ROZDZIAŁ 30: QUAESTIONES

4 1 0
                                    

VIVIEN:


- Uważaj na nią. Jeśli dowiem się, że coś jej się stało, będzie po tobie. - lodowaty głos przebijał się przez mury mojego oćmionego umysłu. Przed oczami widziałam jedynie czerń, a głowa łupała mnie niewyobrażalnie mocno.

Żółć podchodziła mi do garda za każdym razem gdy poruszałam przynajmniej palcem. Starałam się zlokalizować źródło dochodzenia dźwięków, jednak słowa były dla mnie zbyt niezrozumiałe. Słyszałam je niczym przez ścianę, nie byłam w stanie rozpoznać ich nadawcy.

- Włos ma jej z głowy nie spaść, rozumiesz? – warknął inny, równie poważny głos. Ciarki przeczyły moje ciało, gdy jadowitość rozmowy powoli docierała do przytłumionej głowy.

Oba głosy były mi tak bliskie. Znałam je, na pewno znałam je bardzo dobrze, jednak nie mogłam powiązać ich z żadną konkretną osobą. Nie wiedziałam do kogo należały, ani nie widziałam do kogo były kierowane.

Były to głosy młodych osób, tyle byłam w stanie wychwycić, jednak nie dane było mi usłyszeć większej ilości szczegółów.

- Wiem. Teraz obaj wypierdalać. – do moich uszu dotarł jeszcze trzeci głos.Ten był najgorszy ze wszystkich. Pozbawiony wszelkich uczuć. Bezimienny i przepełniony odrazą oraz grozą. Był niczym pejcz uderzający w napiętą skórę. Sam jego wydźwięk mnie zabolał, nie wyobrażałam sobie usłyszeć go patrząc komuś w oczy.

Przetarłam niemrawo powieki, czując jak przymulenie delikatnie i stopniowo schodzi z mojego ciała. Napięte mięśnie delikatnie się rozluźniły, jednak wciąż bolały. tak jak głowa, która niemal wybuchała przy każdym dźwięku.

Siedziałam na czarnej kanapie, szczelnie wtulona w jej materiał. Moje stawy były zastane a nogi podkulone pod szyję. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam ani kto mnie tu przyprowadził. Nie zemdlałam, a jednak nie byłam świadoma tego co się ze mną działo po opuszczeniu budynku. Nie odleciałam, a mnie nie było. Zupełnie jakbym była osoba trzecią, nie uczestniczyła bezpośrednio w tym co miejsce miało jeszcze całkiem niedawno. Jakbym to nie ja tam siedziała. A może nie siedziałam? Może to tylko wymysł mojego spaczonego mózgu? I kto do cholery ze sobą rozmawiał? Czemu nikogo nie było?

- Vivien? – jak zza ceglanego muru dosłyszałam niewyraźny dźwięk mojego imienia. A może nie zza muru, a ja byłam zbyt oćmiona, by dosłyszeć go wystarczająco wyraźnie?

Mozolnie obróciłam obolałą głowę, zauważając siedzącą przede mną, ciemną postać. Nashton. Tak, to był Nashton, byłam w stanie go rozpoznać. Ale co on tu robił? Albo co ja robiłam u niego? Gdzie był Michael oraz kto tak na prawdę przed chwila komu groził?

- Co się stało? – odezwał się ponownie Asher, kucając przede mną. Ciepło bijące od jego ciała niemalże od razu wpłynęło na moje zakończenia nerwowe. Nie byłam w stanie się odezwać, ani tym bardziej poruszyć. Moja twarz bolała, tak jak i wszystkie kończyny, mięśnie i tkanki. Głowa mnie tak okropnie ćmiła. Dlaczego wszystko zaczęło mnie boleć? Z jakiego powodu zaczęłam czuć? I czemu był to jedynie ból fizyczny? – Vivien, popatrz na mnie. – rozkazał, łapiąc moją brodę pomiędzy swoje palce.

Niepewnie uniosłam na niego martwe spojrzenie, wyczuwając jak dotyk jego chropowatej skóry pali mnie boleśnie mocno. Jego twarz chyba pierwszy raz nie wyrażała obojętności. Konsternacja, ciekawość...zmartwienie? A może to złość? Może zirytowanie? Te srebrne tęczówki prześwietlały mnie swoją zaciętością, jednak wyrażały też wyższość i w pewnym sensie zdystansowanie. Nie rozumiałam przeplatanki uczuć jakie dawał mi wyczytywać ze swojej twarzy. Może to na mnie był zły? Czemu miałam tak wiele pytań, a żadnego nie mogła zadać? Czemu na żadne nie znałam odpowiedzi i dlaczego nikt nie chciał mi ich udzielić?

IGNITEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz