ROZDZIAŁ 47: IGNIS

8 1 0
                                    

VIVIEN:

 

Ciepło obezwładniało moje ciało, otumaniało receptory i zaburzało świadomość. Czułam się dobrze, mimo że od środka gniłam. Uchyliłam powieki, czując jak głowa boleśnie pulsowała mi w skroniach a jasne światło raziło zamglone spojrzenie. Mimo bólu, jaki przeszywał całe moje ciało nie czułam samotności ani pustki. Rozmazanym wzrokiem odnalazłam twarz czarnowłosego. Obejmował mnie ramionami, a ja wtulona byłam a jego nagą klatkę piersiową. Nie chciałam wyswobadzać się z jego uścisku, było mi w nim zbyt przyjemnie. Czułam się bezpiecznie, wreszcie nie czułam zagrożenia ani osamotnienia. Po raz pierwszy od dawna poczułam się tak, jak gdybym wreszcie gdzieś pasowała. Jakby całe zło, jakie niszczyło ład naszego życia zniknęło, a jej miejsce nareszcie zajęło dobro.

Wpatrywałam się w jego twarz, czując przypływ ciepła oraz łagodności. Była spokojna, oddychał równomiernie i wyglądał przy tym tak bezbronnie oraz beztrosko jak nigdy. Niczym dziecko, którym nigdy nie miał prawa być. Był taki delikatny, wyglądał niczym nieskażony grzechem anioł. Jakby miał się rozlecieć, mimo że przeżył tak wiele zła, iż było to raczej niemożliwe. Podziwiałam go, jednak za każdym razem słysząc coraz to więcej z jego historii, pękało mi serce. Nie zasługiwał na to, co go spotkało, nikt na to nie zasługiwał. Zwłaszcza nie on i nie Michael. Ona byli promykami, bez winy cierpiącymi za czyjeś niepokuszenie. Stali się ofiarami okrutności losu oraz poddanymi sile mroku.

Poprzednia noc zaczynała uderzać do mojej głowy, a mój żołądek się zacisnął, gdy przypominałam sobie coraz więcej. Wspomnienia niczym obrazy filmu przelatywały przed moimi oczami, niszcząc chwilową harmonię jaką pokusiłam się poczuć.

Widziałam że było już jasno, musieliśmy spać od wielu godzin. Było mi to potrzebne, wiedziałam, że nie zasnęłabym bez jego ramion. Nie byłabym w stanie oddać się w objęcia zapomnienia bez zapewniania ochrony. Nie miałam pojęcia kiedy udało mi się zasnąć, jednak za towarzystwo Ashera mogłabym dziękować dozgonnie. Jego ramiona dawały mi to, czego nikt przedtem nie był w stanie mi ofiarować.

Dawały mi ukojnie, a ja mimo że na nie nie zasługiwałam, czerpałam je pełnymi garściami. Syciłam, póki byłam w stanie chwycić za same krańce opuszkami.

Nie zasługiwałam, bo byłam potworem, który gasił płomyki dobra we wszystkich płonących osobach. Gasiłam je, pozostawiając w popiołach skażenia i deprawacji. Nie mogłam uwierzyć również w to, jak wielkim potworem był ojciec Michaela. Zawsze uśmiechnięty mężczyzna, był tak miłym i kochanym ojcem. Traktował mnie jak swoją córkę, a wyrzekł się własnego syna. Nienawidziłam go, niemal tak mocno jak samej siebie. Zaczęłam go nienawidzić z sekundą, gdy Caden opowiedział mi o tych wszystkich okropnych rzeczach jakich dopuścił się bez krzty zawahania. Nie mogłam w to uwierzyć. Straciłam przyjaciela, jedyną podporę, jedyną stałą rzecz w moim życiu. Dowiedziałam się, że był bratem White 'a, a jego ojciec tak naprawdę nie był tym, za kogo się podawał. Był paskudnym człowiekiem, który nie zasługiwał na obecność obojga chłopaków w swoim życiu. Żywiłam niemałą nadzieję, iż matka Michaela nie miała o niczym pojęcia. Wtedy zniszczono by całe dobro, w jakie wierzyłam przez całe życie.

Nie mogłam pojąć tego, że Mich pracował dla dzielnicy. Że jego własny dziadek był założycielem. Że jedyna nie skażona mrokiem rzecz w moim życiu, okazał się takim samym kłamstwem jak pozostałe. Że nawet on nie był sobą, nawet on mydlił mi oczy. Udawała, kłamał, ukrywał to wszystko, zasłaniając się wykreowaną maską.

Nie miałam mu tego za złe, nie winiłam go i nie żywiłam urazy, chodź bolało mnie to mocniej niż wszystko inne. Starałam się go zrozumieć, miałam świadomość, że nie zrobił tego celowo. Nigdy nie skrzywdziłby mnie z własnej chęci, chodź robił to nawet nie świadomie i bezwolnie. Zaburzył ten idealny obraz przyjaciela, tego złotego chłopaka który miałam przed oczami przez całe życie. Tego który zawładnął moim sercem i któremu oddałabym wszystko. Pozostawił po sobie dziurę, pustkę. Bolało, miało boleć. Brak szczerości, ciągłe łgarstwo i wykręty. Każde kłamstwo przynosi konsekwencje, taka ilość jaką każdy z nas się karmił, musiała mieć okropne skutki, a te właśnie dawały o sobie znać.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz