22 Nie róbcie ze mnie wariatki!!! Pov: Holly

321 15 8
                                    

Hope jak zwykle była za miękka i szybko się poddawała. Jak ona mogła się rozpakować?! A gdzie nasze plany o szybkim opuszczeniu tej jebanej willi?! To nie tak miało być!

Wiedziałam, że tylko ja byłam na tyle zdeterminowana, żeby wyrwać nas stąd. Nie potrzebowałyśmy nowej rodziny. Nie potrzebowałyśmy tego cholernego pseudo ojca! Chciałyśmy wrócić do naszego domu, do ludzi, którzy byli dla nas ważni.

Ta cała zgraja Andersonów nigdy nie stanie się istotna.

Czekałam, aż Hope się ogarnie i mnie przeprosi za swoje durne zachowanie. Specjalnie nie odzywałam się do niej cały wieczór, a rano zeszłam wybitnie wcześnie na śniadanie, żeby tylko nikogo nie spotkać.

Okazało się, iż były to marzenia ściętej głowy, bo w jadalni siedzieli Henry i Harry. Aż mnie cofnęło, gdy ich zobaczyłam, ale po chwili pomyślałam sobie, że przecież nie będę się ukrywać jak debil, bo nie miałam się czego bać.

- Dzień dobry – odezwał się ojciec, gdy tylko mnie zobaczył. Skinęłam mu głową i zabrałam czysty talerz z przygotowanego dla mnie miejsca, po czym usiadłam jak najdalej od nich.

- Przysuń się bliżej. Nie będziemy krzyczeć przez stół – zachęcił Henry, ale olałam jego propozycję.

- Nie musimy krzyczeć, bo nie zamierzam z wami rozmawiać – odparłam z wrednym uśmiechem.

- Co się stało, że nie zamierzasz z nami rozmawiać? - zapytał Harry.

Westchnęłam. W końcu miałam się do nich nie odzywać, ale nie zaczaili bazy.

- Może to, że przetrzymujecie mnie wbrew mojej woli? Że musiałam opuścić mój dom, żeby znaleźć się tu, a wcale nie chcę tu być! - ostatnie zdanie im wykrzyczałam. Przecież siedzieli daleko, a ja chciałam, żeby dokładnie do nich dotarło.

- Rozumiem, że jest ci trudno przyzwyczaić się do nowej sytuacji, ale nie odbieraj nas jako wrogów. Jesteśmy rodziną i mam nadzieję, że z biegiem czasu to zaakceptujesz – ojciec przyglądał się mi z powagą, tak samo jak i najstarszy z braci.

- Na pewno szybciej bym to zaakceptowała, gdybym wróciła do własnego domu. Może nawet zaakceptowałabym was na tyle, że byłabym skłonna wysyłać wam pocztówki na święta – odwzajemniłam zdecydowane spojrzenie. Henry tylko pokręcił głową.

- Wiesz, że nie pozwolę na wasz powrót do Anchorage. Wasze miejsce jest przy nas.

- Nasze miejsce jest tam, gdzie są ludzie, których kochamy, a to na pewno nie jesteście wy!

- Musisz nas lepiej poznać, Holly. Nie skreślaj nas tak na samym starcie – dodał Harry, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak mnie rozpoznał? Po chwili zdałam sobie sprawę, że jednak styl mojej siostry znacznie się różni od mojego, a do tego pewnie zauważył tatuaż i kolczyk. Musiałam niechętnie przyznać, że brat miał dobrą pamięć i był bystry.

- Nie chcę was poznawać! Nie chcę, żebyście poznawali mnie! Nie zamierzam udawać, że wszystko jest dobrze, bo to nieprawda! Mieliście szesnaście lat, żeby nas spotkać, a teraz jesteśmy tu tylko dlatego, że sąd tak zdecydował! I nie wmawiajcie mi, jaka to rodzina jest dla was ważna. Tyle lat mieliście nas w poważaniu! Nawet nie wiedzieliście o mnie! - odeszła mi ochota na śniadanie. Wstałam z miejsca i nie przerywałam swojego wywodu – Gdybyśmy rzeczywiście były dla was istotne, to już dawno byśmy się poznali. Widocznie tak nie było...

- Usiądź, kochanie – odezwał się Henry – przez te wszystkie lata wielokrotnie prosiłem waszą mamę o spotkanie, jednak zawsze mi odpowiadała, że moja córka nie jest tym zainteresowana. Proponowałem, że będę zabierał Hope na wakacje, jednak Lisa się nie zgadzała. Może rzeczywiście powinienem być bardziej natarczywy. Może powinienem zignorować prośby waszej mamy i po prostu pojechać na Alaskę i was zabrać, bez względu na to, czy chciałybyście, czy nie.

Hope and Holly część 1 [16+] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz