Po nocnej psychoterapii z Hope czekała mnie po południu nie mniej pasjonująca rozmowa z Harrym. A przynajmniej tak obstawiałam po tej ostatniej wymianie zdań, jeszcze w Miami.
Spotkało mnie jednak niemiłe zaskoczenie – i wcale tego nie ukrywałam, oczywiście – zamiast do gabinetu brata zostałam poproszona o pójście do gabinetu... ojca. Ale że Henry?! Tu?! Teraz?!
Mężczyzna podniósł się na mój widok z fotela. Uniósł nawet trochę ramiona, jakby chciał mnie przytulić, ale widząc mój zerowy entuzjazm szybko opuścił je z powrotem. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby mnie analizował. Miał poważny wyraz twarzy.
- Holly... tak się cieszę, że nic ci się nie stało... - zamilkł na chwilę – Proszę usiądź. Powinniśmy porozmawiać.
- Co tu robisz? Myślałam, że jesteś w Sydney... - zaczęłam.
- Jeszcze kilkanaście godzin temu byłem... Wyleciałem od razu, jak się tylko dowiedziałem o tobie. Pół godziny temu dotarłem tutaj – odpowiedział. Rzeczywiście wyglądał na zmęczonego. - Holly... dlaczego uciekłaś? Czy chłopcy zrobili coś złego? Coś cię zaniepokoiło?
- Rozmawiałam już dziś o tym z psychologiem... Naprawdę nie wiem, dlaczego tak wyszło. Na początku chciałam po prostu w końcu wyjść z domu... Tak sama... A gdy już wyszłam to... to nie chciałam wracać – powiedziałam zgodnie z prawdą – Wiem, że to głupie. Że wszyscy się starają... Ale po tym grzebaniu w mojej szafie i pomyśle edukacji domowej... Gdy zobaczyłam wczoraj jak Hope jest mierzona przez krawcową, bo ona będzie miała mundurek do szkoły, a ja nie... Ja będę cały czas zamknięta w domu... To nie wytrzymałam! - westchnęłam głośno.
- Wiesz, dlaczego poprosiłem Penny o przejrzenie ubrań? I dlaczego zaplanowałem edukację domową, prawda?
- Tak, za Miami. Też nie byłam do końca w porządku. Naraziłam Hope na nieprzyjemności. Przeprosiłam ją w nocy za to... - przez dłuższą chwilę oboje milczeliśmy. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach.
- Co mógłbym zrobić, żeby żyło ci się tu lepiej?
- Chciałabym wychodzić na zewnątrz tak jak chłopaki. Nie tylko do psychologa i na treningi, ale tak po prostu – na zakupy, do kina, restauracji... I wiem, w domu jest wszystko, to co na mieście, ale to jednak nie to samo...
- Chłopcy wychodzą ze znajomymi, ty jeszcze nikogo za bardzo tu nie znasz. Dopiero za 10 dni rozpocznie się rok szkolny... Może, jak kogoś polubisz, znajdziesz koleżanki to wrócimy do tego tematu, co ty na to?
- Jak mam znaleźć koleżanki, gdy przez cały semestr będę na edukacji domowej? Hope może kogoś znajdzie, ja nawet nie mam szansy spróbować...
- Dobrze, to może zmniejszymy semestr edukacji domowej do, powiedzmy, dwóch miesięcy? Zobaczymy jak nam to wyjdzie... Jeśli potrzebujesz swobody, to nie chcę ci jej ograniczać... Ale chcę, żebyś była bezpieczna – Spojrzał na mnie uważnie – Od sierpnia Klaus zostanie osobistym ochroniarzem Hope, będzie z nią jeździł do szkoły. Z tobą na treningi, sesje u terapeuty, a potem też i do szkoły, będzie jeździła Penny. Ona zostaje twoim osobistym ochroniarzem.
- Ale ona przecież jest szefową ochrony... Ma co robić w domu – zdziwiłam się takim obrotem spraw. Spodziewałam się szlabanu do 18 roku życia i edukacji domowej nawet na studiach, a tu może jednak się uda, że wrócę do szkoły. Nie za pół roku – za 2 miesiące...
- Już nie jest szefową ochrony... Po wczoraj... Sama zrezygnowała. Jest teraz jednym z ochroniarzy w naszym domu. Andrew przejął funkcję szefa ochrony. - To jeszcze bardziej mnie zaskoczyło.
- A ten ochroniarz przy bramie...
- Stracił pracę. Taka niekompetencja nie może być akceptowana.
Zamilkłam po tym stwierdzeniu. Facet stracił przeze mnie pracę. Trochę przykro mi się zrobiło, ale z drugiej strony rozumiałam Henrego – pewnie mało im nie płacił, a tu nastolatka potrafiła oszukać profesjonalnego ochroniarza. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Nie, kiedy do obowiązków podchodzimy poważnie.
CZYTASZ
Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONE
ActionBliźniaczki Anderson mają wszystko - są piękne, bogate, kochane przez rodziców i niesamowicie rozpieszczone. Ojczym nie widzi świata poza nimi ich mamą, a wszyscy uczniowie w szkole chcieliby choć na chwilę ogrzać się blaskiem popularności Holly: m...