ROZDZIAŁ 6: INITIUM

2 1 0
                                    

VIVIEN:

Głośne walenie w płytę drzwi jako pierwsze wyrwało mnie z zastoju. Drgnęłam, po czym odsunąwszy się od biurka wstałam z krzesła. Mięśnie zastały mi się od kilkugodzinnego spoczywania w bezruchu, przez co słychać było charakterystyczne strzelanie przy każdym z wykonywanych przeze mnie kroków. Zostawiłam za sobą blat pełen podręczników oraz nierozwiązanych zadań podążając w kierunku korytarza by ujrzeć, kto tak zaburzał ciszę panującą w domu.

Od ostatnich kilku godzin ślęczałam nad książkami, jednakże nie udało mi się rozwiązać ani jednego zadania. Gdy otrząsnęłam się z pierwszego szoku pospiesznie schowałam bukiet do pudełka po czym skryłam je na regale starając się zapomnieć o jego istnieniu. Próbowałam wmówić sobie, iż jedynie wyobraziłam sobie całą te sytuację jednakże wcale nie okazywało się to proste. Usilnie starałam się skupić całą swą uwagę na cyfrach zawartych w zadaniach z matematyki, jednakże ciągle wracałam myślami do tego przeklętego bukietu. Owszem, kwiaty były piękne, jednakże ich nadawca wcale nie podarował mi ich z dobroci swego serca czy poczucia empatii. Nie umiałam wykonać ani jednego równania, gdy wiedziałam, iż za moimi plecami znajdowało się pudło z owym upominkiem.

Zmarnowałam kilkadziesiąt długich minut na ślepym wertowaniu tekstu zawartego na stornach podręczników nie przyswajając ani jednego zdania. Z pochłaniającego zawieszenia wybudziło mnie dopiero niespodziewane pukanie do drzwi, jednakże nawet wędrując korytarzem w dół klatki schodowej nie poświęcałam temu pełni uwagi.

Podeszłam do białej płyty, jednakże brak wizjera zmusił mnie do jawnego sprawdzenia kto znajdował się po jej drugiej stronie. Czułam lekkie spięcie, mimo iż wiedziałam, że nie był to żaden z dwójki chłopaków. White nie miał powodów by zaczepiać mnie ponownie tego samego dnia a Asher nie trudziłby się pukaniem. Jeżeli udało mu się dostać do wnętrza mojego domu raz, z łatwością mógłby zrobić to po raz kolejny. Nie chciałam wyobrażać sobie nawet, iż czarnowłosy wszedł do mojej sypialni. Próbowałam wmówić sobie, że to Vincent umieścił bukiet w moim pokoju, chodź doskonale wiedziałam, że nie było to prawdą. Nie chciałam jednak dobijać się jedynie bardziej.

Dłonią sięgnęłam ku klamce, po czym nabrawszy głębokiego wdechu rozchyliłam wrota. Zmarszczyłam brwi, gdy na schodach dojrzałam młodego chłopaka posyłającego mi nieznaczny uśmiech. Jego policzki zdobiły nieznaczne wgłębienia a ciepłe, brązowe oczy skanowały moją sylwetkę z jawnym zadowoleniem.

- Vivien Morque? – zagadnął, sięgając po podkładkę, na której znajdowała się kartka oraz przymocowany do niej długopis – Mam paczki na Pani nazwisko.

- Paczki? – powtórzyłam, dostrzegając na jego bluzie logo jednej z bardziej znanych firm kurierskich.

Nie przypomniałam sobie, bym zamawiała coś przez Internet w ostatnim czasie. Nie miałam więc pojęcia skąd chłopak wziął jakiekolwiek pakunki nadane na moje imię.

- Proszę podpisać. – podał mi podkładkę ignorując moje zdziwienie. Przeskanowałam dokument, jednakże widniały na nim dokładnie moje dane.

Nim zdążyłam o cokolwiek zapytać brunet cofnął się do stojącego nieopodal dużego samochodu, w bagażniku którego zaczął zawzięcie grzebać. Zmusiłam się do ruchu, nareszcie składając podpis na przekazanej przez niego kartce w momencie, w którym ten wracał z dwoma pudłami w dłoniach. Odłożył kartony na werandę po czym odebrał ode mnie podkładkę po raz ostatni zerkając na moją twarz.

- Do widzenia, Pani Morque. – rzucił szarmancko, mrugając do mnie jednym okiem po czym odwrócił się by odejść.

- Od kogo są te paczki? – krzyknęłam za nim, jednakże ten nie był w stanie tego usłyszeć, gdyż wsiadał właśnie do samochodu.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz