ROZDZIAŁ 34: MORTEM

4 1 0
                                    

VIVIEN:

Sobotnie popołudnie mijało mi nad wyraz spokojnie. Gdy wróciłam do domu po spotkaniu z Nashtonem w barze, okazało się, iż dochodziła 5 nad ranem. Zasiedziałam się tam, nie mając pojęcia kiedy zleciała mi cała noc. Padłam od razu na łóżko, nie przejmując się makijażem czy ubraniami. Nie było mi jednak dane odespać ciężkiej nocy czy wyleczyć kaca, bo już od świtu swoją obecnością zaszczycił mnie Michael.

Uznał, że dawno u mnie nie był, dlatego musiał nadrobić zaległości. Leczyłam potężnego kaca, a moje samopoczucie i humor były koszmarne, ale Millera to nie zrażało. Siedział ze mną calutki poranek, pomagając się ogarnąć oraz pozbyć okropnego bólu. Zmył się dopiero w okolicach 3 po południu, zostawiając mnie w nieco lepszym stanie.

I tak jak na początku nie byłam ucieszona jego wizytą, tak potem uznałam, że jego odwiedziny były najlepszym, co mogło mi się przydarzyć. Spędziłam ten dzień beztrosko, tak po prostu, beztrosko. Nie miałam czasu na myślenie, na wspominanie tego, co wydarzyło się wczorajszej nocy, tego co powiedziałam czy widziałam. Na chwilę straciłam poczucie tego, że życie waliło mi się pod stopami. Po prostu, dobrze się bawiłam, na chwilę zapomniałam. Dzięki Michowi, udało mi się odpocząć. Jego głupie gadanie i nieprzerwany słowotok nie dawały dostać się moim przerażającym i ciążącym myślą na wierzch. Uratował mnie, nie pozwalając utonąć, chodź nie miał o tym pojęcia.

Mimo wszystko, moje samopoczucie wciąż nie było najlepsze. Bolała mnie głowa, gardło wyschło na wiór a mięśnie były cholernie mocno napięte. Wory pod oczami, odznaczające się na poszarzałej cerze nie pomagały. Gdy rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam rozmyty makijaż, splątane w kołtuny włosy i ziemistą, prawie przezroczystą twarz, krzyknęłam z przestrachem, budząc przy okazji tatę.

Z Vincentem nie miałam okazji rozmawiać od naszej ostatniej konwersacji. Unikał mnie, dostrzegałam to wyraźnie. Czułam, że miał do mnie jakąś urazę, jakiś żal. Nie wiedziałam jednak o co. Nie sądziłam, by dowiedział się o tym, w co się wpakowałam czy znał sytuację z Asherem. Nie znałam więc powodów jego dziwnego zachowania. Niemniej, zachowywał się coraz dziwniej i coraz bardziej mnie to niepokoiło. Widziałam, że nie był sobą od dłuższego czasu.

Leżałam na niewygodnej kanapie w salonie, ubrana jedynie w szare dresy i rozciągniętą, czarną koszulkę z rękawem sięgającym łokci. Nie pomalowałam się, a na mojej głowie kłębił się nieokiełznany kok. Zarzuciłam odziane w bawełniane skarpety stopy na oparcie sofy, przerzucając co chwilę kanał w telewizorze. Byłam padnięta, jednakże nie mogłam zasnąć. Dlatego marnowałam ostatnie szare komórki, zatracając się w głupiutkich serialach, aby odpędzić z głowy czarne myśli. Odkąd Miller opuścił mój dom, próbowałam znaleźć sobie zajęcie, aby nie mieć ani chwili na dopuszczenie do siebie wydarzeń z wczoraj. Sprzątałam, robiłam pranie, odkurzałam. A teraz próbowałam się odmóżdżyć, zająć umysł czymś, co nie było związane z dzielnicą oraz srebrnookim chłopakiem.

- Vivi, jesteś gotowa? – donośny krzyk taty dotarł do moich uszu. Zatracona w fabule filmu nie zauważyłam obecności Antona w domu, a dźwięk jego głosu wybudził mnie z letargu.

Obróciłam głowę w kierunku korytarza, skąd dobiegał mnie głos ojca, Po tym, gdy wybudziłam go swoim wrzaskiem rano, wyszedł z domu i nie widziałam go aż do teraz. Vincenta również nie było, a ja nawet nie zarejestrowałam, że ktoś wtargnął do środka budynku.

Gdy do mojego zaćmionego umysłu dociera sens słów ojca, jeszcze bardziej pogłębiam grymas niezrozumienia na twarzy. Czy byłam gotowa? Nie wiedziałam, na co miałabym być, ponieważ niczego nie planowałam.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz