56 Diabelskie koty ciotki Honorii Pov: Holly

232 14 2
                                    

Późną nocą dojechaliśmy do Nowego Jorku. Miasto nie wyglądało na śpiące, w przeciwieństwie do Leny i chłopaków. Wymęczył ich ten dzień, oj wymęczył.

Ciotka Helen czekała na nas w holu swojego eleganckiego i przestronnego domu. Była wysoką, szczupłą i bardzo zadbaną kobietą. Kasztanowe włosy sięgały jej trochę poza ramiona, a niebieskie oczy spoglądały na mnie z ciekawością.

- Miło mi cię poznać Holly. Jesteś taka podobna do Henrego – Oj, nie polubimy się za takie teksty, ciociu...

Przytuliła mnie, tak jak i chłopaków, a z Leną wymieniła uścisk dłoni. Naburmuszona mina dziewczyny nie zachęcała do bliższych interakcji. Z racji późnej pory i naszego zmęczenia kobieta nie zatrzymywała nas na dłuższe pogawędki, tylko wskazała odpowiednie pokoje i życzyła spokojnej nocy.

Następnego dnia również wstaliśmy bardzo rano, czekało nas jeszcze kilkanaście godzin drogi do Halifax.

- Szkoda, że nie chcecie lecieć samolotem. Z Nowego Jorku to raptem 2 godziny – poinformował nas mąż ciotki Helen, wujek Allan. Mężczyzna był całkowitym przeciwieństwem swojej żony: niski, okrągły, łysiejący, ale jednocześnie tak śmieszny i sympatyczny, że dobrze nam się z nim rozmawiało.

- Bardzo chcieliśmy lecieć samolotem, bardzo... Ale ktoś uparł się utrudniać nam życie... - Haiden mordował mnie wzrokiem. Odwzajemniłam złe spojrzenie.

- Chciałam ich lepiej poznać i pokazać, że pewnych rzeczy się nie robi. Na przykład nieładnie jest skarżyć na innych. Szczególnie na mnie.

Wujek Allan zaśmiał się serdecznie.

- Typowe rodzeństwo. Skacze sobie do oczu, a innym i tak nie dałoby się skrzywdzić.

- Myślę, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś chciał poturbować Harva. Nawet bym mu kibicowała. Temu komuś oczywiście – dodałam z fałszywie słodkim uśmieszkiem.

- A ja myślę, że tylko tak mówisz. Nasze bliźniaki też co chwilę się kłócą i biją, ale gdy jacyś chłopcy wyśmiewali się z Cami na boisku, to Cody od razu zareagował. Musiałem iść potem na dywanik do szkoły, ale i tak byłem dumny z syna.

Dzieci ciotki Helen odziedziczyły na szczęście urodę po matce, chociaż Camille miała brązowe oczy Allana i włosy jaśniejsze niż brat. Nie mieliśmy okazji lepiej ich poznać, bo musieliśmy się zbierać w dalszą drogę.

- Do zobaczenia za dwa dni u Honorii – pożegnała nas Helen.

Kolejny dzień naszej podróży nie był wcale mniej męczący dla braci. Bardzo się o to starałam. Gdy Harv zabronił wychodzić na lunch z auta i zamówił coś z restauracji dla zmotoryzowanych, od razu tego pożałował.

- Holly, kurwa, to Bugatti, a ty pół tapicerki ujebałaś mi ketchupem!

- Trzeba było zapewnić mi odpowiednie warunki do jedzenia, na przykład stół.

- Ty się w ogóle nie umiesz nigdzie zachować! Nie ma bata, że z tobą wracam, o nie. - Harv aż jęknął, gdy zobaczył, jak przypadkiem rozlewam napój na deskę rozdzielczą.

- Ups. To przypadkiem. Ciasne to twoje Bugatti.

- Przysięgam, że cię skrzywdzę, jeśli rozjebiesz mi samochód Holly. Nie przeginaj! - Aż mu żyłka pulsowała na skroni.

- Ty to musisz iść na jakiś trening emocji Harv. Hope rozjebała auto Haidena, a on nawet na nią nie nakrzyczał. Ja tu tylko trochę wody wylałam, a ty od razu z ryjem wyskakujesz.

- Hope zrobiła to przypadkiem, a u ciebie wszystko jest specjalnie i z premedytacją Holly. To jest zajebista różnica.

- Przez grzeczność nie zaprzeczę. - Ułożyłam się wygodniej w fotelu.

Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz