ROZDZIAŁ 2: PAENITET

6 1 0
                                    

VIVIEN:

Usłyszawszy samochód brata wjeżdżający na podjazd postanowiłam wygramolić się z ciepłego łóżka. Odłożyłam laptop uprzednio zatrzymując wyświetlający się na ekranie film po czym przeciągnęłam się, pobudzając do ruchu zastane stawy. Po zakończeniu zajęć wróciłam do domu na piechotę, gdyż pogoda zdawała się być przyjemnie ciepła. Klimat w Virginii nie rozpieszczał, jednakże jesienią można było uraczyć dni przepełnione delikatnymi promieniami słońca. Lubiłam deszcz, chłodne wieczory czy burzliwe nocy, jednakże przyjemne popołudnia nadawały się do niedługich spacerów. Droga z placówki do szkoły nie trwała długo a pomogła mi w chwilowym wyciszeniu myśli i odpoczęciu od zgiełku, jaki panował w szkole.

Opuściłam sypialnię, po czym pokierowałam się korytarzem w dół schodów, dostając się na parter w momencie pojawiania się bruneta. Jego twarz wyglądała na zmęczoną, co wcale nie było niczym zadziwiającym.

Chłopak nie musiał pracować, gdyż pieniądze przelewane na konto przez rodziców w zupełności wystarczyłyby mu na utrzymanie. On jednak nie przepadał za bezczynnością, nie chciał również być uzależniony od wpływów Antona oraz Evelyn. Rozumiałam go jak i również wspierałam w tej decyzji. Jego praca nie była trudna bądź niestrudzenie wymagająca, jednakże przebywanie w niej od poranka do późnego popołudnia potrafiło wykrzesać z człowieka resztki energii. Podziwiałam go za upór oraz chęć do podejmowania pracy, gdyż ja nie mogłam się za nią zabrać. Uczęszczałam do szkoły, a ten fakt uniemożliwił mi znalezienie odpłatnego zajęcia. Lekcję nie trwały długo, jednakże ten rok stanowił kilka ostatnich miesięcy mojej edukacji. Nauka nakładała się z masową ilością prac domowych oraz sprawdzianów na które poświęcałam dużą część wolnego czasu. Zależało mi na pozytywnych wynikach, co skutkowało częstym ślęczeniem nad podręcznikami.

- Jak w pracy? – zagadnęłam przekraczając próg kuchni. Vincent buszował w lodówce bezskutecznie przeszukując jej niemalże pustą zawartość.

- Dobrze. Znowu nie ma niczego do jedzenia? – jęknął, opierając się plecami o marmurowy blat.

Pokręciłam głową, nie przypominając sobie bym w ostatnim czasie udawała się na zakupy. Zupełnie o tym nie myślałam, gdy wracałam do domu, co w tamtym momencie jawnie dawało o sobie znać. Lodówka niemalże świeciła pustkami a my nie posiadaliśmy niczego, czym zastąpić można było obiad.

- Pojadę do sklepu. – zaoferował brunet, zatrzaskując z hukiem drzwi urządzenia. Westchnęłam, wyglądając za okno prowadzące na ulice.

Nie było późno, jednakże zima zbliżała się niewielkimi krokami. Zmrok zapadł dość wcześnie, przez co już o godzinie 4 na zewnątrz było niemalże ciemno. W tamtym momencie zegar wybijał prawie 6 wieczorem.

Nie bałam się ciemności, jednakże wędrowanie ulicami Exmore w samotności również nie brzmiało jak coś przyjemnego. Widziałam jednak, że Vincent był zmęczony. Wory pod jego błękitnymi oczami rozciągały się długami łukami na jego opalonej skórze a jedwabiste włosy odstawały mu na boki od częstego mierzwienia ich palcami. Nie byłam chętna by wyręczyć go w wybraniu się za zakupy, jednakże wewnątrz mnie tliła się jeszcze resztka empatii która nie pozwalała mi wykorzystywać dobroci brata. Gdzieś z tyłu głowy migała mi również obawa o to, jak mogłoby wyglądać odwiedzenie sklepu w wykonaniu chłopaka.

Vin był dorosły, jednakże większością spraw w domu zajmowałam się ja. Jego często nie było, zmiany w pracy chłopaka potrafiły ciągnąć się długimi godzinami tak samo często wybierał się na krótkie wyjazdy służbowe. Na mnie zatem spadał obowiązek sprzątania, robienia prania bądź zaopatrywania w przedmioty pierwszej potrzeby. Prócz nas niemalże nikt nie przebywał w mieszkaniu, przez co rodzice nie czuli konieczności interesowania się zakupami. Wolałam samodzielnie udać się do sklepu niż prosić kogokolwiek o wyręczenie mnie w tak błahej kwestii.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz