Hope miała kłopoty. Płakała.
Czułam, jak ogarnia mnie wściekłość.
Jakiś napakowany typ stał koło niej i straszył ją groźną miną. Obok znajdował się ten cały Harry, ale nic za bardzo nie robił.
Podeszłam do nich i zasłoniłam siostrę tak, żeby skupili się na mnie. Trochę słabo się czułam, więc skrzyżowałam ręce, by dodać sobie trochę wojowniczości.
Gość myślał, że wyprowadzi mnie z równowagi durnymi tekstami. Nie ze mną takie numery, nie takich typów gasiłam jak zapałki.
Z równowagi wyprowadziło mnie dopiero wirowanie salonu. Aż złapałam się za głowę i wyciągnęłam rękę, żeby się czegoś podeprzeć, ale nie zdążyłam, bo nagle ogarnęła mnie ciemność.
Czułam, że ktoś klepie mnie po twarzy. Nie było to mocne, ale na tyle intensywne, że otworzyłam oczy.
- Dlaczego mnie bijesz? - zapytałam Harrego, bo to on akurat znajdował się przede mną.
- Nie biję cię, a próbuję ci pomóc. Dajcie jej coś do picia – powiedział patrząc gdzieś ponad moją głową. Ktoś się go posłuchał, bo usłyszałam kroki – na początku oddalające się, ale za chwilę zbliżające. To ten napakowany typek podszedł do mnie ze szklanką wody.
Na początku chciałam jakoś zaprotestować, ale Hope usiadła koło mnie i mi też pomogła usiąść. Obejmowała mnie za plecy, gdy w końcu przemogłam się i wzięłam szklankę od chłopaka. Harry gdzieś odszedł, ale skupiłam się na wodzie i nie śledziłam jego ruchów. Po chwili znowu do mnie podszedł.
- Nie ruszaj się stąd. Za chwilę przyjdzie tu pielęgniarka i cię zbada – dalej przyglądał mi się z zastanowieniem. Wkurzyło mnie to. Nic mi się nie działo, po chuj jakaś pielęgniarka?
- Nie potrzebuję badania, nic mi nie jest – starałam się brzmieć stanowczo.
- Zwymiotowałaś do wazonu z kwiatami w moim gabinecie, a następnie zemdlałaś w salonie. Zdecydowanie potrzebujesz badania – no, cóż, niestety tu miał rację, musiałam mu to przyznać. Nie odpowiedziałam nic, moja milcząca zgoda musiała mu wystarczyć.
- Co zrobiła w twoim gabinecie? - zapytał jakiś chłopak, którego dopiero teraz zauważyłam. Ogólnie zaczęłam rozglądać się po wszystkich trzech facetach obecnych w salonie, bo na dobrą sprawę tylko jednego z nich poznałam. Pozostali dwaj byli do siebie podobni – jeden wysoki i napakowany, drugi tylko trochę niższy i szczuplejszy. Obaj mieli brązowe włosy, ale jaśniejsze niż ja i Hope.
- Przecież poprosiłam o miskę. Wolałeś, żebym ozdobiła moimi wymiotami twoje wymuskane biurko? Skorzystałam z tego, co akurat było pod ręką – powiedziałam patrząc prosto na Harrego. Nie skomentował moich słów.
Do salonu weszła jakaś kobieta. Niosła ze sobą dużą, czarną torbę, więc domyśliłam się, że to pielęgniarka. Tylko jak ona tu się tak szybko znalazła? Też tu mieszka czy co?
Może gdzieś w piwnicy mają jebany szpital??? Biorąc pod uwagę zachowanie tego nadętego, agresywnego dupka, to zdecydowanie musiałby to być oddział psychiatryczny...
- Przyszłam zbadać pannę Anderson – spojrzała na mężczyznę w koszuli – Muszę poprosić wszystkich o zostawienie nas samych na chwilę.
- Dobrze. Przejdziemy do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać – te słowa skierowane były do chłopaków. Harry wyszedł z salonu, a za nim ci dwaj.
- Chciałabym, żeby moja siostra ze mną została – powiedziałam do kobiety.
- Jeśli czujesz się przy niej komfortowo, to jak najbardziej może zostać – odpowiedziała pielęgniarka i zaczęła mnie badać. Przeprowadziła też ze mną dokładny wywiad, wypytała chyba o wszystko.
CZYTASZ
Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONE
Fiksi RemajaBliźniaczki Anderson mają wszystko - są piękne, bogate, kochane przez rodziców i niesamowicie rozpieszczone. Ojczym nie widzi świata poza nimi ich mamą, a wszyscy uczniowie w szkole chcieliby choć na chwilę ogrzać się blaskiem popularności Holly: m...