całym mną. Rozgoniły ciemność, jednak ja wiedziałem że ten stan rzeczy był ulotny i chwilowy. To było zgubne, miało przynieść mi przeokropny ból i pokaźne w skutkach winy. Ale czując jak jej szczupłe, ciepłe i miękkie ciało lgnęło do mojego, twardego i niemal martwego, uznałem że konsekwencjami będę martwił się później, gdy nadejdzie taka potrzeba. A miała nadejść już niebawem.

Nigdy nie robiłem rzeczy, których nie przemyślałem wcześniej, których nie analizowałem i nie rozkładałem na czynniki pierwsze. Jedynym, czego się obawiałem, to brak przygotowania na katastrofalne sytuacje.

Nie chciałem dopuścić do cierpienia kogokolwiek mi bliskiego który stawał się niewinny wobec zdarzenia, dlatego nigdy nie robiłem niczego bez uprzedniego zaznajomienia się ze skutkami danego czynu. Nie spodziewałem się, że Vivien do mnie przyjdzie, tym bardziej nie spodziewałem się tego co wydarzyło się potem. Nie zdążyłem tego przemyśleć, oddałem się jej w całości. Nie chciałem tego stopować, nie chciałem znowu jej odpychać, nie chciałem być odpychanym. W końcu zapragnąłem być chcianym i pragnionym. Moim ciałem chłostała złość, myśli o niestrudzonych działaniach dziadka przeciwko mojemu stanowisku podjudzały ten żar, jednak ona koiła go niczym dotknięciem różdżki. Nie rozwiązała mojego problemu, zburzyła krainę myśli o zapobiegnięciu temu działaniu jakiej dałem się wchłonąć, jednak jednocześnie przynajmniej na moment udaremniła wyniszczające mnie od wewnątrz demoniczne plany.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz