Rozdział VIII (In the arms of danger)

179 19 3
                                    

David


- Możemy pogadać? – Sugeruję tym jej przyjaciółce, żeby sobie poszła.

Wymieniają się spojrzeniami, widzę, jak Elizabeth wzrokiem prosi, by ta została, ale ruda postępuje słusznie i odchodzi. Blondynka, która zawładnęła kilkanaście minut temu każdym moim zmysłem, przygląda się bacznie drzewu, które rośnie przed domem Trish. Jej ramiona lekko drżą, a oddech jest szybszy niż wtedy, gdy zacząłem się do niej zbliżać w łazience.

- Nie mam ochoty rozmawiać – na chwilę odrywa się od podziwiania dębu i kieruje na mnie swoje posępne spojrzenie – jadę do domu.

Rusza w kierunku swojego samochodu stojącego na podjeździe, ale kiedy łapie za klamkę, podbiegam do niej szybko i przytrzymuję drzwi.

- Dlaczego uciekasz?

- Mówiłam, że zapomniałam o...

- Znam cię krótko – przerywam jej- ale wiem, że kłamiesz. Gdyby nie Trish to pewnie teraz...

- Stop- teraz to ona mi przerywa- nie kończ, nie chcę tego słyszeć.

Próbuje otworzyć drzwi, szarpiąc za klamkę, ale nie ułatwiam jej tego- przeciwnie- opieram się o nie.

- Mógłbyś się odsunąć, chcę jechać.

Spogląda na mój tors, a konkretnie w jedno miejsce, na tatuaż, o który wcześniej pytała.

- Myślałem, że tego chciałaś.

- To źle myślałeś- unosi się- odsuń się Nelson.

- A co jeśli tego nie zrobię Mitchell? – Droczę się z nią, uwielbiam to.

- Proszę, zostaw mnie.

Przełykam ślinę tak głośno, że nawet w domu zapewne to słyszeli. Spoglądam na dziewczynę, której smutek zmieszał się z bezsilnością, nie potrafię na to patrzyć. Zawsze myślałem, że ten widok to nagroda, czułem się dobrze, z tym że ktoś mnie pragnie, a ja jestem dla niego nieosiągalny. Dlaczego więc teraz tak nie jest? Dlaczego teraz nie potrafię tego olać i uznać za coś normalnego?

Lekkie podmuchy wiatru rozwiewają jej mokre blond włosy, a opalona twarz lśni w blasku słońca. Rozchyla lekko usta, a jej oczy przepełniają łzy, widzę to, czego pragnąłem, ale nie czuję satysfakcji...

Odsuwam się, wciąż na nią patrząc. Kiedy odjeżdża, czuję, jakby ktoś mi coś odbierał. Nie powinienem się do niej zbliżać, nie powinienem był za nią iść, bo teraz czuję, że muszę się zatroszczyć, by znów się uśmiechała, jak przed tym, co zaszło, a gdy to się stanie, odsunę się w kąt.

Odwożę Victorię do domu, dokładnie tak jak obiecałem. Rudowłosa dziewczyna usiadła z tyłu razem z Jackiem, a Zayn towarzyszy mi z przodu i klasycznie bawi się w DJ'a. Cały czas o czymś rozmawiają, ale ja w tym nie uczestniczę, próbuję ułożyć sobie w głowie najlepszy scenariusz na rozmowę z El.

- Powinieneś chyba skręcić, nawigacja chyba wie lepiej, jak dojechać do rudej.

- Wal się. – Prycha kobieta siedząca z tyłu.

- Pierwsze odwiozę was, a później ją. Mam coś do załatwienia.

- Co jest stary? – Klepie mnie w ramię „zakochany kundel" zajmujący miejsce pasażera tuż za mną.

- Nic, muszę jechać w jedno miejsce.

Zayn spogląda na mnie badawczo, wiem, że domyśla się, co planuje. Zna mnie na wylot, dużo lepiej niż Jack. Kiedy ich poznałem byłem w totalnej rozsypce, olewałem ich tak samo, jak każdą inną osobę, tylko dlatego, że ktoś bardzo mnie skrzywdził. Zayn nie pytał, nie oczekiwał przeprosin, nie naciskał, po prostu był, a Jack nienawidził mnie od kiedy się wprowadziłem. Chłopaki znali się od najmłodszych lat, ale Zayn wybrał mnie, miałem wyrzuty sumienia, ale nigdy się do tego nie przyznałem. Naprawiłem swoje błędy, gdy Jack zapisał się na boks w tym samym miejscu co ja i od tamtej pory jest nas trzech.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz