Rozdział 59.

86 8 42
                                    

Aisha p.o.v

Zgodnie z umową czekałam na chłopaka przed wejściem do miejskiego parku. Zbliżał się już wieczór, więc nie było widać zbyt wielu ludzi. Oczywiście o tej porze roku w RPA jest dość ciepło w czasie gdy na Ukrainie siedziałabym pod kocem z kubkiem ciepłej herbaty. 

Sasha: Ugh, myślałam, że już cię więcej w życiu nie spotkam - wzdrygnęłam się i obejrzałam za siebie. 

Mina mi zrzedła kiedy przed sobą ujrzałam moją kochaną, młodszą siostrzyczkę - Sashę. Nienawidziłam jej jak chuj. 

Postanowiłam ją zignorować.

Sasha: Co? Nawet się nie przywitasz? - zapytała przesłodzonym głosem - Widzę, że chyba za dobrze ci w życiu idzie - zmierzyła mnie wzrokiem - Dobre ciuchy, drogi telefon... Ale chyba na operację plastyczną ci nie starcza, bo nadal nic z twarzą nie zrobiłaś - prychnęła - Już nawet makijaż ci nie pomaga.

Nie odpowiadałam jej. Prawdopodobnie, gdyby była to inna osoba, przykładowo znienawidzona osoba z liceum czy coś w tym stylu, to bym się kłóciła. Z Sashą było inaczej. Byłam w stanie jedynie patrzeć się na nią w milczeniu. Nawet nie ważyłam się posłać jej krzywego spojrzenia. Po prostu miałam to już w nawyku...

Dziewczyna utkwiła wzrok na mojej szyi.

Sasha: Całkiem niezły masz ten wisiorek... Dawaj go.

Aisha: Co...? - jęknęłam zachrypniętym głosem.

Sasha: Głucha jesteś?! Oddawaj naszyjnik! No chyba, że chcesz abym sprowadziła tu rodziców - uśmiechnęła się złowieszczo.

Świetnie, jeszcze ich mi tu brakuje...

Sasha: Dobrze, a więc nie pozostawiasz mi wyboru - wyciągnęła komórkę ze swojej małej torebki i wybrała numer - Masz ostatnią szansę śmieciu.

Stałam bez ruchu. Nie ważyłam się drgnąć. Bałam się nawet oddychać. Pierwszy raz od sześciu lat jestem w sytuacji, gdzie nie mam prawa się postawić, zacząć dyskutować czy jak oni to ujmują "pyskować" ani odezwać się bez pozwolenia. 

Sasha: Tak myślałam - wcisnęła zieloną słuchawkę - Halo? Tatuś? Przyjedź jak najszybciej z mamą pod wejście do parku. Ktoś chce się z tobą widzieć - posłała mi szyderczy uśmiech - Nie obchodzi mnie, że jesteście teraz zajęci! Macie tu być za pięć minut i kropka! Zrozumiano?! - rozłączyła się i rzuciła telefonem o chodnik.

Zamrugałam parę razy z niedowierzenia. Wiedziałam, że jest rozpuszczona jak dziadowski bicz, ale nie wiedziałam, że aż tak.

Sasha: No i co się gapisz?! To przez ciebie rzuciłam tym gównem, bo mnie wkurwiłaś! Będziesz to teraz odkupywać! Albo lepiej nie bo weźmiesz jakiś tandetny model za dwadzieścia tysięcy - parsknęła.

Po paru chwilach niedaleko nas zaparkowało złote, sportowe auto a z niego wysiadło małżeństwo Bojko. Kobieta wystrojona była w czarny kombinezon ze złotymi akcentami, za to mężczyzna - w czarny garnitur. Zmierzali w naszą stronę szybkim krokiem. Można było dostrzec u nich złość i obrzydzenie moją osobą, bo przecież swoją małą księżniczkę kochają nad życie, a ja zepsułam im plany, więc zasługiwałam na mieszkanie w piwnicy i kromkę chleba z wodą i cukrem trzy razy dziennie - na śniadanie, obiad i kolację.

MamaA: Sarah, kochanie, naprawdę sprowadziłaś nas tutaj tylko po to, abyśmy musieli znowu widzieć się z tym czymś? - wskazała na mnie palcem - Wiesz, że mamy dużo lepsze rzeczy do roboty misiu.

Spuściłam wzrok.

Sasha: Ale ona pieprznęła moim telefonem o chodnik! - pisnęła.

TataA: Słucham?!

||Supa Strikas|| Nowa DrużynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz