ROZDZIAŁ 25: AMICIS

4 1 0
                                    

VIVIEN:


Siedziałam na materacu łóżka, okryta szczelnie kołdrą. Popijałam zimne już, witaminy przygotowane wczorajszej nocy przez pewnego szatyna. Pociągam nosem, bawiąc się w jednej dłoni telefonem, przywiezionym wcześniej przez Millera. Michael wpadł by oddać mi go wraz z kurtką.

Poprzedniej nocy wzmogłam nasilenie swojej choroby, przez co nie byłam w stanie pójść dzisiaj do szkoły. Vincentowi powiedziałam jedynie, że mam gorączkę i strasznie źle się czuję, dlatego lepiej będzie, jeżeli zostanę w domu. Zgodził się, bez mrugnięcia okiem, zapewne widząc moja ziemistą cerę, Yardowe sińce pod oczami oraz oraz wymęczenie, jakie malowało się na mojej twarzy. Postanowiłam cały dzień pędzić w wygrzewając się pod kocem, by jak skutecznie pozbyć się choroby.

Chciałam jak najszybciej wyzdrowieć, ostatnim czego pragnęłam to zaległości w szkole. W tym roku pisać miałam egzaminy, a zależało mi na dobrych wynikach. W dodatku, przez przyzwyczajenia i traumy z dzieciństwa, nauczona zostałam zdobywania jak najlepszych osiągnięć. Nie panowałam nad tym, po prostu, tak zostało mi wpojone i miało się to już nie zmienić. Matka wbijała mi to do głowy gdy tylko była w domu, nawet wtedy gdy moje życie już wcale jej nie obchodziło. Planowałam wrócić do szkoły następnego dnia. Nie mogłam mieć zbytnich zaległości, bo nie poradziłabym sobie z nadrobieniem ich.

Michael jak miał lekcję, przynajmniej on udał się do szkoły. Prosiłam go, żeby mnie nie odwiedzał, bo mógł zarazić się niechcianym choróbskiem. Więc rano podrzucił mi rzeczy i od razu pojechał, upewniwszy się, że wszystko ze mną w porządku i niczego nie potrzebowałam. Nie miałam nawet siły, aby z nim dyskutować, dlatego od razu to potwierdziłam i kazałam iść. Tak naprawdę, chciałam posiedzieć chwilę w samotności.

Pomyśleć, przeanalizować. Odpocząć, odsapnąć. Wyciszyć się. Wreszcie zagłębić się w odmętach otaczającego mnie mroku, zrozumieć jak bardzo jest on nieunikniony i bezlitosny.

Nafaszerowałam się różnej maści tabletkami przeciwbólowymi oraz przeciwgorączkowymi. Ubrałam się na cebulkę, układając się na materacu łóżka z termoforem. Czułam się okropnie, mój stan pogarszał natłok myśli w głowie.

W końcu od jakiegoś czasu miałam chwilę, by odpłynąć w krainę własnej głowy. Ja sama cisza i moje własne myśli, które niejednokrotnie doprowadzały mnie na skraj. Czasami nie mogłam sobie z nimi poradzić, były zbyt ciężkie, bym była w stanie unieść głowę do góry. kłębiło się ich zbyt wiele, bym potrafiła przejrzyście myśleć, prześladowały dopóki nie próbowałam z nimi walczyć.

Wiedziałam jednak, że muszę dogłębnie zaznajomić się ze sprawą brata, Paxa i srebrnookiego szatyna, który zaprząta moje myśli od poprzedniego wieczoru.

Najbardziej nie rozumiałam tego, czemu Asher przejął się mną, mimo tak ogromnej niechęci do mojej osoby.

Mój stan był okropny, prawdopodobnie prócz alkoholu ktoś musiał podać mi coś innego, co sprawiło iż mój stan pogorszył się tak diametralnie mocno. Nie byłam głupia, nikt nie miał tak mocnej reakcji na alkohol. Wiedziałam, że zostałam naćpana, jednak nie miałam pojęcia w jakim celu i przez kogo, co wprowadzało mnie w niepokój. Bo kto pragnąłby bym straciła poczucie świadomości, bym odpłynęła?

Nie wiedziałam. Chciałam się dowiedzieć, jednak nie wiedziałam w jaki sposób miałabym tego dokonać. Obecność Nashtona też mnie zdziwiła, czułam że mógł być w to zamieszany. Nie uważałam, by to on podał mi narkotyki - zbyt mocno przejął się moim stanem aby to zrobić. Nikt nie mógł udawać troski tak dobrze, nawet on.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz