Rozdział XXVIII

86 11 2
                                    

David


Zachowanie matki mojej dziewczyny to totalny absurd. Nadal nie mogę uwierzyć w jej nagłą zmianę nastawienia w stosunku do mnie. Chciałbym mieć większą wiarę w ludzi, ale głównie ta kobieta mnie jej pozbawiła.

Zajadanie się i picie w towarzystwie śmiechów i rozmów o wszystkim, co kompletnie mnie nie dotyczy, jest przyjemne tylko z jednego powodu. Ten powód siedzi obok mnie. Nigdy nie sądziłem, że spotkam miłość i będzie ona moim wrogiem. Nigdy nie sądziłem, że moja babcia może mieć rację. Gdyby tu była na pewno znalazłaby świetne rozwiązanie, z którego wyszlibyśmy cało, ale niestety jej tu nie ma i muszę sam zacząć działać, a wyjazd do Waszyngtonu to początek mojej misji.

- Nie smakuje ci? – Sophie spogląda w moim kierunku.

- Jest świetne. – Popijam wino patrząc w jej fałszywe oczy.

- Cóż, od kilku minut wędrujesz widelcem po talerzu i nic nie ubywa.

- Zamyśliłem się.

Wiem, że nie będzie drążyć, nad czym myślę, ponieważ mogłaby pogrążyć samą siebie. James tylko patrzy na nią ukradkiem, a ja zastanawiam się, czy możliwe, że nadal ją kocha.

Elizabeth wygląda cudownie. Sam nie wiem, czy w ciągu swojego życia spotkałem kiedykolwiek równie piękną kobietę. Głupi jestem, że o tym myślę. Oczywiście, że nie.

Po zjedzonej kolacji i otworzeniu przez pozostałą trójkę prezentów Elizabeth zaproponowała, że posprząta. Pomagam jej w zbieraniu naczyń, podczas gdy jej rodzice siedzą na zewnątrz i popijają winko, jakby byli zakochani.

Kiedy zadzwoniła do mnie jej matka, że mam natychmiast wrócić, bo Liz zemdlała naprawdę brzmiała, jakby się martwiła. Ciężko uwierzyć w to, że ktoś, kto zrujnował życie swojego dziecka, może się o niego troszczyć. Zrujnował to trochę mocne słowo, bo jeszcze tego nie zrobiła i wierzę, że uda się tego uniknąć.

- Pójdę na górę, muszę zadzwonić.

- Jasne.

Obserwuję wychodzącą po schodach seksowną blondynkę, po czym idę w kierunku drzwi tarasowych. Przez szybę widzę, że rodzice El siedzą sobie w najlepsze. Po chwili James wstaje, a kiedy przekracza próg, mijam go z uśmiechem i dosiadam się do jego żony.

- Nie sądziłem, że stać panią na taki gest. Bardzo dziękuję za gościnność. – Mówię ironicznie i nalewam sobie wina do kieliszka jej męża albo byłego męża.

Parska śmiechem i przechyla szkło, by całą jego zawartość wlać sobie do gardła. Odchrząkuje lekko i skrzywia się z szyderczym uśmieszkiem:

- Słyszałeś takie przysłowie „przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej"?

- Obiło mi się o uszy.

- Właśnie tak jest w twoim przypadku. Nie usunę cię z życia mojej córki magicznym przyciskiem, a okazując ci swoją niechęć, mogłabym ją stracić. Nie chcę tego.

- Jak na osobę, której pali się pod nogami grunt- ściszam głos – jest pani bardzo spokojna. Pozwoli pani, że doleję wina.

Podnoszę się i wlewam do jej kieliszka czerwony płyn. Nie przejmuję się panującymi standardami, wlewam do pełna.

- Chyba nie bardzo cię rozumiem chłopcze.

- W sumie mamy coś wspólnego, bo ja pani też. – Patrzy na mnie skonsternowana. - Przeprowadziłaś się z Elizabeth do Portland i myślałaś, że jak to się skończy? Wiedziałaś, że w końcu ją spotkam.

Paper Memories | In the arms of danger | Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz