ROZDZIAŁ 5: DESTRUCTUM

2 1 0
                                    

VIVIEN:

Strach nigdy nie był mi czymś obcym. Odczuwałam go tak często, iż po czasie zdążyłam zaprzyjaźnić się z jego obezwładniającym działaniem. Mimo tego, iż był mi znany, w dalszym ciągu potrafił zniszczyć mnie w niemal doszczętny sposób.

Nienawidziłam poczucia słabości i bezsilności jakie towarzyszyło przerażeniu. Nie lubiłam przyznawać się do nieporadności. Spuszczenie gardy było dla mnie czymś żałosnym, wręcz nie do przyjęcia, mimo iż zdarzało mi się tak okropnie często. Karciłam więc samą siebie licząc, iż pomoże mi to w wybudowaniu jeszcze grubszych warstw mających ochronić mnie przed majaczącymi się w cieniu potworami.

To jednak nie pomagało. Sprawiało jedynie, iż nienawidziłam się mocniej i bałam o wiele bardziej.

Dlatego w tak emocjonalny sposób podeszłam do spotkania z nieznajomym. Mimo iż nie udało mi się dostrzec choćby jego twarzy, lęk zawładnął na zmysłami nie pozwalając rozsądkowi wziąć góry. Dlatego nie potrafiłam uspokoić oddechu, przestać co rusz oglądać się przez ramię czy wymazać z myśli wszelkie nawracające się w wspomnienia. Byłam zbyt słaba by uczynić to wszystko i zbyt zacięta by głośno przyznać się do swej porażki. Bo właśnie za to uważałam swą bezmyślność, brak rozwagi. Za kolejną porażkę, których w krótkim życiu dopuściłam się tak zatrważająco wielu i tak kuriozalnie przesadnie. Czuła wstręt na myśl o sprawach, których dopuściłam się zdewastowania, o sercach które złamałam i oczach wprost których posyłałam tuziny kłamstw. A wszystko to spowodowane było jednym. Przerażeniem.

Gdy z rozszalałym sercem dotarłam do domu ponownie nie potrafiłam wyrzucić z siebie tego obrzydzenia. Kumulowało się ze strachem, ze złością, irytacją. Byłam niemalże bombą, która trzęsła się niczym osika na wietrze. A gdy na podjeździe dostrzegłam srebrny samochód brata, ponownie poczułam, jak intensywne poczucie winy uderzało w każdy najczulszy punkt mojego wnętrza.

Tak bardzo jak tylko mogłam próbowałam opanować drżenie własnego serca, płytkie oddechy oraz mięknące nogi. Musiałam porozmawiać z bratem, nie chciałam ponownie przeciągać tej pieprzonej konfrontacji, a jedynym do czego się nadawałam, było użalanie się. Byłam wściekła, najbardziej na samą siebie. Ponownie byłam za słaba, żeby wykazać się rozumem oraz rozsądkiem, który przecież tak bardzo ceniłam. Całą sobą starałam się wysuszyć oczy z nagromadzonych pod powiekami łez, gdy zatrzaskiwałam za sobą drzwi prowadzące do wnętrza budynku. Próbowałam przestać drżeć, by ponownie nie okazać innym jak krucha byłam pod wpływem strachu. Nie mogłam pokazywać swoich słabości, a ta bezsilność okazywała najgorszą z nich.

Zrzuciłam z nóg buty, próbując ułożyć sobie w głowie wszystko, co pragnęłam przekazać brunetowi. Było to ciężkie, gdy myśli w mojej głowie wirowały w nieporządnym chaosie, ilekroć starałam się skleić jakiekolwiek zdanie. Nie mogłam jednak poddać się tak łatwo, nie mogłam pozwolić by ziszczono mnie w tak prosty sposób.

- Co to jest? – pytanie brata wybrzmiało nim zdążyłam na dobre przekroczyć próg kuchni. Wypuściłam spomiędzy warg drżący oddech na dźwięk jego w pełni poważnego tonu.

Przywołałam na twarzy jak najbardziej neutralny wyraz by nie pokazać chłopakowi stopnia swojego roztrzęsienia, po czym skupiłam się na wspomnianym przez niego przedmiocie. Ciało ponownie odrętwiało mi, gdy dostrzegłam kopertę, o której do tego czasu zdążyłam zapomnieć. Oblizałam wargi starając się ułożyć w głowie co takiego miałam mu przekazać. Nie chciałam mówić mu dokładnie wszystkiego. Brunet miał pod dostatkiem własnych zmartwień a ja nie chciałam obarczać go problemami które ściągnęłam na siebie własną głupotą.

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz