ROZDZIAŁ 12: INAESTIMABILE

2 1 0
                                    

VIVIEN:

Tego dnia zjawiać miał się u nas Adrien. Gdy brat poinformował mnie o jego wizycie była bardziej niż zadowolona jednakże ilekroć czas do jego pojawiania się malał, malały również i moje chęci. Nie mogłam narzekać na zmęczenie. Udało mi się wyspać mimo tego iż sporą część nocy poświęciłam myśleniu. Mimo to zarówno ja jaki i Michael nie przepadliśmy za porannymi pobudkami przez co udało nam się odespać ostatnich kilka dni. Mój organizm wymęczony był w tak kuriozalnym stopniu iż nie starałam się oponować zmagającej mnie senności gdy tylko poczułam potrzebę zamknięcia oczu.

Mimo tego czułam pewną gorycz na koniuszku języka. To dziwne przeczucie które nie pozwalało mi się zrelaksować. Starałam się, bardzo usilnie próbowałam wyciszyć te głupie myśli jednakże te za każdy razem okazywały się stawać coraz głośniejszymi. Przytłaczały mnie, a mimo iż moje usta zdobił chociażby cień uśmiechu, ja nie czułam radości. Nie czułam ani ciepła, ani wesołości a już na pewno nie spokoju.

Wiedziałam, że ta złudna chwila wytchnienia nie była trwała. Ludzie nazwać mogliby mnie pesymistką, w końcu w każdej pozytywnej chwili oszukiwałam się drugiego dna. Tego pełnego mroku i cierpienia. Ja jednakże określiłabym się mianem wytrwałej realistki. Nie bujałam w obłokach ponieważ wiedziałam jak bolesne były upadki gdy ten wykreowany świat zdawał się kończyć. Nie chciałam po raz kolejny leczył złamanej duszy która rozczłonowałaby się po otworzeniu oczu. Doskonale wiedziałam jak działał prawdziwy świat i jak wiele potworów kryło się za jego względnie kolorową otoczką. Prawda była taka iż życie składało się z bieli oraz czerni. W bieli chowali się ci którzy uważali się za bezgrzesznych, natomiast w czerni spoczywały osoby które nie kryły się ze swoją niepobożnością. To oni byli najniebezpieczniejsi ponieważ nie obawiali przyznać się do własnego spaczenia. Nie dążyli do ułaskawienia ponieważ wiedzieli, iż ich grzechy były niewybaczalne. Ich przeciwnicy łudzili się wykreowanymi w naiwnej realności rozgrzeszycielami którzy mieli ich ułaskawić. Prawda była taka że każdy z nich był tak samo mocno zniszczony, jednakże niektórzy nie łasili się o ukrywanie tego i w jawny sposób okazywali swoje zło.

A ja doskonale o tym wszystkim wiedziałam. Dlatego też nie łudziłam się iż słońce na zawsze przeganiało burzowe chmury. Bo zdawałam sobie sprawę z tego że któregoś dnia sztorm miał zmieść nas z powierzchni ziemi.

Traktowałam Danielsa jako swojego znajomego. Nie był moim przyjacielem gdyż tym mianem potrafiłam określić jedynie Michaela. Z Adrienem nie utrzymywałam stałych kontaktów przez co nie byłam w stanie zawrzeć go w bliskim kręgu swoich znajomych. Nie miał pojęcia o wielu kwestiach które w ogólnym rozrachunku stawały się rzeczowe, dokładnie tak samo jak ja nigdy nie zagłębiałam się w jego prywatnym życiu. Po jego wyprowadzce nie starałam się na nowo odbudowywać naszej relacji gdyż nie czułam takowej konieczności. Nie potrzebowałam chłopaka a doskonale wiedziałam iż ten prędzej czy dążyłby do zaostrzenia łączącej nas więzi. Nie czułam już tego co miało miejsce te dwa czy trzy lata wcześniej dlatego też nigdy nie starłam się biegle uczestniczyć w jego życiu. Nie traktowałam go jednak z dystansem gdyż mimo tego wszystkiego wciąż wiązałam z nim wiele przyjemnych wspomnień. Chłopak stanowił znaczną cześć mojej przeszłości przez co nie byłam w stanie go z niej wyprzeć. Nie chciałam się od niego odwracać gdyż nie widziałam ku temu większych powodów jednakże nie pragnęłam również powrotu tego co miało miejsce niegdyś. Chciałam więc by tak kolacja minęła nam w lekkiej oraz przyjemnej atmosferze.

Nie stresowałam się spotkaniem z nim gdyż mieliśmy okazje zobaczyć się zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Nie czułam się jednakże pewnie jeżeli myślałam o tym wieczorze. Nie miałam pojęcia czym było to spowodowane. Chciałam się tym cieszyć jednakże nie potrafiłam.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz