42 To przypadkiem! pov: Holly

240 12 11
                                    

Ten piątek zaczął się niezwyczajnie, gdyż wstałam o kurwesko nieludzkiej porze. Jakoś tak nie mogłam się doczekać tego, co miało za chwilę stać się prawdą. Hope nie pomagała – przydreptała z rana cała w emocjach – jak ja gardzę wszelkimi uczuciami... To przez nie ludzie są słabi i łatwi. 

Udało mi się trochę ją uspokoić, więc mogłam pójść do jej/swojego pokoju i nałożyć ten podrzędny mundurek. Żeby się nie zdziwili, że za te parę tygodni ja tak będę chodziła... Dzisiaj jednak byłam wzorową Hope i bez gadania dałam wystylizować się w bezwyrazowy ideał. Całe to przygotowanie nie wzbudzało we mnie zbytniej ekscytacji, ciekawie zaczęło się robić dopiero, gdy pożegnałam siostrę i zeszłam do jadalni.

- Cześć – powiedziałam do przygłupów i rzuciłam przymilny uśmieszek. Hope zawsze broniła ich nieistniejącej inteligencji, więc powinnam się wczuć w klimat i udawać, że ich debilizm mnie nie wkurza.

- Hej Hope – Harvey był jak zwykle elokwentny. Haiden powtórzył to samo – no cóż... oryginalnie.

Nałożyłam sobie mój ulubiony zestaw śniadaniowy, a bracia spojrzeli na mnie dziwnie:

- Nie chcesz dzisiaj tostów? Kilka dni temu mówiłaś, że nie możesz bez nich żyć... - Haiden przyglądał się z uwagą moim kanapkom z bezglutenowego chleba i pasty z makreli.

- Rozszerzam swoje horyzonty i pokonuję bariery smakowe. Czytałam, że dobrze jest mieć urozmaicenie, tak dla zdrowia – i znowu ten jebany uśmieszek. Jakie to bycie miłym dla przygłupów jest wkurwiające. Na szczęście nie zainteresowały ich moje wywody i do końca śniadania nie zwracali na mnie uwagi.

Zamknęłam oczy na chwilę, gdy podchodziliśmy do garażu. Cholerny łosiokrzak... kiedyś go podpalę, przyrzekam. Harvey sprawnie wyjechał, a ja w pierwszym odruchu podeszłam do drzwi od strony pasażera, jednak szybko przesunęłam się krok w tył – przecież Hope zawsze siedzi z tyłu. Musiałam panować nad odruchami jak nic...

- To jaki jest plan dnia? - zapytałam, gdy już byliśmy w drodze. Milczenie podczas rozmowy braci aż mnie skręcało. Tak bardzo chciałam przyjebać się do każdej głupoty, którą mówili, ale nie mogłam. Hope zazwyczaj milczy i odzywa się tylko od czasu do czasu. Masz być nią Holly, wczuj się.

- Taki jak zawsze: jesteś grzeczna, słuchasz się nas, możesz gadać z koleżankami, trzymasz się z daleka od Prestona, nic nowego. Po zajęciach czekasz na parkingu, aż przyjdziemy. Nie robisz nic głupiego, bo Holly nas zajebie – no normalnie miód na moje uszy... przygłupy się mnie bali, zajebiście!

Gdy weszłam pierwszy raz do szkoły, starałam się postępować zgodnie ze wskazówkami Hope: matematyka na parterze, korytarz po prawej od sekretariatu. Udało mi się to szybko znaleźć. Stanęłam pod drzwiami i czekałam. W międzyczasie rozejrzałam się po korytarzu – wszyscy wydawali się tacy pospolici, zero towaru dla mnie. Bracia mignęli mi gdzieś tam w tle – Haiden macał się z jakąś średnią laską, Harv rżał głośno z kolegami.

- Cześć Hope – obcy głos przeszkodził mi w kontemplacji codziennych zachowań przygłupów. Spojrzałam na osobę wypowiadającą te słowa. Chłopak wyglądał na miłego i był nawet przystojny. To pewnie ten Luke z którym mam się nie macać. A szkoda...

- Cześć... - powiedziałam i powoli zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głowy.

- Wszystko w porządku? Tak mi się przyglądasz...

- Zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tylko przyjaciółmi – o matko, chyba nie powinnam tego mówić... - znaczy się, tak, wszystko okej.

Chłopak przyglądał mi się uważnie, więc uśmiechnęłam się szeroko.

Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz