Miałam deja vu. Cholerne deja vu.
Kończyłam zajęcia on-line z programowania i byłam z siebie bardzo zadowolona, bo stworzyłam projekt ciekawej gry i już zacierałam ręce na dalsze jego szlifowanie, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Na początku nawet nie wstałam – liczyłam, że zrobi to mama lub Holly, przecież jeszcze niedawno kręciły się na parterze i pakowały jakieś graty do wywiezienia. Dopiero po chwili przypominałam sobie, że przecież pojechały po jeszcze jakieś rzeczy i do charity shopu.
Zeszłam niechętnie po schodach z myślą, że to pewnie listonosz, kurier albo jakieś harcerki z ciasteczkami. Niestety nie było to żadne z nich. Na progu stał szeryf. I Katia. Cholernie złe combo.
Nie musieli nic mówić. Wiedziałam. Po prostu wiedziałam. A nawet, gdybym była niedomyślna – wystarczyło spojrzeć na zapłakaną twarz Katii. To znowu się dzieje. Znowu.
Katia podeszła i mocno mnie przytuliła. Starała się nie łkać za bardzo, ale jej nie wychodziło. Ja też się rozpłakałam.
- Mama? - zapytałam tylko. Szeryf kiwnął głową.
- A Holly? - to już wyszeptałam, nic głośniejszego nie było wstanie wyjść z mojego ściśniętego strachem gardła.
- Jest w szpitalu - powiedział szeryf.
- Ale jak to się stało? Przecież dopiero tu były... Widziałam je, chodziły po domu... Jak?! Kiedy?! - prawie zaczęłam krzyczeć.
- Dwie godziny temu na trasie do Knik River. Coś musiało zdekoncentrować twoją mamę, bo gwałtownie zjechała z drogi - odpowiedział mi szeryf podczas gdy Katia dalej mocno mnie trzymała w ramionach.
- Dwie godziny?! Ale one tu były dopiero co... dopiero... - czyżbym straciła rachubę czasu siedząc przed komputerem? Ale jak? W mojej głowie kłębiło się milion myśli.
- Zostanę dziś tu z tobą, dobrze Hope? - zapytała mnie Katia – Właściwie zostanę z tobą kilka najbliższych dni.
- Czy mama też jest w szpitalu? To znaczy, czy ona... czy ona... - nie byłam w stanie dokończyć pytania.
- Tak, ale jest z nią bardzo źle – te kilka słów wypowiedzianych przez szeryfa sprawiły, że gdyby nie to, że Katia mnie trzymała, to upadłabym na podłogę.
- Nie! Nie! Nie! Nie! - teraz to już krzyczałam na cały głos – To nie może być prawda! Nie może! To na pewno pomyłka, ona zaraz wrócą, zaraz tu przyjadą... Ja... Ja muszę wyjść na podjazd! Muszę patrzeć, czy nie jadą, bo one zaraz przyjadą... Na pewno przyjadą, to pomyłka – słowa wypadały z moich ust bez ładu i składu, za to z prędkością karabinu. Wręcz je z siebie wyrzucałam.
Złapałam Katię za ramiona – To pomyłka, one wrócą, WRÓCĄ!
- Mama cały czas walczy, skarbie. Musimy się modlić. Teraz wszystko jest w rękach Boga – wyszeptała Katia patrząc prosto w moje zapłakane i przerażone oczy.
- A Holly? Jest w szpitalu tak? Ja chcę do niej jechać! TERAZ CHCĘ DO NIEJ JECHAĆ! Ja muszę... Muszę ją zobaczyć...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - zaczął szeryf, ale ja nie słuchałam. Wyrwałam się Katii i pobiegłam na podjazd, do samochodu szeryfa. Pociągnęłam za klamkę i usiadłam w środku.
W innej sytuacji pewnie dziwnie czułabym się siedząc pierwszy raz na tylnej kanapie policyjnego samochodu jak jakiś przestępca, ale teraz było mi wszystko jedno.
Chciałam jak najszybciej jechać do szpitala. Szeryf i Katia o czymś jeszcze rozmawiali, bo Katia gestykulowała dość mocno, ale na szczęście szybko skończyli i przyszli do samochodu. Pojechałam z nimi do szpitala.
CZYTASZ
Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONE
AcciónBliźniaczki Anderson mają wszystko - są piękne, bogate, kochane przez rodziców i niesamowicie rozpieszczone. Ojczym nie widzi świata poza nimi ich mamą, a wszyscy uczniowie w szkole chcieliby choć na chwilę ogrzać się blaskiem popularności Holly: m...