ROZDZIAŁ 48: FRACTI

4 1 0
                                    

VIVIEN:


Asher opuścił mój dom z chwilą, z którą wrócił do niego mój brat. Vincent wyglądał tak, jakby przeżył swój najgorszy dzień w życiu. Cienie pod jego oczami wybijały się spod oliwkowej skóry, włosy miał oklapnięte i tłuste a białka przekrwione. Wyglądał jak marna imitacja samego siebie. Nigdy przedtem nie widziałam go w tak koszmarnym stanie, a nigdy nie mieliśmy kolorowego życia. To jednak na niego wpłynęło, bardzo mocno wpłynęło. Byli blisko. Nie tak blisko jak ja i Michael, jednak wychowywaliśmy się razem. Zawsze była nasza trójka, zawsze wiedziałam, że miałam ich dwóch. Byliśmy my przeciwko złu. Każdy z nas został sam, a ja nie miałam za sobą swojego wsparcia.

Teraz nie został mi nikt. Micha straciłam już na zawsze, a Vincent odsunął się ode mnie, sprawiają,c że pozostałam sama. Tylko ja i moje problemy. Dla nikogo więcej nie znaczyłam niczego, poza biznesem oraz korzyściami.

Po powrocie jedynym co powiedział mi brat, było, że należy poinformować jego rodziców oraz najbliższych. Nie spojrzał w moje oczy gdy to mówił, moje same zapełnione po brzegi były łzami. Nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób miałabym stanąć twarzą w twarz z ciocią Rebecą czy Harper, mówiąc im te wszystkie okropne słowa. Jak miałabym na nich spojrzeć, wiedząc, że zaraz poinformować miałam ich o tym, że ich syn czy chłopak nie żył. Że nas zostawił, że odszedł już na zawsze. W jaki sposób miałam zachować spokój, wiedząc że za moment zniszczę ich życia. Nie wyobrażałam sobie tego, tak jak i nie wyobrażałam sobie, jak miałbym spojrzeć na ojca Cadena. Po tym, czego się o nim dowiedziałam, już nigdy nie byłabym w stanie patrzeć na niego tak jak przedtem. Czułam wstręt ilekroć wspominano jego imię, a patrzenie na jego twarz jedynie wzmogłoby obrzydzenie jakie czułam.

Zawsze był dla mnie kimś, kim chciałbym by byli moi najbliżsi. Był wujkiem, przyjacielem i podporą. Miły, zawsze uśmiechnięty i raczący wsparciem oraz poradą. Okazywał nam uczucia, którymi nie otoczono nas przedtem. I nagle całe moje wyobrażenie o jego osobie rozpłynęło się niczym poranna mgła. Bo ten człowiek okazał się zakłamaną szumowiną, okropnym ojcem i najgorszym śmieciem. Tak bardzo żałowałam tego, że nie dowiedziałam się o tym wcześniej, że nie mogłam pomóc Whiteowi, że nie byłam w stanie temu zapobiec. Było mi wstyd, bo przez tak długi czas uważałam tego mężczyznę za przykład idealny do naśladowania. Zastępował mi ojca, który przez pracę nieczęsto przebywał w domu. Dawał mi to, o co nie mogłam poprosić rodziców, jednocześnie skazując własnego syna na jawny koszmar zamiast usłanego dobrem życia.

Okłamano mnie w tym temacie jak i w każdym innym. Własny brat nie potrafił szczerze porozmawiać ze mną o tym, co wydarzyło się w Fairfax. Straciłam wszystko, co było dla mnie wartościowe, łącznie z cząstką siebie, którą oddałam Asherowi. Moje serce stawało się coraz bardziej szczerbate, a każdy nowy ubytek zdawał się boleć jedynie mocniej.

Nie planowałam tego, ponieważ wydarzyło się zbyt niespodziewanie i szybko. Nigdy nie pomyślałabym, ze ten czarnowłosy i przepełniony arogancją chłopak będzie w stanie wprowadzić tak straszny zamęt w moim poukładanym życiu. Zniszczył cały ład, jaki przez ostatnich kilka lat udało mi się zbudować. Złamał wszelkie mury i wprowadził mnie prosto w same odmęty szatańskiego piekła bez mojej zgody. Pojawił się znikąd i znikał równie szybko, jednakże ból jaki za sobą pozostawiał jedynie się nasilał. Jednak była jedna rzecz, za która mogłabym być mu wdzięczna. Otworzył mi oczy, łamiąc jednocześnie serce. Bo to dzięki niemu zasmakowałam goryczy tego, jak bardzo zakłamany był świat, którym otaczały mnie najbliższe mojemu sercu osoby.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz