LAURA
Patrzę na choinkę oraz lampki, którymi ozdobione jest okno i jestem z siebie dumna. Ethan wielokrotnie kazał mi to wszystko zdjąć, ale odkąd praktycznie każdy klient chwali moje dekoracje, zaprzestał zwracać na to uwagę. Oczywiście nie przyzna mi racji i do końca życia będzie zarzekał się, że wygląda to źle. Mimo to, dobrze wiem jak bardzo mu się to podoba. Od tygodnia panuje tutaj zdecydowanie lepsza atmosfera niż kiedykolwiek i każdy chodzi z dobrym humorem.
No prawie każdy.
Od dwóch dni Ethana ewidentnie coś gryzie. Jest markotny, rzuca sarkastycznym komentarzami zdecydowanie częściej niż zazwyczaj i wszyscy pracownicy unikają go jak ognia. Próbowałam wyczuć co doprowadza go do takiego stanu, ale za każdym razem zbywał mnie słowami, że wszystko jest z nim w porządku i, abym zajęła się w końcu sobą. Zastosowałam się do jego rady i nasze rozmowy ograniczały się do powitań i pożegnań lub ewentualnie wydawania przez niego poleceń co mam zrobić. Sprawami zajmowali się inni prawnicy, a Ethan ogarniał spotkania z klientami. W jego kancelarii panowała taka zasada, że on brał jedynie te najważniejsze sprawy, a resztą zajmował się każdy inny. Ciekawiło mnie kiedy ja w końcu będę mogła zajmować się bronieniem ludzi. Chciałam poczuć na sobie tą presję i stres przed rozprawą. Mam ochotę zaangażować się w czyjąś sprawę na tyle, aby poświecić temu całe życie. Może to głupie, ale na myśl jaką satysfakcję odczuwałabym po takiej sprawie, tym bardziej mam na to ochotę.
-I jak z Daviesem?-szepcze do Very.-Jakoś idzie?
-Dość sporo rozmawiamy.-przyznaje.-On jest strasznie zamknięty. Nie wiem, może to jakieś moje głupie odczucie, ale mam wrażenie, że jest zainteresowany kimś innym.
-On?-parskam.-Na pewno bym o tym wiedziała. Zapewniam cię, że nie ma żadnej kandydatki.
-Podczas naszej każdej rozmowy wydaje się jakby nieobecny? Nie wiem, jakby zwyczajnie mnie nie słuchał. Na pewno ze mną nie flirtuje, ani nic w ten deseń. Zachowuje się czysto koleżeńsko.
Dlaczego to co mówi sprawia mi satysfakcję?
-Daj mu czas.-doradzam.-Pewnie potrzebuje więcej.
-Zdecydowanie nie potrzebuje.-głośno mówi głos za naszymi plecami.
Obie odwracamy się w tym samym czasie, a na widok Ethana robi mi się słabo.
Dlaczego to musi być akurat on? Przecież on nas zabije. Jego spojrzenie wywołuje ma moim ciele dreszcze, ale nie te z rodzaju przyjemnych.
-Ethan....Posłuchaj...-zaczyna Vera, ale brunet unosi dłoń i skutecznie ją tym ucisza.
-Cokolwiek chcesz powiedzieć, mam to w chuju.-syczy.-Dzisiaj żegnasz się z pracą Vero. Nie toleruje rozmów w czasie pracy, a tym bardziej nie akceptuje tego, że w jakikolwiek sposób ci się podobam. Starałem się dać ci subtelnie do zrozumienia, że nie jesteś w moim typie, ale widocznie nie dotarło. Dostaniesz wynagrodzenie za cały miesiąc, ale masz dwadzieścia minut, żeby wyjść.
-Ale jak to?!-unosi głos, a ja patrzę na całą sytuacje z szeroko otwartymi oczami.-Nie możesz tak!
-Owszem, mogę.-unosi jeden kącik ust do góry.-Nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków i nie jestem zadowolony z naszej współpracy. Na kamerach kilkukrotnie widziałem jak zamiast pracować przeglądasz media społecznościowe albo SMS-ujesz ze swoimi znajomymi. To poważna kancelaria Vero. Nie ma tutaj miejsca na szczeniackie zachowania.
-Jesteś okropnym człowiekiem!-po jej policzkach płyną jej łzy.-Opowiedziałam ci swoją historie życiową, a ty tak mnie traktujesz? Jak dla mnie jesteś mniej niż zerem i na zawsze tracę wiarę w gatunek męski! Byłam przekonana, że chociaż skończymy razem w łóżku.
CZYTASZ
My Addiction
Teen Fiction#2 𝓒𝓪𝓶𝓹 𝓢𝓮𝓻𝓲𝓮𝓼 ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dostaje się na rozmowę rekrutacyjną, a wraz z wejściem do jego gabinetu, jej św...