10 Szału nie ma, ale obleci pov: Holly

298 16 11
                                    

Liczyłam na to, że ten facet się jednak nie zjawi. Co ja mówię – modliłam się po cichu o to, a ja praktycznie nigdy się nie modlę, a już na pewno nie od czasu wypadku mamy. Przecież to i tak nic nie daje. No i chuj, nic nie dało – zjawił się.

Dziadek wyglądał nawet miło, ale wkurzał mnie tym ciągłym powtarzaniem – panienki Anderson to, panienki Anderson tamto. Jakbyśmy nie wiedziały, jak się nazywamy. Gdy powiedział, że lecimy prywatnym odrzutowcem, to przez chwilę mnie zamurowało.

 To ja tu upycham walizki po kokardę, żeby tylko jak najwięcej ważyły, żeby pseudo ojciec zapłacił jak za złoto, a tu jednak wychodzi, że skoro ma swój własny samolot, to raczej go stać na taki nadbagaż.

 I po co ja pchałam te 3 worki kociego żwiru do dużej walizki? I wszystkie albumy ze zdjęciami? Cały sprzęt sportowy i stroje z zawodów – chociaż ich i tak nie potrzebuję? Nawet wzięłam cholerną Biblię, bo wielka i ciężka. Biedna Katia, miała co dźwigać...

Samolot no cóż, wyglądał jak samolot. Taki dość osamotniony był na płycie lotniska, bo oprócz niego było pusto. Przed wejściem – normalnie jak powitanie rodziny królewskiej – cała załoga na baczność. Gość w czarnym ubraniu od razu skojarzył mi się z ochroniarzem i oczywiście – trafiłam. Miałam doświadczenie z podobnymi typami – czasami obstawiali ważniejsze zawody i pilnowali, żeby publiczność za bardzo nie zaczepiała zawodników. 

Kobieta, która pomagała wnieść nasze bagaże była taka przeciętna, ani ładna, ani miła, natomiast pilot Jack wydawał się spoko. Wyglądał na wesołego, miałam nadzieję, że dobrze lata. Ten drugi też raczej był sympatyczny.

Nasz dziadek adwokat wkurzył mnie tekstem, że czytał informacje o nas. A co to, kurwa, gorąca linia, czy co? Jebana Wikipedia? Żeby szukać informacji o nas? Niech się nie przyzwyczaja, długo tam nie będziemy. Zrobię wszystko, żebyśmy jak najszybciej wróciły do domu – do Wiriana i Katii.

A właśnie – Wirian i Katia... Jak cholernie ciężko było się z nimi żegnać. Myślałam, że nie wypuszczę przyjaciela z objęć, ale Hope już stała za mną i się niecierpliwiła, to w końcu oderwałam się od chłopaka. Ostatnie spojrzenie na naszych bliskich... I weszłam do tego wstrętnego samolotu. 

No może nie był wstrętny z wyglądu, tylko ogólnie – przerażający. Po wejściu ta cała Bonnie zaczęła nas oprowadzać, a dziadek gdzieś zniknął, wyglądało na to, że nie będzie siedział przy nas podczas lotu. I bardzo dobrze, będziemy miały spokój.

Samolot w środku wyglądał bardziej jak statek. Podłoga wyłożona była granatowym dywanem, czy tam wykładziną, nigdy tego nie odróżniałam, wszystkie meble jasne ze wstawkami z ciemnego drewna. Dwie wielkie kanapy ustawione były naprzeciwko dużych rozmiarów telewizora, a obok stał stół i krzesła – jak w jadalni. Tak też powiedziała stewardesa, że tu jest część wypoczynkowo – jadalniana. Po lewej stronie od kanap stały cztery duże, rozkładane fotele.

 Idąc za stewardesą doszłyśmy do sypialni, za którą była łazienka z prysznicem i toaleta. Następnie wróciłyśmy się tą samą drogą, którą tu weszłyśmy i przeszłyśmy do przodu samolotu – tu kryło się biuro, sala konferencyjna (dziadek adwokat siedział tu rozwalony nad laptopem i coś czytał), a następnie Bonnie pokazała nam kabinę pilotów. Po tej całej wycieczce krajoznawczej wróciłyśmy do części wypoczynkowej.

 Usiadłam wygodnie na kanapie obok Hope, chociaż chyba te tabletki od Katii zaczęły działać, bo poczułam się senna. Nie chciałam iść sama do sypialni, wolałam zostać z siostrą. Obok kanapy ktoś z obsługi położył transporter z pchlarzem Hope, ale kocur spał i nic sobie nie robił z tego, że nawet drzwiczki miał otwarte.

Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz